Dotknęła swoich włosów. Nie wiedziała, czy były gęstsze, ale pomyślała, że wakacje to najgorszy czas na umieranie.
Na pogrzebie dziadka
było pięć osób: ona, babcia, wujek, mama i matka cioci. Ciocia i jej
dwie córki wyjechały. Tak samo jak wszyscy dziadka znajomi. To było
wygodne – wymawiać się od uczestnictwa dwoma tysiącami kilometrów.
Wiedziała, że ciocia przestała kochać wujka lata temu, tak samo jak jej
córeczki.
Było parno. Widziała,
jak pot spływał po czole wujka, jak babcia przebiera nogami. Każdemu
było niewygodnie, gorąco. Pewnie każdy marzył o wymówce w postaci
odległości. Może matka cioci żałowała, że nie wyjechała razem z córką.
Wszyscy mieli zacięte miny.
Ona stała prosto.
Przez chwilę sprawdzała tylko, czy ulotka na odżywce nie kłamała. Jej
włosy wydawały się jednak nadal tak samo cienkie i blade, jak wcześniej.
Sama wolałaby umrzeć w
zimę. A najlepiej w Boże Narodzenie, żeby je wszystkim zepsuć. O tak,
już wyobrażała sobie śnieg padający na liczne wiązanki i stojące na
mrozie trzy osoby. Pójdzie do piekła za te myśli, ale byłoby cudownie.
Gdy pięć osób
pospiesznie się przeżegnało, spojrzała w bok. Nad grobem tuż obok stał
chłopak w jej wieku. A może starszy. Był trochę przy kości i miał ciemne
włosy. Słoneczne okulary pewnie miały zasłaniać opuchnięte oczy, ale
były za małe. Przyszedł spłakany, na grób o jednej świeczce, z malutkim
bukiecikiem niezapominajek przy pustej płycie. O bukiecik oparta była
tabliczka z datą śmierci. Och, umarła dzień wcześniej niż dziadek. Miała
czterdzieści dwa lata.
Chłopak splótł ręce z przodu i stał. Było pewne, że według niego każda pora jest najgorsza na umieranie.
Odwróciła wzrok. Może
później przeczyta w gazecie, że zabił się chłopak o ciemnych włosach. A
może znajdzie go tu w zimę, gdy sama będzie sinieć pod śniegiem.
Palce chłopca zdawały się nie pocić, tak samo jak jej wysokie czoło.
tripple drabble z 6 października 2017
(a/n) Moje najbardziej klimatyczne dzieło, cri.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz