Podrywacz│3451 słów
27 kwietnia, późny wieczór
W końcu i tak się z nią przespałem.
Leżeliśmy w moim
łóżku, na boku, nadzy, okryci jedynie kołdrą. Anri spała skulona, z
czołem lekko przytulonym do mojej piersi. Oddychała spokojnie, a ja
bawiłem się jej włosami i rozmyślałem o tym, dlaczego czuję się winny.
Może dlatego, że Midori w końcu zobaczył tą stronę mnie, którą zawsze potępiał w rozmowach.
Czy dojrzał ułudę w
moich oczach? Spostrzegł nieszczerość uśmiechu? Gestów? Mimiki twarzy?
Wszystko względem Anri było takie nieszczere... Czy byłem aż tak łatwy
do odczytania?
Sam dobrze wiesz, że to niemożliwe po zaledwie trzech dniach, odezwał się głos gdzieś z tyłu mojej głowy. „A jeśli?”, spytałem samego siebie. „Co jeśli moja zasłona to iluzja”?
Zapragnąłem
obudzić moją dziewczynę i spytać, czy to wszystko widzi. Czy widziała,
że moja powolna gra wstępna była formą odwrócenia uwagi, bo tak naprawdę
nie miałem dzisiaj ochoty. Czy zorientowała się, że nie śmieszą mnie
jej komentarze na temat filmu. Czy przyuważyła, że jedyne czym się dziś
interesowałem były jej włosy. Zmieniła szampon i pachniały teraz
obłędnie.
Jednocześnie nigdy
nie przyznałbym się do moich prawdziwych uczuć. Ale jeśli Anri... jeśli
wszyscy je widzieli, to przecież nie było czego ukrywać.
Chciałem z kimś
porozmawiać. Ale nie mogłem wejść na czat. Podświadomie wiedziałem, że
on tam był. Bo zawsze był wtedy, kiedy i ja byłem.
Czułem się jak zamknięty we własnym umyśle.
Próbowałem zmienić
pozycję, ale wtedy Anri mruknęła coś przez sen i przesunęła głowę tak,
że jej nos dotknął mojego torsu. Poczułem jej ciepły oddech na skórze i
westchnąłem, podsuwając sobie poduszkę pod głowę i układając się obok
niej. Dzisiejszej nocy nie było czasu na mnie i moje zachcianki. Była
tylko moja zmęczona życiem dziewczyna.
+++
tymczasem
Kazuchi: Chi~!
Kazuchi: Wiem, że tu jesteś! Widziałem twoje imię na pasku!
Tori: Zostaw ją. Pewnie czeka na Nakirę.
Kazuchi: Och, zostaw tego kobieciarza i pogadaj z nami!
Kazuchi: Jestem ciekawy twojego pierwszego dnia w Hakodate (> ^ <)
Kazuchi: No pliiiiis
Kazuchi: Chiiii powiedz cośśś
Kazuchi: Obraziłaś się na nas? ;-;
Tori: Nie wrzucaj mnie ze sobą do jednego worka...
Kazuchi: Och, zamknij się, Toriś
Hacker: Łoł, łoł. Bez takich proszę.
Hacker: Co mnie ominęło?
Tori: Nic. Kazu martwi się o Chi, bo nie pisze z nami choć jest aktywna
Hacker: Hmmm~~
Hacker: Puk puk, Chigusa? Odezwiesz się do nas?
Kazuchi: Proszę cię Chi no T_T
Tori: To nic nie da. Musi przyjść Naki
Hacker: Racja. A właśnie, Kazuchi.
Hacker: Gdzie nowy upload?
Kazuchi: Jeszcze nie doszedł, przerwy w udostępnianiu
Kazuchi: Chiiiiii no weeeeeeeeź
Kazuchi: Chętnie bym posłuchał o czyimś życiu dzisiaj
Tori: Skończył ze mną, pisze na grupowym...
Kazuchi: Super, wyjaw jeszcze więcej tematów naszych prywatnych wiadomości. Hacker słucha z uwagą.
Hacker: Ej. Przepraszałem już, dobra? I nikomu nie powiedziałem. Chi i Naki nie wiedzą.
Kazuchi: i lepiej żeby tak zostało
Tori: Uspokój się.
Tori: To było dawno i nieprawda. Tak samo jak temat tamtej rozmowy.
Hacker: ?!
Kazuchi: ...
Kazuchi: Natychmiast idziemy na priv.
Tori: Ok, ok.
Tori opuścił/a Najgorsi Admini
Kazuchi opuścił/a Najgorsi Admini
Chigusa: Ale naprawdę nie możesz mi powiedzieć, o czym rozmawiali?
Hacker: Och... Chigusa.
Hacker: Nie mogę. To zbyt...
Hacker: To aż intymne. Po prostu nie mogę.
Chigusa: No dobrze, w końcu nie mam prawa się ciekawić.
Hacker: Wykonujesz ostatnio naprawdę dobrą robotę, Chigusa. Interesujesz ludzi tym, co piszesz.
Chigusa: Mogłabym pisać scenariusze do reklam, nie sądzisz? >w<
Hacker: Haha, no jasne że tak.
Hacker: Dlatego mam propozycję. Co powiesz na nowy wygląd strony? Przygotowałem już projekt.
Hacker: Ale trzeba będzie przeorganizować stronę.
Chigusa: Jasne, chodźmy na priv ^^
Chigusa opuścił/a Najgorsi Admini
Hacker opuścił/a Najgorsi Admini
Najgorsi Admini jest pusty
+++
28 kwietnia, rano
― Coś cię trapi?
Szliśmy z Midorim
do szkoły. Z boku na trawniku bawiły się jakieś dzieci, w oddali
majaczyło już szkolne boisko do piłki nożnej i sam budynek. Mimo słońca i
ogólnie sielankowego nastroju, nie czułem się najlepiej.
Midori wysunął
głowę do przodu i obrócił ją tak, że na moment mogliśmy spojrzeć sobie w
oczy. Poczułem, że on naprawdę widzi. Mógłby nawet sam zgadnąć, jakie
myśli zaprzątają mi głowę, ale mimo to zapytał o nie.
― To nic ― odwróciłem wzrok. ― Źle spałem.
Midori nie dopytywał. Byłem mu za to ogromnie wdzięczny.
Gdy doszliśmy do
skrzyżowania dróżek, gdzie musieliśmy skręcić w prawo, nagle z lewej
strony nadbiegł Takashima. Zdziwiła mnie jego obecność.
― Późno dzisiaj
jesteś ― zauważyłem, gdy pomimo nietęgiej miny Midoriego chłopak
dołączył do naszego pochodu. ― Zwykle spotykamy się już w szkole.
― Zaspałem ― wyjaśnił Ozaki krótko. ― Chyba zepsuł mi się telefon. Także nie dzwoń do mnie, bo i tak nie odbiorę.
― Coś ty z nim zrobił, że się zepsuł? ― spytałem z ironią.
― Nie wiem ― Ozaki
wzruszył ramionami. ― Może odezwały się w końcu wewnętrzne uszkodzenia,
powstałe w wyniku licznych upadków na podłogę. Jak rak.
Roześmiałem się. Midori cicho prychnął pod nosem.
― A właśnie, karzełek ― rzucił Takashima. Uniosłem brwi, słysząc to przezwisko. Midori popatrzył na Ozakiego wilkiem.
― Nazywam się Atsushi Midori, jakbyś zapomniał ― warknął.
― Karzełek
bardziej pasuje ― Ozaki posłał mu swój szeroki, gadzi uśmiech, by sekundę
później spoważnieć. ― W każdym razie, chciałem spytać. Co robi taki
menadżer? Wcześniej nikogo takiego nie mieliśmy.
― Za to często
mieliśmy problemy z zarezerwowaniem boiska ― wtrąciłem, zanim Midori
zdążył coś powiedzieć. Mój przyjaciel wyglądał, jakby miał zamiar kogoś
uderzyć. O ile było to możliwe, chciałem załagodzić sytuację. ―
Pamiętasz, jak kiedyś musieliśmy czekać dodatkową godzinę, bo kapitan
jest beznadziejny w negocjacjach?
― Właśnie tym
zajmuje się menadżer ― zgodził się Midori. Na szczęście wyglądał na
spokojniejszego wiedząc, że ma mnie po swojej stronie. ― Rezerwuje sale.
Proponuje ćwiczenia. Podczas zawodów zbiera informacje o innych
drużynach. Organizacja ― uniósł dumnie podbródek ― to moje zadanie.
― Aha ― skwitował
Takashima, czym trochę zbił go z pantałyku. ― Cóż, daj z siebie
wszystko. Słyszałem od kapitana, że papierkowa robota to szczególny ból.
Założę się, że zrzuci to na ciebie.
― Może okaże
trochę litości...? ― sam nie wierzyłem w to, co mówię. Kapitan nie
cierpiał siedzieć w jednym miejscu. Jeśli miał możliwość, to od razu
zrzucał część obowiązków na kogoś innego.
Zerknąłem na Midoriego. Zaciskał tylko usta. Przed nami majaczyła już brama szkoły.
― A. Dzięki za te
wszystkie wskazówki, linki do serwerów i takie tam ― Takashima odezwał
się po chwili, nawet na chwilę nie zmieniając swojego znudzonego tonu
głosu. Znowu uniosłem brwi w totalnym zaskoczeniu, a Midori na sekundę
aż przystanął.
― Co jest z tobą?! ― nie wytrzymał. ― Na czacie byłeś milusi, wczoraj byłeś złośliwy! A
teraz nagle mi dziękujesz...! Nie nadążam za tobą ― burknął. Szczerze
mówiąc, ja też nie bardzo nadążałem. Takashima uśmiechnął się kącikiem
ust.
― Nikt nie jest w
stanie mnie rozszyfrować ― powiedział cicho. ― Dla wyjaśnienia... ― popatrzył Midoriemu w oczy. W jego wyrazie twarzy i tonie głosu
nareszcie czuć było powagę. ― Uważam, że jesteś całkiem spoko gość.
Musiałem przyznać,
że byłem nieźle zdezorientowany. Midori wyglądał, jakby zachłysnął się
powietrzem. Odchrząknął i odwrócił wzrok dla niepoznaki.
― Nie mogę z tobą - mruknął. Zaśmiałem się, by dodać mu otuchy.
― Taki już jego
urok. Co nie, Ozaki? – zerknąłem na przyjaciela wesoło, na co ten
odpowiedział dziwnym spojrzeniem. Zacząłem nazywać go po imieniu dopiero
pod koniec wiosennej przerwy. Obaj jeszcze się do tego nie
przyzwyczailiśmy.
Ozaki kiwnął głową z obojętną miną.
― Taki już mój
urok ― potwierdził. Midori westchnął cierpiętniczo. Mnie za to uśmiech
nie schodził z twarzy. Szanse na porozumienie między nim a Ozakim
jeszcze nie były pogrzebane.
+++
w południe
Na długiej
przerwie pierwszy raz od wieków odłączyłem się od Takashimy i poszedłem
na górę, do klasy Midoriego. Zastałem go stojącego na środku korytarza w
towarzystwie grupy dziewcząt. Był to dość zabawny widok, bo
przynajmniej trzy z nich były od niego wyższe. Mimo wszystko na twarzach
całej grupy widniały przyjazne uśmiechy. Midori opowiadał o czymś, żywo
gestykulując, a dziewczyny co jakiś czas wybuchały śmiechem.
Gdy Midori
skrzyżował ze mną spojrzenia, kącik moich ust uniósł się lekko. Skinąłem
na niego ręką, na co on przeprosił dziewczyny i podbiegł do mnie.
― Widzę że z
ciebie lepszy Casanova ode mnie ― przelotnie wskazałem na grupkę. ― To
dopiero drugi dzień, a ty już masz wielbicielki.
― Do ciebie żadna
nie podchodzi, bo je onieśmielasz ― wytłumaczył mi Midori, lekko
poirytowany. ― Ja tylko wzbudzam litość...
― Nie mów tak ― zaśmiałem się. ― Dobra, chodź. Chcę ci coś pokazać.
Obróciłem się na
pięcie i zacząłem iść w tylko mi znanym kierunku, a zaciekawiony Midori
poszedł za mną. Wspięliśmy się po schodach na najwyższe piętro,
pokonaliśmy korytarz i w końcu znaleźliśmy się w niewielkiej wnęce z
drzwiami pośrodku. Rozejrzałem się, ale w pobliżu nikogo nie było widać.
Na drzwiach widniało ostrzeżenie „wejście tylko dla pracowników
szkoły", ale ja, nic sobie z tego nie robiąc, pociągnąłem za klamkę. Tak
jak się spodziewałem, było otwarte.
Jeśli Midoriego
zaniepokoił znak na drzwiach, to nie dał po sobie tego poznać. Gdy
wszedłem do ciemnej klatki schodowej, bez wahania ruszył w moje ślady.
Na górze majaczyły kolejne, cięższe drzwi. Szybkim krokiem pokonałem
wszystkie schodki i zamaszystym ruchem rozwarłem je na oścież. Chłodny
wiatr owiał nasze twarze, a Midori uśmiechnął się szeroko.
― Łał! ― zerwał
się i wybiegł za próg, prosto na szkolny dach. Z uśmiechem zamknąłem
ciężkie drzwi za sobą i spojrzałem w upstrzone chmurami niebo.
Szkolny dach był
ogrodzony prawie trzymetrową metalową siatką, co według mnie było
przesadą. Nadal jednak całkiem wyraźnie widać było stąd panoramę miasta,
a nawet moje osiedle. Od kiedy rok temu odkryłem, że przejście na dach
rzadko jest zamknięte, przychodziłem tu niemal codziennie. Uwielbiałem
spędzać tu przerwę obiadową, patrząc w niebo. Do tego niewiele osób
wiedziało o przejściu, więc mogłem się trochę wyciszyć.
― Nakira, tu jest
wspaniale! ― Midori uniósł obie ręce w stronę chmur. Po chwili uspokoił
się jednak i rozejrzał wokoło. ― Nikogo tu nie ma?
― Tylko kilka osób
wie o przejściu ― usiadłem przy siatce i oparłem się o nią plecami. ― Reszta boi się nauczycieli. Ale tak jest nawet lepiej, nie sądzisz?
― Trochę tak ― przyznał Midori, siadając obok mnie. ― Ale mogę zaprosić tu dziewczyny? ― upewnił się po chwili.
― Rób co chcesz ― zaśmiałem się. ― Aż tak ci się któraś spodobała? A może dwie?
Miałem kolegę,
który gdy podobała mu się jakaś dziewczyna, spotykał się z nią zawsze w
towarzystwie jej licznych przyjaciółek. W ich gronie czuł się pewniej i
nie zapominał języka w gębie, gdy odzywał się do swojego obiektu
westchnień. Gdyby nie to, że minęły zaledwie dwa dni od jego dołączenia
do szkoły, uznałbym, że Midori przyjął tę samą strategię. Tym razem
jednak tylko go podpuszczałem.
― Wszystkie są
fajne ― odparł buńczucznie mój przyjaciel. Gwizdnąłem z podziwem, a on
spojrzał na mnie spode łba. ― Jedna z nich się za tobą ogląda. Jeszcze
nie wie, że masz dziewczynę. Wolałem nie niszczyć jej marzeń.
― Wiele się za mną
ogląda ― rzuciłem niby od niechcenia. W tym samym momencie otrzymałem
bolesnego szturchańca. ― No już, już ― skrzywiłem się.
― Zająłeś się nią jak trzeba? ― spytał twardo. W jego oczach błyszczały jednak iskierki rozbawienia.
― Jest zmęczona ― w
lot wychwyciłem, że chodzi mu o Anri. Jeśli chodzi o nasze
porozumiewanie się, to niemal nic się nie zmieniło. Przenieśliśmy nasze
skróty myślowe z czatu na wspólne rozmowy. Poza tym, znałem jego
priorytety. Jednym z nich już od dawna było pomóc mi się zakochać. ― Rodzice. Szkoła. Chyba wiesz, jak to bywa.
― Są wymagający? ― dopytywał Midori.
― Nawet bardzo ― westchnąłem. ― Ale głównym problemem jest to, że w jej domu brakuje
miłości. Wszyscy odnoszą się do siebie chłodno, jakby byli pracownikami
konkurencyjnych firm... ― ugryzłem się w język, zanim zacząłem wyjawiać
jeszcze więcej sekretów Anri.
― Rodzice jej nie akceptują ― zgadł Midori. Odetchnąłem z uśmiechem i spojrzałem mu w oczy.
― Ty zawsze wiesz,
co mi chodzi po głowie ― powiedziałem. Zastanawiałem się, kiedy
zaczęliśmy tak dobrze się rozumieć. I jak w ogóle można było osiągnąć
coś takiego przez rozmowy na czacie.
Jedno było pewne –
od dłuższego czasu potrafiliśmy czytać ze swoich myśli jak z otwartych
ksiąg. A raczej... Midori potrafił. Ja byłem w tym dużo gorszy.
― Półtora roku
czatowania zobowiązuje ― chłopak uśmiechnął się kącikiem ust. Zrobił to
jednak dopiero po dłuższej chwili. Z jego oczu nagle zniknęły wesołe
iskry, stały się głębsze i bardziej nieprzeniknione. Ta ciemność bardzo
mnie zaniepokoiła. W myślach rozpaczliwie próbowałem przejrzeć, co
spowodowało napływ czerni w jego spojrzeniu, ale przypominało to
patrzenie w studnię. Im bardziej wytężałem zmysły, tym mroczniejsza była
otchłań, a do moich uszu dochodziło jedynie echo.
Wiatr zawiał jak
na zawołanie, chłodny i przenikliwy. Błękitne kosmyki zasłoniły
ciemnozielone oczy, zanim zrobiła to dłoń chłopaka, a moje własne włosy
połaskotały mnie w nos. Dopiero wtedy otrząsnąłem się z dziwnego
uczucia, jakie zawładnęło moimi zmysłami. Z czegoś bliskiego...
strachowi.
Midori odgarnął niesforne włosy na bok, po czym energicznie potarł ramiona.
― Troszkę tu zimno ― zadygotał demonstracyjnie. ― Ale i tak jest pięknie ― dodał z lekkim uśmiechem.
― Tak... ― odparłem, wpatrując się w niego. Midori unikał patrzenia mi w oczy. ― Mamy piękny dzień.
„Co takiego zobaczyłem...?”, spytałem sam siebie. Wszystko było przecież jak najbardziej ok, więc czemu Midori wyglądał, jakbym rozmawiał z nim co najmniej o śmierci bliskiej osoby?
Maski. Czemu musiał nosić maski?
Nawet mój wewnętrzny głos milczał.
+++
popołudniu, pięciominutowa przerwa
Podczas gdy w
klasie panował wesoły gwar, ja z głową położoną na ławce i okrytą
ramionami próbowałem udawać, że drzemię. Chciałem choć na chwilę uciec
do świata, gdzie ani ludzkie głosy, ani ogrzewające moje włosy słońce,
ani podmuchy wiatru nie miały wstępu. Były tam tylko dwie ciemnozielone
studnie i moja własna zdolność analizy.
Już wtedy na dachu dowiedziałem się, że jest ona do bani.
― Słuchaj, w takie
miejsce to Nakira mógłby zabrać swoją dziunię ― czyjś głos przebił się
przez moje myśli. Nastawiłem uszu, gdy usłyszałem moje imię i zerknąłem w
bok na Takashimę, zaciekawiony.
― To nie jest dla
facetów ― kontynuował Ozaki, zwracając się do zmarkotniałego Shigatsu.
Mój kumpel siedział na ławce w pozie człowieka, którego nic nie obchodzi: ręce oparte z tyłu, nogi rozszerzone i skrzyżowane w kostkach.
Shigatsu nadal z tyłkiem na krześle prawie leżał na swoim blacie, a w
wyciągniętych przed siebie rękach jak zwykle trzymał konsolę. ― Błagam,
latające światełka? Zabrałbyś mnie na wystawę Pokemonów, to może bym się
zastanowił...
― Gdzie mógłbym
zabrać dziewczynę? ― przerwałem mu. Ozaki zerknął na mnie przelotnie,
jakby dopiero teraz mnie zauważył i westchnął.
― Kamijou mamrocze
coś o wystawie świateł w Aoyagicho* ― oznajmił, po czym odchylił głowę
do tyłu. ― W przyszłą środę, w parku Goryokaku... ― zaciął się, by
po chwili dosyć głośno jęknąć. ― Ja nie chcę drugiej godziny
literaturyyyyy... Wtorek to najbardziej męczący dzień tygodnia ― żalił
się sufitowi.
― Trzeba przetrwać ― powiedziałem, starając się go pocieszyć. ― I dzięki, bo właśnie
załatwiłeś mi świetne miejsce na randkę.
Takashima i Shigatsu prawie jednocześnie prychnęli, co spowodowało u całej naszej trójki napad śmiechu.
O Midorim... pomyślę później.
+++
5 maja, wieczór
Wziąłem Anri pod
ramię i zaczęliśmy iść wytyczoną ścieżką, wokół której zawieszone na
drzewach lampiony co chwilę zmieniały kolor. Ziemia była usłana płatkami
przekwitłych już wiśni, które zdawały się odbijać przedziwne refleksy.
Większość
instalacji zawieszono na gałęziach drzew, ale niektóre stały lub leżały
na ziemi, układając się w dziwne wzory i obrazy. Gdy przeszliśmy przez
kurtynę zrobioną z tysięcy kryształowych żaróweczek, Anri westchnęła i
wtuliła się we mnie jeszcze bardziej.
― Tu jest cudownie ― szepnęła. Wyglądała dzisiaj olśniewająco: biała sukienka za kolana
podkreślała jej talię i wydłużała nogi, włosy upięła w luźny kok, z szyi
zwisał srebrny naszyjnik z kamieniem, a na nogi włożyła dobrane białe
buty na lekkim obcasie. Miałem przemożną ochotę ze wszystkiego ją
rozebrać, lecz postanowiłem skupić się na jej oczach. Lekko podkreślone
makijażem, błyszczały jak nigdy dotąd. ― Dziękuję, Kizunashi. To chyba
najpiękniejsza randka, na jakiej w życiu byłam.
Uśmiechnąłem się do niej ciepło, zapisując w myślach, żeby powtórzyć te słowa Takashimie. I po stokroć mu podziękować.
Nagle Anri
oddzieliła się ode mnie, by bliżej przyjrzeć się jednej z instalacji.
Przesunęła palcami po mieniących się wszystkimi barwami szklanych kulach
i zachichotała cicho. Patrzyłem na to zauroczony, bo wydawała się
najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Jednak światła odbijające się w
jej oczach nagle przywiodły mi na myśl inny obraz. Przypomniałem sobie,
jak iskry znikały w ciemnozielonej głębi i poczułem ukłucie w piersi.
Midori. Tamtego
dnia, gdy popołudniu wracaliśmy do domów, wesołe iskry wróciły do jego
spojrzenia, ale były jakby przytłumione. Nie zapytałem jednak, czy coś
go trapi. Powód był prosty – nigdy nie byłem dobry w dawaniu komuś rad.
Nawet jeśli powiedziałby mi o swoich zmartwieniach, nie byłem pewien,
czy potrafiłbym mu pomóc. Bałem się, że z mojego niezręcznego pytania
wyjdzie nieciekawa sytuacja.
Czy przyjście w
takie miejsce by go rozweseliło? Pewnie tak. Ekscytował się najmniejszą
głupotą. Tak samo było z martwieniem się.
Wyobrażałem sobie,
że dotykałby każdej instalacji, biegał dookoła ze śmiechem i wyciągał
ręce, żeby przyciągnąć do brzegu jeden z lampionów pływających w
fontannie. To byłby bardzo sympatyczny widok...
― Kizunashi? ― Anri położyła mi rękę na ramieniu i spojrzała w oczy. ― Wszystko w porządku?
Nawet nie zorientowałem się, gdy do mnie podeszła. Za to zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy.
Bardzo chciałem zobaczyć Midoriego.
― To nic ―
uśmiechnąłem się słabo i pocałowałem ją, aby nie mogła zbyt długo
przypatrywać się mojej twarzy. Byłem niemal pewien, że wszystkie moje
zmartwienia widać jak na dłoni.
+++
około północy
Wróciłem do domu
bardzo późno. Po przejściu z Anri całego parku, zjedliśmy jeszcze
kolację w małej knajpce, a potem ledwo zdążyliśmy na ostatni pociąg.
Moja dziewczyna bardzo żałowała, że nie może zostać mnie na noc, bo
rano musi wstać do szkoły. Obiecaliśmy sobie jutro spotkanie, a ja na
pożegnanie przyciągnąłem ją do siebie i mocno pocałowałem ze słowami
„Już tęsknię". Najwyraźniej jej się spodobało i poczułem się trochę
winny, bo dla mnie były to tylko nic nieznaczące słowa.
Niczym w trasie dotarłem do klatki Midoriego i w ostatniej chwili powstrzymałem się przed wciśnięciem guzika domofonu.
„Co ja wyprawiam?", pomyślałem. „Jego mama pewnie śpi, obudziłbym ją...”
Nagle przypomniałem sobie o istnieniu czatu adminów. Szybko odblokowałem telefon i otworzyłem przeglądarkę.
Najgorsi Admini jest pusty. Dołączyć?
Tak Nie
Westchnąłem, włożyłem ręce do kieszeni i odszedłem od drzwi klatki.
„Naprawdę, co ja wyprawiam...”, skarciłem samego siebie.
+++
6 maja, południe
Tym razem naprawdę
jedliśmy lunch na dachu. Oboje z Midorim przynieśliśmy swoje bento i
usiadłszy przy metalowej siatce, rozpoczęliśmy wzajemne ocenianie
jedzenia.
― Naprawdę zrobiłeś to wszystko sam? ― upewnił się Midori, zajadając kurczaka z mojego pudełka.
― Nie wygląda zbyt
dobrze, co nie? ― skrzywiłem się. W porównaniu do mojego bento, lunch
Midoriego wyglądał olśniewająco. Wszystko było poukładane w odpowiednich
przegródkach, wyrównane, a nawet ułożone w różne kształty. Nawet
onigiri było idealnie trójkątne.
― To prawda ―
odparł Midori, czym wcale mnie nie pocieszył. ― Ale wszystko jest
przepyszne – dodał, podkradając mi kolejnego kurczaka. Gdy ujrzałem, że
został tylko jeden kawałek mięsa, gwałtownie odsunąłem od niego pudełko.
― Daleko mi do twojej mamy ― westchnąłem.
― Fakt ― chłopak
przytaknął, wreszcie skupiając się na swoim jedzeniu. ― Mama robi
najlepsze bento pod słońcem. Codziennie jej za nie dziękuję.
― To miłe ― zauważyłem. Byłem nieco zaskoczony, że Midori wykazuje się aż taką wdzięcznością.
― To normalne ―
odparł sucho. ― Każde dziecko powinno tak robić. Mama musi poświęcać na
to tyle czasu, a i tak robi mi bento codziennie. Chciałbym zrobić dla
niej coś więcej niż tylko podziękować... ― zmarkotniał na moment.
Pomyślałem, że taka postawa jest godna podziwu. I o tym, że również chciałbym mieć taką relację ze swoją mamą.
― Jestem pewien,
że podziękowania jej wystarczają ― powiedziałem szybko i uśmiechnąłem
się do niego. ― W końcu kocha cię na tyle, żeby przeprowadzić się do
innego miasta.
Midori spojrzał na mnie, a kącik jego ust uniósł się nieznacznie.
― No tak – spuścił głowę i utkwił wzrok w swoim pudełku. – Randka się udała? - rzucił niedbale.
― I to jak ― starałem się brzmieć entuzjastycznie. ― Ozaki wymusił na mnie zakaz dziękowania już na pierwszej lekcji.
Midori zaśmiał się lekko, po czym nagle uniósł głowę.
― A, właśnie ― zwrócił twarz w moją stronę. ― Mógłbyś już nie przychodzić pod moją klasę na przerwach?
Zamarłem na moment.
― Eee... A to dlaczego? ― spytałem niezręcznie, trochę przestraszony. Zrobiłem coś...?
― Yoshiyo ― westchnął Midori. ― Doszło już do tego, że zaczęła mnie wypytywać o
twoje zainteresowania. Chciała wiedzieć, jak się poznaliśmy, co robimy
razem... Tak na ciebie leci, że to aż uciążliwe.
― I powiedziałeś jej to wszystko? ― zaśmiałem się z nieskrywaną ulgą.
― Większość ― mruknął. ― Tylko nie bij. Jest moją koleżanką i chciała wiedzieć.
― Spokojnie ― machnąłem ręką. ― Schlebia mi, że jestem tak rozchwytywany.
― Tia, uwielbiasz
to ― prychnął Midori. ― Ale w sumie jej się nie dziwię. Sam chciałbym z
tobą chodzić, gdybym był dziewczyną. Jesteś takim bożyszczem, że aż żal
nie patrzeć.
― Dziękuję... ― nagle zorientowałem się, że Midori właśnie powiedział coś o chodzeniu ze mną. ― Zaraz, co?
― Co co? ― chłopak powstrzymał się przed wpakowaniem sobie do ust porcji ryżu.
― Powtórz to, co powiedziałeś ― poprosiłem.
― Człowieku, słowo
w słowo to nie pamiętam ― odparł Midori wymijająco. Ryż w końcu
wylądował w jego ustach, ale ja nadal nie mogłem otrząsnąć się z szoku.
― Coś o chodzeniu ze mną...
― Aaa, to ― Midori
przewrócił oczami. ― A myślisz, że dlaczego każda na ciebie leci? Bo
wyglądasz jak grecki posąg. Nawet mnie to imponuje, ok? ― zerknął na
mnie przelotnie. Zamrugałem. Mimo wszystko, jak można było coś takiego w
ogóle powiedzieć?
A może to ja byłem przewrażliwiony.
― Czasem jesteś dziwny ― westchnąłem, postanowiwszy dać sobie spokój. Midori boleśnie szturchnął mnie w bok.
― I kto to mówi ―
prychnął, po czym zręcznym ruchem zabrał ostatniego kurczaka z mojego
pudełka. Zanim się zorientowałem, kurczak zniknął już w jego gardle.
Midori Atsushi był bardzo humorzastym stworzeniem. Ale chyba właśnie takiego go lubiłem.
(a/n) *Aoyagicho - dzielnica w Hakodate (polecam też wyguglować sobie park Goryokaku, piękne miejsce). Spacery po google maps naprawdę dużo uczą o Japonii, ha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz