Podrywacz │4617
Mojej paczce z ostatniej klasy gimnazjum
Bo zawsze są i chcę żeby zawsze były
Eloo
Bo zawsze są i chcę żeby zawsze były
Eloo
Tak musiały brzmieć słowa rozstania.
Mój mózg odmówił
analizy sytuacji. Nie wiem, jak długo siedziałem we własnej sypialni,
niezdolny do jakiejkolwiek reakcji. Odciąłem się od rzeczywistości,
podczas gdy za drzwiami impreza trwała w najlepsze.
Wreszcie, gdzieś w
środku nocy, gdy z całego towarzystwa zostali tylko ci najbardziej
pijani, przez próg przeszedł Ozaki. Usiadł obok i coś do mnie mówił,
chyba próbując mnie ocucić i wypytać, co się stało. Jedyne, co byłem
zdolny zrobić, to oprzeć głowę na jego ramieniu.
Ozaki, razem z
kapitanem i Nanago wypili wtedy cały pozostały alkohol. A jednak mój
przyjaciel ogarniał sytuację na tyle, by po chwili ciszy wpleść palce w
moje włosy i delikatnie mnie do siebie przycisnąć.
― Co ty wyprawiasz,
Nakira ― usłyszałem aż nazbyt wyraźnie. Mimo to, przytulony do jego
chudego ramienia, wreszcie poczułem się bezpiecznie. I wtedy właśnie,
gdy spokój ogarnął mój umysł, odpłynąłem.
+++
21 maja
Rano okazało się, że
Ozaki zasnął krótko po mnie. Obudziłem się z głową na jego piersi, co
nieźle mnie zdezorientowało. Nadal jednak byliśmy we wczorajszych
ubraniach, więc nie miałem się czym martwić.
W salonie zastałem
smacznie śpiących Kagamiego i Hashigawę, kolejno na kanapie i na
podłodze pod nią. Zanim ich wszystkich obudziłem, zdążyłem wypić pół
butelki wody i przebrać się w świeższe ciuchy.
Potwornie skacowany
Ozaki odmówił współpracy, zakrywając się poduszką. Hashigawy nie
obudziłby nawet dzwon kościelny, za to do rozplątania języka Kagamiego
wystarczyły dwie herbaty.
― Po tym jak Atsushi
wybiegł od ciebie z pokoju ― opowiadał, siedząc ze mną przy blacie w
aneksie kuchennym ― wyszli za nim Takai i Mikorin. Byłem pijany,
uznałem, że to załatwią ― wzruszył ramionami, upijając kolejny łyk
naparu. Łowiłem jego słowa, pilnując, żeby łokieć nie zsunął mi się z
blatu. Nadal byłem senny. ― Potem jeszcze coś tam robiliśmy, nie wiem,
chyba nic nie zdemolowaliśmy. Potem Takashima zaczął coś pieprzyć od
rzeczy i do ciebie poszedł. Po Nanago przyszedł wtedy Takai, nieźle się
pokłócili, ale w końcu wyszli. Otama i Takeuchi też się z nimi zabrali.
Jak Shigatsu zorientował się, że zabrakło połowy osób, to też wyszedł.
No a potem jakoś zwaliłem się na kanapę i urwał mi się film - zakończył.
Uśmiechnął się do mnie niemrawo. ― Do szkoły to już raczej nie zdążymy.
― Jest dziesiąta ― westchnąłem. ― Nie wiem, jak ja to później wytłumaczę.
Tak naprawdę, oprócz
kaca mordercy, miałem jeszcze jeden ważny powód, dla którego wolałbym
nie chodzić do szkoły nawet do końca tygodnia. Ale Kagami o Midoriego
nie pytał, a ja nie zamierzałem poruszać tematu.
Zresztą, przecież to wszystko było już skończone. Popełniłem błąd i teraz będę wyciągał z niego wnioski.
Pierwsze i
najważniejsze: nigdy więcej nie wierzyć, że drugi chłopak mógłby zapałać
do ciebie tym samym dziwacznym uczuciem, jakim ty darzysz jego.
+++
popołudniu
Najdłużej trwało
wysłanie do domu Ozakiego. Jego rodzice i tak nie wracali z pracy przed
ósmą wieczorem, więc nie musiałby nawet wysłuchiwać ich pretensji o to,
że nie powiedział nic o nocowaniu i zdążyłby pozbyć się kaca. On jednak
nie chciał się ruszyć z mojego mieszkania. Skończyliśmy w nogach łóżka
przed laptopem, oglądając jakiś głupi serial. Spytałem go o testy i
otrzymałem w odpowiedzi tylko nerwowe prychnięcie.
― Nie ma o czym mówić. ― Zamyślił się na chwilę. ― Wiesz, że przez noc nawet nie pisali?
― Rodzice?
― W ogóle. Nic ich
nie obchodzę. Mógłbym nawet wrócić i oznajmić, że nocowałem w spelunie, a
i tak przeszłoby pewnie bez echa.
― Nie mów tak.
― A jak. ― Spojrzał
na mnie, a z jego oczy wyzierało zrezygnowanie. ― To chujowi rodzice.
Wkurwili by się na mnie chyba tylko wtedy, gdybym im powiedział, że
jestem gejem. Ojciec wierzy w te wszystkie terapie, wiesz. Lekarz,
pierdzielony.
Ozaki rzadko
przeklinał, ale jeśli już to robił, to tylko, gdy mówił o swoich
rodzicach. Strasznie mnie to smuciło, ale nie mogłem mu tego zakazać. To
był dla niego jedyny sposób, by wyrazić swoją złość.
Tata Ozakiego był
kardiologiem, mama pogodynką i dziennikarką. Od małego Takashima był
zostawiany przez nich sam sobie. Wciskali go na siłę wszędzie, byle
tylko nie musieć się nim zajmować. Ozaki często mówił o sobie jako
wpadce, choć akurat tego mu zabraniałem. Nie można było jednak
zaprzeczyć, że był dzieckiem zaniedbanym.
Trochę nas to łączyło, choć moja sytuacja była nieco inna. Ja przynajmniej miałem Fumiko. On nie miał nikogo.
Bardzo starałem się być tym kimś, kogo potrzebował. Choć nie zawsze mi to wychodziło.
― Głupio wyszło.
Mieliśmy w ogóle nie pić. ― Miętosiłem w palcach kołdrę. Kącik ust
Ozakiego uniósł się nieznacznie w grymasie, który chyba miał być próbą
uśmiechu.
― Czy ja wiem. Fajnie
było zobaczyć, jak upijają się nasi wzorowi sportowcy. ― Widziałem, że
patrzył na ekran laptopa, ale nie oglądał już serialu. Wzrok miał
rozmyty, jakby spoglądał gdzieś bardzo daleko. ― Nanago był zabawny. Ty
na początku też. Potem już mniej.
― Nie rozmawiajmy o tym ― uciąłem szybko, wyczuwając już, do czego pije.
― Dobra ― Takashima oblizał wargi. ― Ale mnie też się nie chce rozmawiać o moim chujowym ojcu. Ani o matce.
Westchnąłem. Nie
wiedziałem, jak do niego dotrzeć. Z drugiej strony, chyba sam miałem za
dużo sekretów, żeby zmuszać kogokolwiek do szczerej rozmowy.
― Przynieść ci wody? ― zaoferowałem. Zauważyłem, że Ozaki już po raz drugi oblizuje usta.
― Jakbyś mógł ―
poprosił. Serial nadal leciał w tle, ale obaj straciliśmy już
zainteresowanie. Dźwignąłem się z podłogi i przeszedłem do salonu,
czując się tak bezsilnie i beznadziejnie, jak chyba jeszcze nigdy w
życiu.
+++
kilka godzin później
Po krótkiej drzemce,
Ozaki w końcu postanowił wrócić do domu. Nadal się o niego martwiłem,
ale kiedyś musiał pokazać się rodzicom. Na odchodne powiedziałem, że
jakby co, to jestem pod telefonem, na co on tylko kiwnął głową i zamknął
przed sobą drzwi. Gdy w mieszkaniu zapanowała pustka, w oczy rzucił mi
się bałagan, który pozostał nadal, mimo wstępnego uprzątnięcia.
Natychmiast zabrałem się do czyszczenia.
Gdy byłem mały,
czysty pokój był jedyną rzeczą, za którą chwaliła mnie mama. Dlatego
teraz w moim otoczeniu denerwowała mnie każda plama, każdy przewrócony
przedmiot, każdy leżący na podłodze papier.
Jedyną osobą, której o tym powiedziałem, był Midori i przypomniawszy sobie o tym fakcie, poczułem ukłucie w piersi.
Nie ważne z której
strony chciałem zająć się roztrząsaniem tego, co się wydarzyło, nie
mogłem nic zmienić. Po pijaku zapędziłem się i praktycznie wyznałem mu,
co czuję. A jego reakcja musiała oznaczać odmowę. Nie znajdowałem innej
interpretacji słów, które wtedy wypowiedział.
To bolało i nie
chciałem jeszcze mierzyć się z tym bólem. Mieszkaliśmy tak blisko
siebie. Chodziliśmy do jednej szkoły. Było tak dobrze. Jak teraz będą
wyglądały nasze życia? Jakim sposobem to zniesiemy?
Przyłapałem się na myśli, iż wolałbym, żeby to wszystko nigdy się nie wydarzyło. I po co to było? Teraz, kiedy opuściła cię jedyna osoba, która cię rozumiała, będziesz tylko powoli niszczył się od środka. Wewnętrzny głos, który od dawna nie gościł w moim umyśle, teraz śmiał mi się w twarz.
I miał cholerną rację.
Otworzyłem drzwi od
balkonu, żeby wywietrzyć zapach środka do czyszczenia podłóg. Na
zewnątrz było chłodniej, niż wczoraj i opierając się o balustradę, mając
na sobie w dodatku tylko biały bezrękawnik, aż zadrżałem. Pogoda
chciała chyba wycisnąć ze mnie resztki komfortu, a potem pozostawić
drżącym i osaczonym zmartwieniami. Zastanawiałem się, co skłoniło
Midoriego, żeby w ogóle na tę imprezę przyjść. Nie stawił się o
umówionej godzinie, ale dopiero około dwóch godzin później. Ktoś go
namówił? A może sam tak długo bił się z myślami?
Pewnie teraz myśli, że wcale nie wyszło mu to na dobre, wygłosił
swoją uwagę głos. Było to tak irytująco prawdopodobne, że aż obiema
rękami złapałem się za włosy. Miałem ochotę krzyczeć z frustracji.
Chciałem zapomnieć, albo cofnąć czas - najlepiej do momentu, w którym
jeszcze wszystko było dobrze. Kiedy jeszcze widziałem w nim...
Czy taki moment w ogóle istniał?
Dźwięk dzwonka
sprawił, że łokcie ześlizgnęły mi się z barierki balkonu. Nie
spodziewałem się gości. A przynajmniej taką miałem nadzieję.
Z niepokojem przeszedłem przez salon i wtedy rozpoznałem przytłumiony głos zza drzwi.
― Nakira? Wiem, że
tam jesteś ― Anri mówiła łagodnie, spokojnie, jakby nie chciała mnie
wystraszyć. Gdy ją usłyszałem, poczułem się jeszcze bardziej wyzuty z
wszelkich sił. Mimo to, wpuściłem ją. Pod krótką jeansową kurtką miała
na sobie czerwoną bluzkę na ramiączkach i spódniczkę pasującą do kurtki.
Lubiłem ten strój, a ona o tym wiedziała. Od razu wyczułem, że czegoś
ode mnie chce.
― Zapomniałem o jakiejś randce? ― spytałem, od niechcenia opierając się o ścianę.
― Tak ― odparła Anri
ze słabym uśmiechem, a ja osłupiałem. ― Ostatnio ignorowałeś moje
wiadomości. Ale to nie szkodzi ― podeszła do mnie i delikatnie położyła
dłoń na mojej piersi. Nie unosiła głowy, nie patrzyła na mnie. ― Pewnie
miałeś ważniejsze sprawy... Prawda?
Nareszcie jakiś
trybik w moim mózgu zaskoczył i przypomniałem sobie, że mieliśmy spotkać
się i porozmawiać parę dni po meczu. Poczułem, jakby coś zapadło mi się
w płucach. Zapomniałem. Jak mogłem zapomnieć?
― Anriś, ja... ―
urwałem, gdy ujrzałem, jak dziewczyna się trzęsie. Natychmiast
przytuliłem ją mocno do siebie. ― Przepraszam. Jestem beznadziejny.
Zaczynałem zapominać o
całym świecie. Zapominałem, że miałem dziewczynę, przyjaciół, szkołę,
rodziców. W mojej głowie nieustannie gościł Midori. Godziłem się na tę
obsesję.
― To nic, Nakira ― usłyszałem cichy szept Anri. Dziewczyna wsunęła dłonie pod moje ramiona i
dotarły one aż do mojego karku. ― Wiem, że nie skrzywdziłbyś mnie ot
tak.
Uniosłem głowę i
nasze oczy się spotkały. Fiołkowe, jeszcze parę miesięcy temu tak
fascynujące mnie oczy, teraz były przepełnione goryczą. Coś musiało się
stać w jej domu. Coś musiało się stać, a mnie przy niej nie było. Anri
trzęsła się w posadach.
Przysunęła się i
przymknęła oczy, chcąc mnie pocałować. Czułem się jednak zbyt
zdewastowany, by dać jej choćby to. Nagle zrozumiałem, że zataczaliśmy
koła. Ona cały czas szukała we mnie oparcia, podczas gdy ja byłem zajęty
własnymi problemami. A potem ona płakała, a ja nie umiałem zrobić nic
innego, niż tylko zabrać ją do łóżka.
Nagle poczułem między
nami ogromny dystans, tak jakbyśmy w ogóle nigdy się nie poznali.
Dłonie tej nieznajomej były chłodne, serce biło zbyt szybko, a jej ciało
zbyt mocno przywierało do mojego, pragnąc bliskości tak bardzo, że
mogłoby zrobić dla mnie wszystko.
Prawdopodobnie oboje
się za to obwinialiśmy, ale i tak zamykaliśmy się w błędnym kole na
własne życzenie. Anri prawdopodobnie nadal wierzyła w nieopatrznie
wypowiedziane przeze mnie "kocham cię" ‒ słowo, które wtedy nie miało
dla mnie żadnej rangi. Ojciec powtarzał je nieustannie, gdy tylko
okazywałem się być w czymś najlepszy. Moja pierwsza dziewczyna też je
powtarzała. Do koleżanek, rodziców, do psa i do mnie.
Nawet teraz, gdy wreszcie poznałem jego znaczenie, nie mogłem dać Anri niczego.
W tej sytuacji nie
pozostało mi nic innego, niż odwrócić głowę w bok, by dziewczyna nie
zobaczyła moich łez, i w końcu wypowiedzieć te męczące słowa:
― Lepiej, żebyśmy zerwali.
+++
3 miesiące wcześniej, 3 marca, późny wieczór
Nie żebym nie
wiedziała, co oznaczała moja decyzja. Oczekiwałam jednak trochę mniej
oburzonej reakcji rodziców i trochę mniej burzliwej konwersacji na temat
mojej przyszłości. Nie dopuszczono mnie nawet do wygłoszenia argumentów
- zamiast tego zostałam zbombardowana obelgami i opiniami o
bezsensowności mojego marzenia.
„Tak to się kończy”,
słyszałam w głowie głos mojego wieloletniego przyjaciela, Jacoba. „Kiedy
próbujesz wyjść spod ich skrzydeł, gonić za chmurami na niebie”.
Ciaśniej owinęłam się
białym płaszczem i przyspieszyłam kroku, a moje obcasy agresywnie
stukały o chodnik. Na gwałt wychodząc z domu, zdążyłam jedynie narzucić
na siebie jedną warstwę. Pod spodem miałam tylko sukienkę do kolan i
krótkie kozaki. Nawet w centrum miasta wieczory nadal były przeszywająco
zimne, jakby wiosna miała już nigdy nie nadejść.
Ja tylko chciałam,
żeby rodzice zaakceptowali mnie taką, jaką jestem. Czy naprawdę prosiłam
o zbyt wiele, próbując poruszyć ich zatwardziałe serca?
Powoli traciłam
wigor, nogi zaczęły mnie boleć od uporczywego walenia o ziemię. Pędziłam
przed siebie, nie wiedząc nawet, gdzie zmierzam. Tak strasznie chciałam
uciec od tych zimnych ścian, zimnych pomieszczeń i zimnych ludzi, że
nie pomyślałam nawet o tym, gdzie zamierzałam spać.
Nie mogłam się
zatrzymać. Nie mogłam się rozpłakać. Nie chciałam w tym momencie
niczyjej litości. Mój oddech przyspieszał, a ja zacisnęłam usta, by nikt
go nie usłyszał. Czułam, jak gdyby cały świat patrzył i czekał na to,
co zrobię. Jak aktorka, którą nigdy nie będę, sama na ogromnej scenie,
oświetlona ze wszystkich stron.
Po mojej lewej
mignęły jaskraworóżowe światła. Przystanęłam i odwróciłam się w tamtą
stronę. No tak. Byłam w okolicy tego klubu, do którego raz zabrał mnie
Jacob.
Być może tylko tam byłam w stanie się ukryć.
Decyzja była szybka.
Zeszłam po wąskiej klatce schodowej i wkroczyłam w orgię świateł oraz
rozgrzanych w tańcu ciał. Tej nocy nikt nawet nie stał przy wejściu, by
sprawdzać dowody. Wstrzymałam oddech, przez chwilę napawając się tym, że
nikt nie zwraca na mnie uwagi ‒ każdy jest pochłonięty swoim partnerem
do tańca, swoim kieliszkiem, swoimi znajomymi. A potem ściągnęłam
płaszcz i energicznym ruchem rozpuściłam już i tak rozwalonego koka.
Tutaj mogłam być najlepszą aktorką, jaka stąpała po tej ziemi. W tym
miejscu nie musiałam mieć rodziców lekarzy, którzy mówili mi, jak mam
żyć. Tu nie było tajemnic, o których wszyscy wiedzieli, tu nie było
siniaków na skroniach matki, tu nie było tej wypruwającej mi żyły ciszy.
Tylko muzyka, tylko zabawa.
Tylko ja pośród ludzi.
Stukając obcasami,
pewnym krokiem podeszłam do barku i z czarującym uśmiechem zaczęłam
flirtować z baristą podczas zamawiania drinka. Nie był w moim typie, ale
rozmowa szła gładko. Postawiłam sobie na cel zdobycie jego numeru. Tym
razem byłam tu bez przyzwoitki, jaką był Jacob. Mogłam robić, co
chciałam. A chciałam zrobić wiele.
― No no, panienko ―
usłyszałam nagle i po chwili dosiadł się do mnie jakiś starszy facet w
ramonesce, z resztką alkoholu w kieliszku. Wyglądał, jakby to nie był
jego pierwszy drink. ― A może to ja będę stawiał dziś wieczór?
Mężczyzna miał jeden
złoty ząb i gdy się uśmiechał, bynajmniej nie wyglądał przyjaźnie.
Wysiliłam się, aby go zignorować i dalej zagadywać do baristy, ale wtedy
ramoneska tamtego faceta dotknęła mojego ramienia.
― Mógłby się pan łaskawie odsunąć? ― wycedziłam przez zęby najgrzeczniej, jak potrafiłam.
― Oj, nie daj się
prosić, mała ― mężczyzna nonszalancko oparł się o blat, przy którym
siedzieliśmy. ― Widać, że brak ci towarzystwa. Co ci szkodzi? Postawię
ci każdego drinka.
― Najmocniej
przepraszam, ale niech pan przestanie mnie zagadywać ― posłałam mu
krzywy uśmiech. Barista również nie pomagał, bo właśnie schylił się pod
barek. Mężczyzna wyglądał jednak na takiego, co nie odpuszczał i
zauważyłam, jak wyciąga rękę, żeby mnie złapać.
Już byłam gotowa go spoliczkować, gdy nagle poczułam, jak ktoś delikatnie obejmuje mnie w pasie i przyciąga mnie do siebie.
― Przepraszam, skarbie ― powiedział ktoś niskim, aksamitnym głosem. ― Długo czekałaś?
Natychmiast
odwróciłam się w objęciach jegomościa i ujrzałam wysokiego, dobrze
zbudowanego chłopaka, mniej więcej w moim wieku. Miał kanciaste rysy
twarzy, które krył pod przydługimi blond włosami, jednak nie odejmowało
mu to ani trochę uroku. Jego twarz była tak symetrycznie idealna, że
przez chwilę aż oniemiałam.
Chłopak uśmiechnął
się do mnie ciepło, po czym ruchem oczu wskazał na faceta, który mnie
obłapiał. Otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, zauważyłam, że mężczyzna w
ramonesce wycofuje się.
― Jak zwykle się
spóźniasz, kochanie ― odpowiedziałam blondynowi najbardziej beztroskim
tonem, na jaki umiałam się zdobyć, po czym nie zastanawiając się długo,
cmoknęłam go w policzek. Miał gładką skórę. ― Zamawiasz coś?
― Po co mi używki,
gdy mam ciebie ― odparł chłopak, dalej uśmiechając się w ten czuły, a
jednocześnie zadowolony z siebie sposób. Starszy mężczyzna skulił się,
prychnął pod nosem i wreszcie sobie poszedł. Na wszelki wypadek nadal
przytulając się do nieznajomego chłopaka, odetchnęłam z ulgą.
― Wiesz, poradziłabym sobie i bez ciebie... ― zwróciłam się do mojego "wybawcy" ― ...ale dziękuję.
― Po prostu nie
mogłem stać bezczynnie, jak zobaczyłem, gdzie wędrują ręce tego zboka ―
odparł blondyn całkiem poważnie. ― Nie ma za co.
Kompletnie
zapominając o moim drinku, przeniosłam ręce na jego kark. Twarz blondyna
wręcz mnie zahipnotyzowała. Poza tym, w takich sytuacjach faceci
oczekują chyba wdzięczności.
― To może... zatańczymy? ― zaproponowałam. Chłopak uśmiechnął się entuzjastycznie.
― Już myślałem, że nie spytasz.
+++
Akurat zagrano jakiś
spokojniejszy rytm. Gdy kołysaliśmy się na parkiecie, okazało się, że
muszę dość wysoko unosić głowę, by spojrzeć mojemu blondynowi w oczy. A
było w co patrzeć - pośród migających świateł wyglądały one jak tafle
czystych stawów.
― Jesteś okropnie
przystojny ― powiedziałam w końcu. Pomyślałam, że należy mu się odrobinę
komplementów. ― Można cię znaleźć w jakimś magazynie?
Blondyn zaśmiał się krótko.
― Muszę cię rozczarować, ale jestem dopiero uczniem liceum.
Uniosłam brwi.
― Przysięgłabym, że jesteś starszy. I to chyba jest klub dla dorosłych.
― Ty nie wydajesz się tym przejmować.
― Nie wyglądam na dwadzieścia jeden? - roześmiałam się. - Och, co za szkoda.
― Niech zgadnę. Też jesteś z liceum?
― Bingo. Niedługo druga klasa.
― Och. Jesteśmy w tym samym wieku.
― Naprawdę? - Bardzo
podobał mi się sposób, w jaki jego ręce obejmowały mnie w talii. Nie
były nachalne, emanowały za to delikatnością i ciepłem. - Może wystąpiła
u nas jakaś zgodność umysłów?
― Nie wierzę w takie rzeczy ― zaśmiał się blondyn. ― Ach. Ty też jesteś bardzo piękna.
― Ach tak? ― bezwiednie pogłaskałam go po karku. ― Co ci się we mnie podoba?
― Masz śliczne,
błyszczące włosy. I oczy tak tajemnicze, że mógłbym w nich utonąć ―
zaczął wymieniać. Ściszył głos do przyjemnego mruczenia, a ja pozwoliłam
sobie odpłynąć w komplementach. ― Widać po tobie twój unikatowy gust
modowy. Twoja skóra jest biała jak mleko. I... ― otworzyłam oczy.
Ujrzałam w jego twarzy wahanie, więc uśmiechnęłam się zachęcająco.
Chłopak westchnął i dokończył: ― Chciałbym pocałować twoje usta.
― Jak masz na imię?
Bo nie całuję się z nieznajomymi ― zachichotałam. Ten wysoki chłopczyk
wydawał mi się coraz to bardziej słodki.
― Kizunashi Nakira, skarbie ― uśmiechnął się półgębkiem, gdy przysunęłam się bliżej niego.
― Sunakawa Anri, kochanie ― odpowiedziałam cicho i wspięłam się na palce, by go pocałować.
Dopiero podczas
pocałunku zdołałam rozpoznać zapach, który Nakira roztaczał. To była
mięta z brzoskwinią i czymś dymnym, jakby nikotyną. Osobliwa,
hipnotyzująca mieszanina, która zaprowadziła moje zmysły w kompletną
pułapkę.
Nie miałam nic
przeciwko jednorazowym przygodom. Ale ten chłopak wydawał się inny od
tych, z którymi byłam. Nie wywierał na mnie presji, a wręcz wyglądał na
onieśmielonego moim pięknem, choć jeszcze przed chwilą objął mnie bez
zawahania. Był chyba pierwszym, który prosił o pozwolenie, zanim choćby
zaprosił mnie do tańca. I dobry Boże, jak on cudownie całował.
Nagle zupełnie poważnie ‒ i jednocześnie kompletnie irracjonalnie ‒ zapragnęłam mieć go na własność.
― Chcę z tobą gdzieś
przenocować ― powiedziałam stanowczo, gdy już się od siebie oderwaliśmy.
Pewność w moim głosie chyba go rozbawiła, bo obdarzył mnie szerokim
uśmiechem. ― Ale nie mam na to wystarczająco pieniędzy. Zrobisz coś z
tym?
― Coś się załatwi ― odparł Nakira i przesunął dłonią po moim policzku. ― Schlebia mi twoja adoracja.
„Mnie bardziej”, pomyślałam.
+++
Znalezienie w tej
okolicy love hotelu nie było trudne. Zapłacenie za niego było większym
wyzwaniem, ale po złożeniu naszych funduszy razem jakoś daliśmy radę.
Reszta wieczoru była już tylko kwestią czasu. Przyciągał mnie, a ja się
mu podobałam. Potrzebowałam odskoczni od życia. Czego chcieć więcej...?
Nakira rzeczywiście
okazał się słodki i subtelny, jak również zaskakująco obeznany. Niewiele
osób w moim wieku mogło się pochwalić takim doświadczeniem, jakie on
najwyraźniej miał. Dokładnie wiedział, gdzie, jak i w którym momencie
dotknąć i to tak, by doprowadzić do ekstazy.
Nie mam pojęcia, jak
długo to wszystko trwało. W nikłym świetle hotelowych lampek i z tym
niezwykłym chłopakiem u boku, czułam się jak zamknięta w innym wymiarze.
Nakira pozwalał mi na każdy chichot i każde westchnienie i nie
pozostawiał ich bez odpowiedzi. Nie pamiętam, czy w ogóle kiedykolwiek
przedtem kochałam się z kimś, niemal cały czas mając uśmiech na ustach.
Po wszystkim ja
wylegiwałam się na brzuchu, okryta kołdrą, zmęczona dwoma orgazmami, a
on zaczął puszczać coś z telefonu. Miał uroczy gust muzyczny ‒ głównie
delikatne utwory na pianino i piosenki opowiadające historie codziennego
życia. Nagle przyszły mu powiadomienia i zaczął komuś energicznie
odpisywać, uśmiechając się przy tym do ekranu.
Wtedy po raz pierwszy poczułam się zagrożona.
― Z kim piszesz? ― spytałam, niby od niechcenia. Nakira oderwał wzrok od ekranu, po czym
bez chwili zawahania dał mi swój telefon do ręki. Zdziwiła mnie jego
szczerość, ale chłopak najwyraźniej nie chciał, żebym wyciągała pochopne
wnioski. Przed oczami ukazał mi się dziwny czat z jeszcze dziwniejszą
nazwą, ale gdy spojrzałam na link u góry, a potem na nazwy użytkowników,
wszystko stało się jasne.
― Korzystam z tej strony ― powiedziałam, zwracając mu telefon. ― Jesteś tam tłumaczem?
― Owszem ― odparł z zadowolonym z siebie uśmiechem. ― Widzisz, ta Japonia to jednak jest mała.
Zaśmiałam się krótko i
podparłam głowę na splecionych dłoniach. Przystojny, miły, a do tego
jeszcze tłumaczy zagraniczne seriale. Ten ideał musiał mieć jakieś
haczyki, ale na razie nie zamierzałam o nie pytać.
Wkrótce Nakira odłożył telefon na hotelową szafkę i ułożywszy się na boku, popatrzył na mnie uważnie.
― Opowiedz mi coś o sobie ― poprosił.
― To zależy, co chcesz wiedzieć ― odparłam, nie kryjąc zaciekawienia.
― No dobrze - zastanowił się chwilę. ― Kiedy masz urodziny.
― Na serio o to pytasz jako pierwsze? ― uniosłam brew. ― Dobra, jestem ze stycznia. Konkretnie trzeciego. Zadowolony?
― Och. Jednak jesteś
starsza ― uznałam za urocze to, jak bardzo wydawał się ucieszony tą
informacją. ― Ja jestem z końcówki października.
― To tylko osiem miesięcy.
― Aż osiem.
― No dobrze, już ― zaśmiałam się. ― Następne pytanie.
― Hm. Masz jakieś rodzeństwo?
― Nie. Jedynaczka.
― Tak, jak ja ― uśmiechnął się pod nosem. ― Zaraz okaże się, że to, co mówiłaś o zgodności umysłów, to jednak prawda.
― Niewykluczone ― odpowiedziałam, czując, że zanosi się na długą i przyjemną rozmowę.
Nie myliłam się. A
gdy Nakira spytał o to, co chcę robić po szkole, miałam nawet okazję
opowiedzieć mu o swoim największym marzeniu. Chciałam być częścią
seriali, które z takim zaangażowaniem obserwowałam. Chciałam czarować
widzów odgrywanymi przeze mnie postaciami. Chciałam czuć, jak to jest
być kimś innym.
Chciałam, żeby wszyscy na mnie patrzyli.
― To wspaniały cel ― odparł Nakira po chwili zastanowienia. ― Mogłem się domyślić. Od razu
widać, że się do tego nadajesz. Kiedy tamten facet zaczął ci
przeszkadzać, w ogóle nie było po tobie widać, że jesteś zdenerwowana.
Aż poczułam, jak na
moje policzki wpływa krwistoczerwony rumieniec. Nawet Jacob miał
wątpliwości co do moich zdolności aktorskich, a przecież uważałam go za
mojego najlepszego przyjaciela. A ten chłopak potrafił to ocenić, choć
znaliśmy się ledwie kilka godzin.
Dopóki się nie
zjawił, nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo pragnęłam pochwały.
Nakira rozbudził we mnie jednak łaknienie, którego nie potrafiłam dłużej
okiełznać. Nagle zachciałam zabrać go do domu i postawić w specjalnym
miejscu na szafce nocnej, by co rano karmił mnie komplementami. Chciałam
powtarzać dzisiejszą noc, najlepiej bez końca, tonąc w jego
pocałunkach, dotyku i słowach słodszych od miodu.
Boże, jak ja go chciałam.
― Anriś? ―
usłyszałam, jak jego aksamitny głos zniża się do szeptu. Spojrzałam w
jego błękitne oczy i były one czyste jak źródlana woda. ― Mogę tak do
ciebie mówić?
― Oczywiście ― odpowiedziałam równie cicho, zahipnotyzowana jego pięknem. Nie wypiłam
dzisiaj ani kropli alkoholu, a czułam się, jakbym była pijana.
― Zatańczymy? To mój ulubiony utwór.
Z telefonu leciała
nieznana mi, spokojna melodia. Oczy Nakiry zdawały się błyszczeć
dziecięcą radością, gdy jej słuchał. Nie wiedziałam, co nam obu
strzeliło do głowy, żeby tańczyć w hotelowym pokoju do muzyki z czyjejś
komórki, ale zgodziłam się. Szybko narzuciłam na siebie koszulkę i
założyłam majtki, żeby nie wygłupiać się zupełnie nago, podczas gdy on
wciągnął na nogi spodnie, pozostawiając jednak klatkę piersiową
odsłoniętą.
Zbliżyliśmy się do
siebie na drugim końcu łóżka, a potem już tylko kołysaliśmy się w rytm
pianina. Nakira objął mnie w talii i pozwolił mi ułożyć głowę na jego
piersi. Biło od niego ciepło, którego, miałam wrażenie, nie czułam od
dawna.
― Ostatnie pytanie ― szepnął w moje włosy. ― Czy było wielu przede mną?
― Tylko dwóch ― odpowiedziałam zgodnie z prawdą. ― Ale to krótkie historie. Poza tym, ty
wydajesz się inny. Pełniejszy, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Milczeliśmy przez chwilę, chyba oboje nie bardzo wiedząc, co począć na te słowa. W końcu jednak Nakira westchnął i wyznał:
― Mam dziewczynę. Kami, jest rok młodsza ode mnie.
Mówił o niej, jak o upierdliwej młodszej siostrze. Poczucie zagrożenia odpłynęło nagle gdzieś daleko w głąb mojego serca.
― Ale? ― uniosłam głowę, by znów spojrzeć mu w oczy. Jego piękne, szczere, błękitne oczy.
― Ale ty... Znam cię parę godzin, a już sprawiasz, że chcę ten związek jak najszybciej zakończyć.
Mówił szeptem, jakby nie chciał, żeby Kami go usłyszała. Jakby chciał, żebym słuchała tylko ja.
― Zakochałem się w tobie tej nocy ― powiedział, a ja dosłownie poczułam, jak się rozpływam. ― Wybaczysz mi...?
Nachylił się, a ja
wspięłam się na palce, by pomóc mu złączyć nasze usta. To była moja
odpowiedź. Nie obchodziła mnie w tym momencie żadna głupia dziewucha,
która najwyraźniej nie czyniła tego chłopca szczęśliwym.
Złapałam go, nie mając najmniejszego zamiaru puszczać.
+++
Nie minęło dużo
czasu, zanim wpuściłam go całkiem do siebie, ze wszystkimi moimi
problemami i obawami. Chciałam, żeby poświęcił mi całą swoją uwagę. Już
wtedy zaczął ograniczać się ze szczerością wobec mnie, choć nie chciałam
jeszcze przyjąć tego do wiadomości. A wraz z pojawieniem się w jego
życiu tego dziwnego niebieskowłosego chłopaka, coś w naszym związku
bezpowrotnie się popsuło. Nie pomagały moje płacze ani prośby ‒ choć
próbowałam go zmusić do porządku, on zawsze robił to samo. Unikał
tematu.
Byłam taka samotna te
trzy miesiące temu. Potrzebowałam kogoś, kto wskazałby mi drogę.
Potwierdził, że moje wybory są słuszne, że nie muszę słuchać rodziców,
by być w życiu szczęśliwą. Otoczył opieką i miłością. Wychwalał.
Nakira dał mi
wszystko, czego wtedy pragnęłam, by teraz, wraz z trywialnie rzuconymi
słowami „lepiej, żebyśmy zerwali”, to wszystko brutalnie mi odebrać.
Odsunęłam się od
niego, zszokowana. Miał taką umęczoną minę, jakby te słowa wiele go
kosztowały. Dlaczego więc je wypowiedział? Dlaczego chciał zostawić mnie
samą w momencie, gdy najbardziej go potrzebowałam?
― Dlaczego? ― zaszlochałam, opuszczając ręce bezwładnie wzdłuż ciała. ― Co jest z nami nie tak? Powiedz mi.
Nakira milczał. Poczułam, jak coś lodowatego ścina mi płuca, powoli pełznąc do serca.
― Jeśli mi nie powiesz, do końca życia będę za to winić ciebie.
To nie była prawda. To ja byłam głupia. Zaślepiła mnie jedna, cholerna noc. Kilka słodkich słówek i zniewalające piękno.
Jego poprzednia
dziewczyna, Kami. Okazało się, że znałam ją z kawiarni. Kiedy jednak
zaczęłam oficjalnie umawiać się z Nakirą, szybko odeszła z pracy. Czy
czuła się tak samo, jak ja teraz? Czy omamił ją w ten sam sposób?
Mój słodki chłopiec
stał teraz przede mną, niewzruszony na mój płacz. To wystarczyło, bym
odwróciła się i wyszła. Nie zatrzymywał mnie. Tyle znaczył dla niego
nasz związek. Tak łatwym było dla niego po prostu go zakończyć.
Specjalnie zostawiłam
otwarte drzwi, by słyszał stukot moich butów o schody. W biegu wyjęłam
telefon z torebki, nagle czując konieczność, by usunąć jego numer.
Pierwszym, co zobaczyłam, był jednak esemes od Jacoba:
Zamiast znowu iść do niego, mogłabyś być u mnie. Tak tylko mówię.
Przystanęłam między
piętrami. Nagle straciłam kontrolę. Łzy zalały moje policzki, a gardło
zacisnęło się boleśnie. Jacob, ten sam, którego ignorowałam przez
ostatnie dwa miesiące. Ten sam, który ze względu na swoje amerykańskie
pochodzenie, nigdy do końca nie rozumiał japońskiej mentalności. On
jeden zauważył od razu, w co się pakuję. A ja, w swojej ślepocie,
postanowiłam się od niego odwrócić.
Moje nogi same ruszyły dalej po schodach, podczas gdy ja zanosiłam się szlochem. Chciałam tylko, żeby ktoś mnie zauważył.
Nakira, zakochałam się w tobie tamtej nocy. Czy kiedyś mi wybaczysz...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz