To nie był odpowiedni dzień na pogrzeb.
Słońce od paru dni
świeciło najmocniej, jak potrafiło, by na dobre wypędzić chłód zimy. Do
życia budziła się cała natura, kwitły drzewa, ptaki uwijały się przy
gniazdach. Było tak gwarno i radośnie. Wszystkie stworzenia zdawały się
być zbyt zajęte wiosennymi porządkami, by zwrócić uwagę, że śmierć
zabrała kolejną osobę.
Osobę, która w dodatku na to nie zasługiwała.
Większość żałobników stała pod rozłożystym drzewem, a ci, którzy się
nie zmieścili, nieustannie poprawiali kołnierzyki przy koszulach. Słońce
ogrzewało czarne stroje w zastraszającym tempie.
On jeden nie
miał na sobie ani garnituru, a jedynie lnianą koszulę. Zajął też
najlepsze miejsce - najniższa gałąź drzewa, tuż nad grobem. Ze smutkiem
patrzył, jak zostaje do niego spuszczona trumna. Nie było mu dane
zobaczyć tej osoby chociaż ten ostatni raz.
Gdy mąż zmarłej ze łzami w oczach zapalił przy tabliczce z imieniem kadzidła, siedzący na gałęzi dosłyszał szepty.
― Wciąż nie mogę w to uwierzyć. Mama była przecież okazem zdrowia...
― Kochanie, miała już swoje lata. To się zdarza.
― Tęsknię za nią...
― Ja też, skarbie, ja też... To był anioł, nie kobieta...
Śmiało mógł przytaknąć tym słowom. Hotaru była złotą kobietą, aż do samego końca.
Gdy ceremonia dobiegła końca, Gin sfrunął z gałęzi i ukląkł przy
tablicy. Koniec. Po jego miłości zostało imię oraz ciało złożone w
grobie.
Nie miał nadziei na spotkanie. Hotaru nie mogła powrócić
jako duch, tak jak on – miała zbyt spokojne życie. I była zbyt dobra.
Była teraz w lepszym miejscu niż ziemski świat, który nie raczy nawet na
moment ucichnąć, by pożałować utraconego życia.
Gin dotknął zimnej tablicy i uśmiechnął się delikatnie, gdy jego dłoń rozpłynęła się jak mgła.
― Cieszę się, że cię poznałem, Hotaru ― wyszeptał. Dopiero wtedy
ucichły ptaki i drzewa, a duchowi wydało się, że słyszy delikatny głos
dziewczyny:
„Ja też, Gin”.
one shot z 14 maja 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz