piątek, 26 października 2018

Rozdział 18

Podrywacz 4617










Mojej paczce z ostatniej klasy gimnazjum
Bo zawsze są i chcę żeby zawsze były
Eloo
          Tak musiały brzmieć słowa rozstania.
          Mój mózg odmówił analizy sytuacji. Nie wiem, jak długo siedziałem we własnej sypialni, niezdolny do jakiejkolwiek reakcji. Odciąłem się od rzeczywistości, podczas gdy za drzwiami impreza trwała w najlepsze.
          Wreszcie, gdzieś w środku nocy, gdy z całego towarzystwa zostali tylko ci najbardziej pijani, przez próg przeszedł Ozaki. Usiadł obok i coś do mnie mówił, chyba próbując mnie ocucić i wypytać, co się stało. Jedyne, co byłem zdolny zrobić, to oprzeć głowę na jego ramieniu.
          Ozaki, razem z kapitanem i Nanago wypili wtedy cały pozostały alkohol. A jednak mój przyjaciel ogarniał sytuację na tyle, by po chwili ciszy wpleść palce w moje włosy i delikatnie mnie do siebie przycisnąć.
          ― Co ty wyprawiasz, Nakira ― usłyszałem aż nazbyt wyraźnie. Mimo to, przytulony do jego chudego ramienia, wreszcie poczułem się bezpiecznie. I wtedy właśnie, gdy spokój ogarnął mój umysł, odpłynąłem.

+++

   21 maja

         Rano okazało się, że Ozaki zasnął krótko po mnie. Obudziłem się z głową na jego piersi, co nieźle mnie zdezorientowało. Nadal jednak byliśmy we wczorajszych ubraniach, więc nie miałem się czym martwić.
         W salonie zastałem smacznie śpiących Kagamiego i Hashigawę, kolejno na kanapie i na podłodze pod nią. Zanim ich wszystkich obudziłem, zdążyłem wypić pół butelki wody i przebrać się w świeższe ciuchy.
         Potwornie skacowany Ozaki odmówił współpracy, zakrywając się poduszką. Hashigawy nie obudziłby nawet dzwon kościelny, za to do rozplątania języka Kagamiego wystarczyły dwie herbaty.
         ― Po tym jak Atsushi wybiegł od ciebie z pokoju ― opowiadał, siedząc ze mną przy blacie w aneksie kuchennym ― wyszli za nim Takai i Mikorin. Byłem pijany, uznałem, że to załatwią ― wzruszył ramionami, upijając kolejny łyk naparu. Łowiłem jego słowa, pilnując, żeby łokieć nie zsunął mi się z blatu. Nadal byłem senny. ― Potem jeszcze coś tam robiliśmy, nie wiem, chyba nic nie zdemolowaliśmy. Potem Takashima zaczął coś pieprzyć od rzeczy i do ciebie poszedł. Po Nanago przyszedł wtedy Takai, nieźle się pokłócili, ale w końcu wyszli. Otama i Takeuchi też się z nimi zabrali. Jak Shigatsu zorientował się, że zabrakło połowy osób, to też wyszedł. No a potem jakoś zwaliłem się na kanapę i urwał mi się film - zakończył. Uśmiechnął się do mnie niemrawo. ― Do szkoły to już raczej nie zdążymy.
         ― Jest dziesiąta ― westchnąłem. ― Nie wiem, jak ja to później wytłumaczę.
        Tak naprawdę, oprócz kaca mordercy, miałem jeszcze jeden ważny powód, dla którego wolałbym nie chodzić do szkoły nawet do końca tygodnia. Ale Kagami o Midoriego nie pytał, a ja nie zamierzałem poruszać tematu.
        Zresztą, przecież to wszystko było już skończone. Popełniłem błąd i teraz będę wyciągał z niego wnioski.
        Pierwsze i najważniejsze: nigdy więcej nie wierzyć, że drugi chłopak mógłby zapałać do ciebie tym samym dziwacznym uczuciem, jakim ty darzysz jego.

+++

   popołudniu
 
         Najdłużej trwało wysłanie do domu Ozakiego. Jego rodzice i tak nie wracali z pracy przed ósmą wieczorem, więc nie musiałby nawet wysłuchiwać ich pretensji o to, że nie powiedział nic o nocowaniu i zdążyłby pozbyć się kaca. On jednak nie chciał się ruszyć z mojego mieszkania. Skończyliśmy w nogach łóżka przed laptopem, oglądając jakiś głupi serial. Spytałem go o testy i otrzymałem w odpowiedzi tylko nerwowe prychnięcie.
         ― Nie ma o czym mówić. ― Zamyślił się na chwilę. ― Wiesz, że przez noc nawet nie pisali?
         ― Rodzice?
         ― W ogóle. Nic ich nie obchodzę. Mógłbym nawet wrócić i oznajmić, że nocowałem w spelunie, a i tak przeszłoby pewnie bez echa.
         ― Nie mów tak.
         ― A jak. ― Spojrzał na mnie, a z jego oczy wyzierało zrezygnowanie. ― To chujowi rodzice. Wkurwili by się na mnie chyba tylko wtedy, gdybym im powiedział, że jestem gejem. Ojciec wierzy w te wszystkie terapie, wiesz. Lekarz, pierdzielony.
         Ozaki rzadko przeklinał, ale jeśli już to robił, to tylko, gdy mówił o swoich rodzicach. Strasznie mnie to smuciło, ale nie mogłem mu tego zakazać. To był dla niego jedyny sposób, by wyrazić swoją złość.
         Tata Ozakiego był kardiologiem, mama pogodynką i dziennikarką. Od małego Takashima był zostawiany przez nich sam sobie. Wciskali go na siłę wszędzie, byle tylko nie musieć się nim zajmować. Ozaki często mówił o sobie jako wpadce, choć akurat tego mu zabraniałem. Nie można było jednak zaprzeczyć, że był dzieckiem zaniedbanym.
         Trochę nas to łączyło, choć moja sytuacja była nieco inna. Ja przynajmniej miałem Fumiko. On nie miał nikogo.
         Bardzo starałem się być tym kimś, kogo potrzebował. Choć nie zawsze mi to wychodziło.
         ― Głupio wyszło. Mieliśmy w ogóle nie pić. ― Miętosiłem w palcach kołdrę. Kącik ust Ozakiego uniósł się nieznacznie w grymasie, który chyba miał być próbą uśmiechu.
         ― Czy ja wiem. Fajnie było zobaczyć, jak upijają się nasi wzorowi sportowcy. ― Widziałem, że patrzył na ekran laptopa, ale nie oglądał już serialu. Wzrok miał rozmyty, jakby spoglądał gdzieś bardzo daleko. ― Nanago był zabawny. Ty na początku też. Potem już mniej.
         ― Nie rozmawiajmy o tym ― uciąłem szybko, wyczuwając już, do czego pije.
         ― Dobra ― Takashima oblizał wargi. ― Ale mnie też się nie chce rozmawiać o moim chujowym ojcu. Ani o matce.
         Westchnąłem. Nie wiedziałem, jak do niego dotrzeć. Z drugiej strony, chyba sam miałem za dużo sekretów, żeby zmuszać kogokolwiek do szczerej rozmowy.
         ― Przynieść ci wody? ― zaoferowałem. Zauważyłem, że Ozaki już po raz drugi oblizuje usta.
         ― Jakbyś mógł ― poprosił. Serial nadal leciał w tle, ale obaj straciliśmy już zainteresowanie. Dźwignąłem się z podłogi i przeszedłem do salonu, czując się tak bezsilnie i beznadziejnie, jak chyba jeszcze nigdy w życiu. 

+++

   kilka godzin później
 
         Po krótkiej drzemce, Ozaki w końcu postanowił wrócić do domu. Nadal się o niego martwiłem, ale kiedyś musiał pokazać się rodzicom. Na odchodne powiedziałem, że jakby co, to jestem pod telefonem, na co on tylko kiwnął głową i zamknął przed sobą drzwi. Gdy w mieszkaniu zapanowała pustka, w oczy rzucił mi się bałagan, który pozostał nadal, mimo wstępnego uprzątnięcia. Natychmiast zabrałem się do czyszczenia.
         Gdy byłem mały, czysty pokój był jedyną rzeczą, za którą chwaliła mnie mama. Dlatego teraz w moim otoczeniu denerwowała mnie każda plama, każdy przewrócony przedmiot, każdy leżący na podłodze papier.
         Jedyną osobą, której o tym powiedziałem, był Midori i przypomniawszy sobie o tym fakcie, poczułem ukłucie w piersi.
         Nie ważne z której strony chciałem zająć się roztrząsaniem tego, co się wydarzyło, nie mogłem nic zmienić. Po pijaku zapędziłem się i praktycznie wyznałem mu, co czuję. A jego reakcja musiała oznaczać odmowę. Nie znajdowałem innej interpretacji słów, które wtedy wypowiedział.
         To bolało i nie chciałem jeszcze mierzyć się z tym bólem. Mieszkaliśmy tak blisko siebie. Chodziliśmy do jednej szkoły. Było tak dobrze. Jak teraz będą wyglądały nasze życia? Jakim sposobem to zniesiemy?
         Przyłapałem się na myśli, iż wolałbym, żeby to wszystko nigdy się nie wydarzyło. I po co to było? Teraz, kiedy opuściła cię jedyna osoba, która cię rozumiała, będziesz tylko powoli niszczył się od środka. Wewnętrzny głos, który od dawna nie gościł w moim umyśle, teraz śmiał mi się w twarz.
         I miał cholerną rację.
         Otworzyłem drzwi od balkonu, żeby wywietrzyć zapach środka do czyszczenia podłóg. Na zewnątrz było chłodniej, niż wczoraj i opierając się o balustradę, mając na sobie w dodatku tylko biały bezrękawnik, aż zadrżałem. Pogoda chciała chyba wycisnąć ze mnie resztki komfortu, a potem pozostawić drżącym i osaczonym zmartwieniami. Zastanawiałem się, co skłoniło Midoriego, żeby w ogóle na tę imprezę przyjść. Nie stawił się o umówionej godzinie, ale dopiero około dwóch godzin później. Ktoś go namówił? A może sam tak długo bił się z myślami?
         Pewnie teraz myśli, że wcale nie wyszło mu to na dobre, wygłosił swoją uwagę głos. Było to tak irytująco prawdopodobne, że aż obiema rękami złapałem się za włosy. Miałem ochotę krzyczeć z frustracji. Chciałem zapomnieć, albo cofnąć czas - najlepiej do momentu, w którym jeszcze wszystko było dobrze. Kiedy jeszcze widziałem w nim...
         Czy taki moment w ogóle istniał?
         Dźwięk dzwonka sprawił, że łokcie ześlizgnęły mi się z barierki balkonu. Nie spodziewałem się gości. A przynajmniej taką miałem nadzieję.
         Z niepokojem przeszedłem przez salon i wtedy rozpoznałem przytłumiony głos zza drzwi.
         ― Nakira? Wiem, że tam jesteś ― Anri mówiła łagodnie, spokojnie, jakby nie chciała mnie wystraszyć. Gdy ją usłyszałem, poczułem się jeszcze bardziej wyzuty z wszelkich sił. Mimo to, wpuściłem ją. Pod krótką jeansową kurtką miała na sobie czerwoną bluzkę na ramiączkach i spódniczkę pasującą do kurtki. Lubiłem ten strój, a ona o tym wiedziała. Od razu wyczułem, że czegoś ode mnie chce.
         ― Zapomniałem o jakiejś randce? ― spytałem, od niechcenia opierając się o ścianę.
         ― Tak ― odparła Anri ze słabym uśmiechem, a ja osłupiałem. ― Ostatnio ignorowałeś moje wiadomości. Ale to nie szkodzi ― podeszła do mnie i delikatnie położyła dłoń na mojej piersi. Nie unosiła głowy, nie patrzyła na mnie. ― Pewnie miałeś ważniejsze sprawy... Prawda?
         Nareszcie jakiś trybik w moim mózgu zaskoczył i przypomniałem sobie, że mieliśmy spotkać się i porozmawiać parę dni po meczu. Poczułem, jakby coś zapadło mi się w płucach. Zapomniałem. Jak mogłem zapomnieć?
         ― Anriś, ja... ― urwałem, gdy ujrzałem, jak dziewczyna się trzęsie. Natychmiast przytuliłem ją mocno do siebie. ― Przepraszam. Jestem beznadziejny.
         Zaczynałem zapominać o całym świecie. Zapominałem, że miałem dziewczynę, przyjaciół, szkołę, rodziców. W mojej głowie nieustannie gościł Midori. Godziłem się na tę obsesję.
         ― To nic, Nakira ― usłyszałem cichy szept Anri. Dziewczyna wsunęła dłonie pod moje ramiona i dotarły one aż do mojego karku. ― Wiem, że nie skrzywdziłbyś mnie ot tak.
         Uniosłem głowę i nasze oczy się spotkały. Fiołkowe, jeszcze parę miesięcy temu tak fascynujące mnie oczy, teraz były przepełnione goryczą. Coś musiało się stać w jej domu. Coś musiało się stać, a mnie przy niej nie było. Anri trzęsła się w posadach.
         Przysunęła się i przymknęła oczy, chcąc mnie pocałować. Czułem się jednak zbyt zdewastowany, by dać jej choćby to. Nagle zrozumiałem, że zataczaliśmy koła. Ona cały czas szukała we mnie oparcia, podczas gdy ja byłem zajęty własnymi problemami. A potem ona płakała, a ja nie umiałem zrobić nic innego, niż tylko zabrać ją do łóżka.
         Nagle poczułem między nami ogromny dystans, tak jakbyśmy w ogóle nigdy się nie poznali. Dłonie tej nieznajomej były chłodne, serce biło zbyt szybko, a jej ciało zbyt mocno przywierało do mojego, pragnąc bliskości tak bardzo, że mogłoby zrobić dla mnie wszystko.
         Prawdopodobnie oboje się za to obwinialiśmy, ale i tak zamykaliśmy się w błędnym kole na własne życzenie. Anri prawdopodobnie nadal wierzyła w nieopatrznie wypowiedziane przeze mnie "kocham cię" ‒ słowo, które wtedy nie miało dla mnie żadnej rangi. Ojciec powtarzał je nieustannie, gdy tylko okazywałem się być w czymś najlepszy. Moja pierwsza dziewczyna też je powtarzała. Do koleżanek, rodziców, do psa i do mnie.
         Nawet teraz, gdy wreszcie poznałem jego znaczenie, nie mogłem dać Anri niczego.
         W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego, niż odwrócić głowę w bok, by dziewczyna nie zobaczyła moich łez, i w końcu wypowiedzieć te męczące słowa:
         ― Lepiej, żebyśmy zerwali. 

+++

   3 miesiące wcześniej, 3 marca, późny wieczór

         Nie żebym nie wiedziała, co oznaczała moja decyzja. Oczekiwałam jednak trochę mniej oburzonej reakcji rodziców i trochę mniej burzliwej konwersacji na temat mojej przyszłości. Nie dopuszczono mnie nawet do wygłoszenia argumentów - zamiast tego zostałam zbombardowana obelgami i opiniami o bezsensowności mojego marzenia.
         „Tak to się kończy”, słyszałam w głowie głos mojego wieloletniego przyjaciela, Jacoba. „Kiedy próbujesz wyjść spod ich skrzydeł, gonić za chmurami na niebie”.
         Ciaśniej owinęłam się białym płaszczem i przyspieszyłam kroku, a moje obcasy agresywnie stukały o chodnik. Na gwałt wychodząc z domu, zdążyłam jedynie narzucić na siebie jedną warstwę. Pod spodem miałam tylko sukienkę do kolan i krótkie kozaki. Nawet w centrum miasta wieczory nadal były przeszywająco zimne, jakby wiosna miała już nigdy nie nadejść.
         Ja tylko chciałam, żeby rodzice zaakceptowali mnie taką, jaką jestem. Czy naprawdę prosiłam o zbyt wiele, próbując poruszyć ich zatwardziałe serca?
         Powoli traciłam wigor, nogi zaczęły mnie boleć od uporczywego walenia o ziemię. Pędziłam przed siebie, nie wiedząc nawet, gdzie zmierzam. Tak strasznie chciałam uciec od tych zimnych ścian, zimnych pomieszczeń i zimnych ludzi, że nie pomyślałam nawet o tym, gdzie zamierzałam spać.
         Nie mogłam się zatrzymać. Nie mogłam się rozpłakać. Nie chciałam w tym momencie niczyjej litości. Mój oddech przyspieszał, a ja zacisnęłam usta, by nikt go nie usłyszał. Czułam, jak gdyby cały świat patrzył i czekał na to, co zrobię. Jak aktorka, którą nigdy nie będę, sama na ogromnej scenie, oświetlona ze wszystkich stron.
         Po mojej lewej mignęły jaskraworóżowe światła. Przystanęłam i odwróciłam się w tamtą stronę. No tak. Byłam w okolicy tego klubu, do którego raz zabrał mnie Jacob.
         Być może tylko tam byłam w stanie się ukryć.
         Decyzja była szybka. Zeszłam po wąskiej klatce schodowej i wkroczyłam w orgię świateł oraz rozgrzanych w tańcu ciał. Tej nocy nikt nawet nie stał przy wejściu, by sprawdzać dowody. Wstrzymałam oddech, przez chwilę napawając się tym, że nikt nie zwraca na mnie uwagi ‒ każdy jest pochłonięty swoim partnerem do tańca, swoim kieliszkiem, swoimi znajomymi. A potem ściągnęłam płaszcz i energicznym ruchem rozpuściłam już i tak rozwalonego koka. Tutaj mogłam być najlepszą aktorką, jaka stąpała po tej ziemi. W tym miejscu nie musiałam mieć rodziców lekarzy, którzy mówili mi, jak mam żyć. Tu nie było tajemnic, o których wszyscy wiedzieli, tu nie było siniaków na skroniach matki, tu nie było tej wypruwającej mi żyły ciszy. Tylko muzyka, tylko zabawa.
         Tylko ja pośród ludzi.
         Stukając obcasami, pewnym krokiem podeszłam do barku i z czarującym uśmiechem zaczęłam flirtować z baristą podczas zamawiania drinka. Nie był w moim typie, ale rozmowa szła gładko. Postawiłam sobie na cel zdobycie jego numeru. Tym razem byłam tu bez przyzwoitki, jaką był Jacob. Mogłam robić, co chciałam. A chciałam zrobić wiele.
         ― No no, panienko ― usłyszałam nagle i po chwili dosiadł się do mnie jakiś starszy facet w ramonesce, z resztką alkoholu w kieliszku. Wyglądał, jakby to nie był jego pierwszy drink. ― A może to ja będę stawiał dziś wieczór?
         Mężczyzna miał jeden złoty ząb i gdy się uśmiechał, bynajmniej nie wyglądał przyjaźnie. Wysiliłam się, aby go zignorować i dalej zagadywać do baristy, ale wtedy ramoneska tamtego faceta dotknęła mojego ramienia.
         ― Mógłby się pan łaskawie odsunąć? ― wycedziłam przez zęby najgrzeczniej, jak potrafiłam.
         ― Oj, nie daj się prosić, mała ― mężczyzna nonszalancko oparł się o blat, przy którym siedzieliśmy. ― Widać, że brak ci towarzystwa. Co ci szkodzi? Postawię ci każdego drinka.
         ― Najmocniej przepraszam, ale niech pan przestanie mnie zagadywać ― posłałam mu krzywy uśmiech. Barista również nie pomagał, bo właśnie schylił się pod barek. Mężczyzna wyglądał jednak na takiego, co nie odpuszczał i zauważyłam, jak wyciąga rękę, żeby mnie złapać.
         Już byłam gotowa go spoliczkować, gdy nagle poczułam, jak ktoś delikatnie obejmuje mnie w pasie i przyciąga mnie do siebie.
         ― Przepraszam, skarbie ― powiedział ktoś niskim, aksamitnym głosem. ― Długo czekałaś?
         Natychmiast odwróciłam się w objęciach jegomościa i ujrzałam wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka, mniej więcej w moim wieku. Miał kanciaste rysy twarzy, które krył pod przydługimi blond włosami, jednak nie odejmowało mu to ani trochę uroku. Jego twarz była tak symetrycznie idealna, że przez chwilę aż oniemiałam.
         Chłopak uśmiechnął się do mnie ciepło, po czym ruchem oczu wskazał na faceta, który mnie obłapiał. Otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, zauważyłam, że mężczyzna w ramonesce wycofuje się.
         ― Jak zwykle się spóźniasz, kochanie ― odpowiedziałam blondynowi najbardziej beztroskim tonem, na jaki umiałam się zdobyć, po czym nie zastanawiając się długo, cmoknęłam go w policzek. Miał gładką skórę. ― Zamawiasz coś?
         ― Po co mi używki, gdy mam ciebie ― odparł chłopak, dalej uśmiechając się w ten czuły, a jednocześnie zadowolony z siebie sposób. Starszy mężczyzna skulił się, prychnął pod nosem i wreszcie sobie poszedł. Na wszelki wypadek nadal przytulając się do nieznajomego chłopaka, odetchnęłam z ulgą.
         ― Wiesz, poradziłabym sobie i bez ciebie... ― zwróciłam się do mojego "wybawcy" ― ...ale dziękuję.
         ― Po prostu nie mogłem stać bezczynnie, jak zobaczyłem, gdzie wędrują ręce tego zboka ― odparł blondyn całkiem poważnie. ― Nie ma za co.
         Kompletnie zapominając o moim drinku, przeniosłam ręce na jego kark. Twarz blondyna wręcz mnie zahipnotyzowała. Poza tym, w takich sytuacjach faceci oczekują chyba wdzięczności.
         ― To może... zatańczymy? ― zaproponowałam. Chłopak uśmiechnął się entuzjastycznie.
         ― Już myślałem, że nie spytasz.

+++

         Akurat zagrano jakiś spokojniejszy rytm. Gdy kołysaliśmy się na parkiecie, okazało się, że muszę dość wysoko unosić głowę, by spojrzeć mojemu blondynowi w oczy. A było w co patrzeć - pośród migających świateł wyglądały one jak tafle czystych stawów.
         ― Jesteś okropnie przystojny ― powiedziałam w końcu. Pomyślałam, że należy mu się odrobinę komplementów. ― Można cię znaleźć w jakimś magazynie?
         Blondyn zaśmiał się krótko.
         ― Muszę cię rozczarować, ale jestem dopiero uczniem liceum.
         Uniosłam brwi.
         ― Przysięgłabym, że jesteś starszy. I to chyba jest klub dla dorosłych.
         ― Ty nie wydajesz się tym przejmować.
         ― Nie wyglądam na dwadzieścia jeden? - roześmiałam się. - Och, co za szkoda.
         ― Niech zgadnę. Też jesteś z liceum?
         ― Bingo. Niedługo druga klasa.
         ― Och. Jesteśmy w tym samym wieku.
         ― Naprawdę? - Bardzo podobał mi się sposób, w jaki jego ręce obejmowały mnie w talii. Nie były nachalne, emanowały za to delikatnością i ciepłem. - Może wystąpiła u nas jakaś zgodność umysłów?
         ― Nie wierzę w takie rzeczy ― zaśmiał się blondyn. ― Ach. Ty też jesteś bardzo piękna.
         ― Ach tak? ― bezwiednie pogłaskałam go po karku. ― Co ci się we mnie podoba?
         ― Masz śliczne, błyszczące włosy. I oczy tak tajemnicze, że mógłbym w nich utonąć ― zaczął wymieniać. Ściszył głos do przyjemnego mruczenia, a ja pozwoliłam sobie odpłynąć w komplementach. ― Widać po tobie twój unikatowy gust modowy. Twoja skóra jest biała jak mleko. I... ― otworzyłam oczy. Ujrzałam w jego twarzy wahanie, więc uśmiechnęłam się zachęcająco. Chłopak westchnął i dokończył: ― Chciałbym pocałować twoje usta.
         ― Jak masz na imię? Bo nie całuję się z nieznajomymi ― zachichotałam. Ten wysoki chłopczyk wydawał mi się coraz to bardziej słodki.
         ― Kizunashi Nakira, skarbie ― uśmiechnął się półgębkiem, gdy przysunęłam się bliżej niego.
         ― Sunakawa Anri, kochanie ― odpowiedziałam cicho i wspięłam się na palce, by go pocałować.
         Dopiero podczas pocałunku zdołałam rozpoznać zapach, który Nakira roztaczał. To była mięta z brzoskwinią i czymś dymnym, jakby nikotyną. Osobliwa, hipnotyzująca mieszanina, która zaprowadziła moje zmysły w kompletną pułapkę.
         Nie miałam nic przeciwko jednorazowym przygodom. Ale ten chłopak wydawał się inny od tych, z którymi byłam. Nie wywierał na mnie presji, a wręcz wyglądał na onieśmielonego moim pięknem, choć jeszcze przed chwilą objął mnie bez zawahania. Był chyba pierwszym, który prosił o pozwolenie, zanim choćby zaprosił mnie do tańca. I dobry Boże, jak on cudownie całował.
         Nagle zupełnie poważnie ‒ i jednocześnie kompletnie irracjonalnie ‒ zapragnęłam mieć go na własność.
         ― Chcę z tobą gdzieś przenocować ― powiedziałam stanowczo, gdy już się od siebie oderwaliśmy. Pewność w moim głosie chyba go rozbawiła, bo obdarzył mnie szerokim uśmiechem. ― Ale nie mam na to wystarczająco pieniędzy. Zrobisz coś z tym?
         ― Coś się załatwi ― odparł Nakira i przesunął dłonią po moim policzku. ― Schlebia mi twoja adoracja.
         „Mnie bardziej”, pomyślałam.

+++

         Znalezienie w tej okolicy love hotelu nie było trudne. Zapłacenie za niego było większym wyzwaniem, ale po złożeniu naszych funduszy razem jakoś daliśmy radę. Reszta wieczoru była już tylko kwestią czasu. Przyciągał mnie, a ja się mu podobałam. Potrzebowałam odskoczni od życia. Czego chcieć więcej...?
         Nakira rzeczywiście okazał się słodki i subtelny, jak również zaskakująco obeznany. Niewiele osób w moim wieku mogło się pochwalić takim doświadczeniem, jakie on najwyraźniej miał. Dokładnie wiedział, gdzie, jak i w którym momencie dotknąć i to tak, by doprowadzić do ekstazy.
         Nie mam pojęcia, jak długo to wszystko trwało. W nikłym świetle hotelowych lampek i z tym niezwykłym chłopakiem u boku, czułam się jak zamknięta w innym wymiarze. Nakira pozwalał mi na każdy chichot i każde westchnienie i nie pozostawiał ich bez odpowiedzi. Nie pamiętam, czy w ogóle kiedykolwiek przedtem kochałam się z kimś, niemal cały czas mając uśmiech na ustach.
         Po wszystkim ja wylegiwałam się na brzuchu, okryta kołdrą, zmęczona dwoma orgazmami, a on zaczął puszczać coś z telefonu. Miał uroczy gust muzyczny ‒ głównie delikatne utwory na pianino i piosenki opowiadające historie codziennego życia. Nagle przyszły mu powiadomienia i zaczął komuś energicznie odpisywać, uśmiechając się przy tym do ekranu.
         Wtedy po raz pierwszy poczułam się zagrożona.
         ― Z kim piszesz? ― spytałam, niby od niechcenia. Nakira oderwał wzrok od ekranu, po czym bez chwili zawahania dał mi swój telefon do ręki. Zdziwiła mnie jego szczerość, ale chłopak najwyraźniej nie chciał, żebym wyciągała pochopne wnioski. Przed oczami ukazał mi się dziwny czat z jeszcze dziwniejszą nazwą, ale gdy spojrzałam na link u góry, a potem na nazwy użytkowników, wszystko stało się jasne.
         ― Korzystam z tej strony ― powiedziałam, zwracając mu telefon. ― Jesteś tam tłumaczem?
         ― Owszem ― odparł z zadowolonym z siebie uśmiechem. ― Widzisz, ta Japonia to jednak jest mała.
         Zaśmiałam się krótko i podparłam głowę na splecionych dłoniach. Przystojny, miły, a do tego jeszcze tłumaczy zagraniczne seriale. Ten ideał musiał mieć jakieś haczyki, ale na razie nie zamierzałam o nie pytać.
         Wkrótce Nakira odłożył telefon na hotelową szafkę i ułożywszy się na boku, popatrzył na mnie uważnie.
         ― Opowiedz mi coś o sobie ― poprosił.
         ― To zależy, co chcesz wiedzieć ― odparłam, nie kryjąc zaciekawienia.
         ― No dobrze - zastanowił się chwilę. ― Kiedy masz urodziny.
         ― Na serio o to pytasz jako pierwsze? ― uniosłam brew. ― Dobra, jestem ze stycznia. Konkretnie trzeciego. Zadowolony?
         ― Och. Jednak jesteś starsza ― uznałam za urocze to, jak bardzo wydawał się ucieszony tą informacją. ― Ja jestem z końcówki października.
         ― To tylko osiem miesięcy.
         ― Aż osiem.
         ― No dobrze, już ― zaśmiałam się. ― Następne pytanie.
         ― Hm. Masz jakieś rodzeństwo?
         ― Nie. Jedynaczka.
         ― Tak, jak ja ― uśmiechnął się pod nosem. ― Zaraz okaże się, że to, co mówiłaś o zgodności umysłów, to jednak prawda.
         ― Niewykluczone ― odpowiedziałam, czując, że zanosi się na długą i przyjemną rozmowę.
         Nie myliłam się. A gdy Nakira spytał o to, co chcę robić po szkole, miałam nawet okazję opowiedzieć mu o swoim największym marzeniu. Chciałam być częścią seriali, które z takim zaangażowaniem obserwowałam. Chciałam czarować widzów odgrywanymi przeze mnie postaciami. Chciałam czuć, jak to jest być kimś innym.
         Chciałam, żeby wszyscy na mnie patrzyli.
         ― To wspaniały cel ― odparł Nakira po chwili zastanowienia. ― Mogłem się domyślić. Od razu widać, że się do tego nadajesz. Kiedy tamten facet zaczął ci przeszkadzać, w ogóle nie było po tobie widać, że jesteś zdenerwowana.
         Aż poczułam, jak na moje policzki wpływa krwistoczerwony rumieniec. Nawet Jacob miał wątpliwości co do moich zdolności aktorskich, a przecież uważałam go za mojego najlepszego przyjaciela. A ten chłopak potrafił to ocenić, choć znaliśmy się ledwie kilka godzin.
         Dopóki się nie zjawił, nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo pragnęłam pochwały. Nakira rozbudził we mnie jednak łaknienie, którego nie potrafiłam dłużej okiełznać. Nagle zachciałam zabrać go do domu i postawić w specjalnym miejscu na szafce nocnej, by co rano karmił mnie komplementami. Chciałam powtarzać dzisiejszą noc, najlepiej bez końca, tonąc w jego pocałunkach, dotyku i słowach słodszych od miodu.
         Boże, jak ja go chciałam.
         ― Anriś? ― usłyszałam, jak jego aksamitny głos zniża się do szeptu. Spojrzałam w jego błękitne oczy i były one czyste jak źródlana woda. ― Mogę tak do ciebie mówić?
         ― Oczywiście ― odpowiedziałam równie cicho, zahipnotyzowana jego pięknem. Nie wypiłam dzisiaj ani kropli alkoholu, a czułam się, jakbym była pijana.
         ― Zatańczymy? To mój ulubiony utwór.
         Z telefonu leciała nieznana mi, spokojna melodia. Oczy Nakiry zdawały się błyszczeć dziecięcą radością, gdy jej słuchał. Nie wiedziałam, co nam obu strzeliło do głowy, żeby tańczyć w hotelowym pokoju do muzyki z czyjejś komórki, ale zgodziłam się. Szybko narzuciłam na siebie koszulkę i założyłam majtki, żeby nie wygłupiać się zupełnie nago, podczas gdy on wciągnął na nogi spodnie, pozostawiając jednak klatkę piersiową odsłoniętą.
        Zbliżyliśmy się do siebie na drugim końcu łóżka, a potem już tylko kołysaliśmy się w rytm pianina. Nakira objął mnie w talii i pozwolił mi ułożyć głowę na jego piersi. Biło od niego ciepło, którego, miałam wrażenie, nie czułam od dawna.
        ― Ostatnie pytanie ― szepnął w moje włosy. ― Czy było wielu przede mną?
        ― Tylko dwóch ― odpowiedziałam zgodnie z prawdą. ― Ale to krótkie historie. Poza tym, ty wydajesz się inny. Pełniejszy, jeśli wiesz, co mam na myśli.
        Milczeliśmy przez chwilę, chyba oboje nie bardzo wiedząc, co począć na te słowa. W końcu jednak Nakira westchnął i wyznał:
         ― Mam dziewczynę. Kami, jest rok młodsza ode mnie.
        Mówił o niej, jak o upierdliwej młodszej siostrze. Poczucie zagrożenia odpłynęło nagle gdzieś daleko w głąb mojego serca.
         ― Ale? ― uniosłam głowę, by znów spojrzeć mu w oczy. Jego piękne, szczere, błękitne oczy.
         ― Ale ty... Znam cię parę godzin, a już sprawiasz, że chcę ten związek jak najszybciej zakończyć.
         Mówił szeptem, jakby nie chciał, żeby Kami go usłyszała. Jakby chciał, żebym słuchała tylko ja.
         ― Zakochałem się w tobie tej nocy ― powiedział, a ja dosłownie poczułam, jak się rozpływam. ― Wybaczysz mi...?
         Nachylił się, a ja wspięłam się na palce, by pomóc mu złączyć nasze usta. To była moja odpowiedź. Nie obchodziła mnie w tym momencie żadna głupia dziewucha, która najwyraźniej nie czyniła tego chłopca szczęśliwym.
         Złapałam go, nie mając najmniejszego zamiaru puszczać.

+++

         Nie minęło dużo czasu, zanim wpuściłam go całkiem do siebie, ze wszystkimi moimi problemami i obawami. Chciałam, żeby poświęcił mi całą swoją uwagę. Już wtedy zaczął ograniczać się ze szczerością wobec mnie, choć nie chciałam jeszcze przyjąć tego do wiadomości. A wraz z pojawieniem się w jego życiu tego dziwnego niebieskowłosego chłopaka, coś w naszym związku bezpowrotnie się popsuło. Nie pomagały moje płacze ani prośby ‒ choć próbowałam go zmusić do porządku, on zawsze robił to samo. Unikał tematu.
         Byłam taka samotna te trzy miesiące temu. Potrzebowałam kogoś, kto wskazałby mi drogę. Potwierdził, że moje wybory są słuszne, że nie muszę słuchać rodziców, by być w życiu szczęśliwą. Otoczył opieką i miłością. Wychwalał.
         Nakira dał mi wszystko, czego wtedy pragnęłam, by teraz, wraz z trywialnie rzuconymi słowami „lepiej, żebyśmy zerwali”, to wszystko brutalnie mi odebrać.
         Odsunęłam się od niego, zszokowana. Miał taką umęczoną minę, jakby te słowa wiele go kosztowały. Dlaczego więc je wypowiedział? Dlaczego chciał zostawić mnie samą w momencie, gdy najbardziej go potrzebowałam?
         ― Dlaczego? ― zaszlochałam, opuszczając ręce bezwładnie wzdłuż ciała. ― Co jest z nami nie tak? Powiedz mi.
         Nakira milczał. Poczułam, jak coś lodowatego ścina mi płuca, powoli pełznąc do serca.
         ― Jeśli mi nie powiesz, do końca życia będę za to winić ciebie.
         To nie była prawda. To ja byłam głupia. Zaślepiła mnie jedna, cholerna noc. Kilka słodkich słówek i zniewalające piękno.
         Jego poprzednia dziewczyna, Kami. Okazało się, że znałam ją z kawiarni. Kiedy jednak zaczęłam oficjalnie umawiać się z Nakirą, szybko odeszła z pracy. Czy czuła się tak samo, jak ja teraz? Czy omamił ją w ten sam sposób?
         Mój słodki chłopiec stał teraz przede mną, niewzruszony na mój płacz. To wystarczyło, bym odwróciła się i wyszła. Nie zatrzymywał mnie. Tyle znaczył dla niego nasz związek. Tak łatwym było dla niego po prostu go zakończyć. 
         Specjalnie zostawiłam otwarte drzwi, by słyszał stukot moich butów o schody. W biegu wyjęłam telefon z torebki, nagle czując konieczność, by usunąć jego numer. Pierwszym, co zobaczyłam, był jednak esemes od Jacoba:
Zamiast znowu iść do niego, mogłabyś być u mnie. Tak tylko mówię.
         Przystanęłam między piętrami. Nagle straciłam kontrolę. Łzy zalały moje policzki, a gardło zacisnęło się boleśnie. Jacob, ten sam, którego ignorowałam przez ostatnie dwa miesiące. Ten sam, który ze względu na swoje amerykańskie pochodzenie, nigdy do końca nie rozumiał japońskiej mentalności. On jeden zauważył od razu, w co się pakuję. A ja, w swojej ślepocie, postanowiłam się od niego odwrócić.
         Moje nogi same ruszyły dalej po schodach, podczas gdy ja zanosiłam się szlochem. Chciałam tylko, żeby ktoś mnie zauważył.
         Nakira, zakochałam się w tobie tamtej nocy. Czy kiedyś mi wybaczysz...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz