Była piękna.
Chyba najbardziej podobała mu się, gdy marszczyła
swoje grube brwi. Między nimi robiła się delikatna, urocza zmarszczka.
Mógł jej twarz wtedy porównać do markotnego króliczka. Kiedyś usłyszał,
jak mówi, że powinna iść z tymi brwiami do kosmetyczki, ale jej się nie
chce. Uważał to za niepotrzebne. Nie znał się na dziewczęcej modzie, ale
z takimi brwiami było jej ładnie. Do twarzy.
Gdyby miała cieńsze
brwi, na pierwszym miejscu zdecydowanie znalazłby się uśmiech. Jej
osadzone blisko siebie oczy niemal znikały w pulchnych policzkach, gdy
się uśmiechała. Zgadywał, że pewnie dlatego nie malowała sobie nigdy
oczu – od ciągłego uśmiechu tusz rozmazywałby się w kącikach. W sumie i
tak go nie potrzebowała – miała długie, ładne, brązowe rzęsy.
Miała też zęby tak białe i tak proste, że równie dobrze mogłaby grać w
reklamie pasty do zębów. O ile się orientował, nikt z jego znajomych nie
miał tak prostego uzębienia. W dodatku przez wiecznie zaczerwienione,
cienkie wargi, zawsze było te zęby strasznie widać.
Nos miała w
kształcie kulki. Wiele razy wyobrażał sobie, jak sam przejeżdża po nim
palcem i czuje gładkie szkło. Bo nos był kształtny i błyszczał jak
szklana kulka.
Lubił patrzeć, jak jej cienkie włosy powiewają na
wietrze, targają się i wplątują w biało-czarne oprawki okularów.
Wyobrażał sobie, że pomaga jej je wyciągnąć – delikatnie, włosek po
włosku.
Nie wiedział, czemu inne dziewczyny się z niej śmieją.
Miała dużo lepszą sylwetkę niż niektóre z nich. Tylko trochę grubsze
ramiona i mniejsze piersi.
Obwód piersi. Czy to jest naprawdę
jedyna miara, w której ocenia się dziewczynę? I robią to obie płci, bez
wyjątku. Nigdy tego nie rozumiał.
Inne dziewczyny wydawały mu się
proste jak tyczki, bezkształtne, nijakie. I czasem chciał jej
powiedzieć, żeby się nie przejmowała. Chciał po prostu podejść i
powiedzieć, żeby nie płakała z powodu głupich docinek. Żeby nie
zawracała sobie głowy tym, że chłopaki zakładają się o "który podejdzie
do niej i nie zwymiotuje". Wszyscy są idiotami, bezmyślnymi, pustymi
idiotami, którzy nie rozumieją jej piękna i nigdy nie zrozumieją go tak,
jak on rozumie.
Bo piękna była też, gdy siedziała na parapecie z
podkulonymi nogami. Kiedy patrzyła w niebo zaszklonymi oczami. Kiedy
tekst książki, którą czytała na przerwie, odbijał się w jej okularach.
Kiedy chichotała do siebie, bo nie miała z kim porozmawiać o tym, co ją
śmieszy.
Nie była gruba. Nigdy by tak o niej nie powiedział –
ludzie wymyślili sobie to słowo jako obelżywe i odzierające z wszelkiej
godności. A on naprawdę nie widział w niej ani jednej skazy – blizny po
pryszczach zawsze kojarzyły mu się z czerwonymi gwiazdami rozsianymi po
jej skórze, krzywo obcięte paznokcie – z jej zamyśleniem, roztrzepaniem,
marzycielstwem.
I naprawdę wiele razy chciał podejść i zacząć od
zwykłego "cześć", lecz zwlekał tak długo, że było już za późno. Pewnie
pierwszym zdaniem, które padłoby z jego ust, byłoby:
"Jesteś piękna".
Bo była piękna. Najpiękniejsza, piękniejsza od tych wszystkich ludzi, którzy uważali ją za brzydką.
I właśnie to piękno zacisnęło mu gardło i spowodowało, że nigdy nie zdobył się na odwagę, aby otrzeć jej łzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz