piątek, 22 czerwca 2018

Rozdział 4

Podrywacz│3469 słów


    25 kwietnia, około godziny 15

          ― A... Atsushi... Czekaj ― przycisnąłem palce jednej dłoni do skroni, a drugą wyciągnąłem przed siebie. Byłem skołowany. Jak to szło, ta moja myśl?
          A, już pamiętam.
          Co to, do cholery, ma być?
          ― Niespodzianka! ― chłopak, który miał być Chigusą, roześmiał się.
          ― Czy to dlatego nie chciałaś... chciałeś... wysłać mi swoich zdjęć? ― spytałem niepewnie. Po głowie kołatała mi się nasza rozmowa sprzed paru dni, kiedy to wysłałem jej... mu... urodzinowego e-maila. O bogowie, przecież tam były moje półnagie zdjęcia.
          Chłopak przytaknął.
          ― Nie chciałem, żeby się wydało ― uśmiechnął się z zakłopotaniem i położył dłoń na karku. Ten gest rozsierdził mnie do reszty.
          ― Odpowiedz mi na jeszcze jedno pytanie... - wziąłem głęboki oddech i z całej siły zdzieliłem go po głowie. ― Kto jest tak popieprzony, żeby wmawiać mi przez okrągłe półtora roku znajomości, że jest kobietą?!
          Byłem wściekły. Autentycznie wściekły. I czułem się zdradzony. Przecież to Chigusa ustalała już na początku – żadnych kłamstw. A dziś, tego dnia, którego oczekiwałem niemal bez zmrużenia oka, dowiaduję się o największym jej kłamstwie – o tym, że żadna Chigusa tak naprawdę nie istnieje.
Midori (bo tak naprawdę miał na imię) skrzywił się i pomasował rosnącego na głowie guza.
          ― No przepraszam ― bąknął, spuszczając wzrok.
          ― Tłumacz się ― zarządziłem z mocą. Nieufnie skrzyżowałem ręce na piersi i popatrzyłem na niego wilkiem. Midori zacisnął dłoń na rączce walizki. ― Teraz ― ponagliłem. 
          Chłopak otworzył usta, po czym je zamknął. Widziałem, że zbiera słowa, co jeszcze bardziej mnie irytowało. Nie miał nawet przygotowanego żadnego wyjaśnienia. Już miałem się odwrócić, gdy usłyszałem jego słowa:
          ― Zainteresowałbyś się chłopakiem? ― przez gwar panujący na lotnisku musiał podnieść głos. Podszedł bliżej, i mimo że sięgał mi zaledwie do drugiego guzika koszuli, jego płonące oczy zrobiły na mnie wrażenie. ― Rozmawiałbyś ze mną tak długo i w ten sposób, gdybyś wiedział?!
          Wstrzymałem oddech. Cholera, oczywiście, że nie. Gdybym wiedział, że jest facetem, nie traktowałbym tego tak specjalnie. Nie przybierałbym delikatnego, flirciarskiego tonu. I zapewne zakończyłbym tą znajomość po kilku czatach.
          Midori długo patrzył mi w oczy, po czym jakby zauważył, że trafił w sedno. Odsunął się lekko i oparł obie ręce z tyłu o walizkę.
          ― Ale twoja reakcja była bezcenna ― powiedział nagle ze śmiechem. Poczułem, jak na czole pulsuje mi żyłka.
          ― Ktoś tu się prosi o drugiego guza ― uniosłem zaciśniętą pięść do góry, naprawdę mając ochotę znowu mu przywalić. Midori ostentacyjnie osłonił się rękami.
          ― Straaaszny! ― uśmiechnął się zadziornie. Prychnąłem i ponownie skrzyżowałem ręce.
 ― Hej, chodźmy tam ― zaproponował po chwili ciszy. Wskazał na jedną z lotniskowych knajpek. ― Opowiem ci wszystko co i dlaczego, więc nie fochaj się tak bardzo. Ok?
          Jego przepraszający ton wcale nie sprawił, że złagodniałem. Coś mi tu jednak nie pasowało. A mianowicie liczba stojących przede mną osób.
          ― A co z twoją mamą? ― burknąłem, nadal będąc wielce obrażonym.
          ― Spokojnie, poszła załatwić transport do naszego domu. To chyba trochę potrwa, także zapraszam ― ukłonił się teatralnie i wskazał na knajpkę. Westchnąłem, wywróciłem oczami i poszedłem za nim.

+++

   kilkanaście minut później

          ― Widzisz, pierwotnie miałem urodzić się jako dziewczyna ― zaczął. Usiedliśmy obok siebie przy stoliku i zamówiliśmy sobie soki.
          ― Fascynujące ― skomentowałem, sącząc swój pomarańczowy sok przez rurkę. Napój był przyjemnie chłodny. Pomagał mi się zrelaksować.
          Midori obdarzył mnie poirytowanym spojrzeniem.
          ― W każdym razie zawsze bliżej było mi do dziewczyn niż do chłopaków ― kontynuował. ― Wiesz, taki dziwny typ, który woli zabawę w dom niż w polowanie. Nagle bam – dostałem komputer na czternaste urodziny. Natknąłem się na różne gry online, w które grywały też moje koleżanki. Dzięki ich inicjatywie zacząłem podpisywać się w Internecie jako dziewczyna... no i tak jakoś wyszło.
          Obserwowałem go. Lekko gestykulował. Miał delikatne dłonie i gładką skórę. Srebrna kulka pod dolną wargą nieustannie poruszała się, gdy mówił. On również raz po raz na mnie spoglądał, jednak gdy to robił, jego twarz jakby przygasała. Czuł się winny? No cóż, powinien.
          Jak na chłopaka miał wysoki głos. Była w nim też jakaś piaskowa delikatność, jakby cały czas mówił przez nos. Ale najbardziej zainteresowały mnie same słowa. Sposób układania zdań.
          „Mówi zupełnie jak Chigusa”, zorientowałem się nagle.
          To chyba logiczne, przecież to on cały czas nią był, odezwał się mój wewnętrzny głos. Zmarszczyłem brwi.
          ― Kiedy pierwszy raz zacząłeś pisać o dziewczynach, to było takie: „Och. To jest ten typ” ― kontynuował Midori, pochłonięty swoją historią. ― „Bawidamek”. I wiedziałem już, że nie mogę ci powiedzieć ― tu zrobił pauzę. ― Na początku naprawdę chciałem! Ale... jakoś tak wyszło... bo cię polubiłem i... ― splótł palce swoich dłoni. ― Nie chciałem kończyć tej znajomości.
Nie patrzył mi w oczy. Może nie mógł. Może zdał sobie sprawę, że mógł mnie zranić. I tak, zawiódł moje zaufanie, ale...
          Patrzyłem na Chigusę. Osobę, z którą wymieniłem miliony wiadomości. Na którą zawsze mogłem liczyć, nawet gdy było źle. Której trafne rady potrafiły wkurzyć mnie i ranić do żywego tylko dlatego, że były tak prawdziwe. Którą traktowałem jak kogoś ważnego, mimo że nie widziałem tej osoby nigdy na oczy.
          Teraz Midori siedział przede mną, w swojej prawdziwej postaci. Wiedziałem, że żałował wszystkiego co zrobił, zanim jeszcze wymamrotał ciche „przepraszam”. Westchnąłem ciężko. Powoli, stopniowo, mój gniew zelżał.
          ― No dobra, kapituluję ― ostentacyjnie uderzyłem głową w stół w geście ukłonu. ― Przepraszam, że cię walnąłem ― mruknąłem po chwili. ― Ale na serio wytrąciłeś mnie z równowagi.
          ― Spodziewałem się tego ― odpowiedział Midori ze śmiechem. ― Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
          Położyłem brodę na stoliku i zamyśliłem się. Czy było jeszcze coś, czego nie wiedziałem?
          ― Wymyśliłeś rozmiar stanika? ― spytałem w końcu. Chłopak zamarł i momentalnie się zaczerwienił. Uniosłem brew, kiedy odchrząknął i odpowiedział:
          ― Oczywiście, że tak.
          ― Kłamiesz.
          ― Przecież nie mam biustu!
          ― Kogo rozmiar wtedy podałeś? ― przysunąłem się do niego tak blisko, że niemal stykaliśmy się nosami i zmrużyłem oczy. To był mój sposób na wywołanie presji. Najwyraźniej na Midoriego działał znakomicie, bo wytrzeszczył oczy i przełknął ślinę.
          Moje zabiegi przerwała drobna, błękitnowłosa kobieta, która jak burza wparowała do knajpki. Wyglądała na jakieś czterdzieści, może więcej lat. Drobne zmarszczki wokół piwnych oczu podkreślały głębokość jej spojrzenia. Przez ramię miała przewieszony plecak. Szybkim krokiem podeszła do naszego stolika.
          ― No nareszcie! ― powiedziała trochę za głośno i oparła ręce na biodrach. Jej srogie spojrzenie spoczywało na Midorim. ― Mogłeś mi chociaż powiedzieć, gdzie idziesz!
          Szybkim ruchem odsunąłem się od chłopaka.
          ― Mamo... ― jęknął.
          ― A to kto? ― kobieta jakby dopiero teraz zwróciła na mnie uwagę. Zamrugałem i nagle, dziwnym trafem przypomniałem sobie punkt 10 z naszej listy. „Popiszesz się przed nią czymś”. Natychmiast wstałem i ukłoniłem się.
          ― Kizunashi Nakira, internetowy przyjaciel pani... syna ― niemal powiedziałem „córki". Uniosłem dłoń kobiety do ust i złożyłem na niej pocałunek. ― Niezmiernie mi miło.
          ― O mój... ― matka Midoriego zrobiła się czerwona jak piwonia. Nerwowo spoglądała to na mnie, to na syna, a ja bez cienia zakłopotania puściłem jej rękę. ― Midori, skąd ty go wytrzasnąłeś?
          Uśmiechnąłem się grzecznie. No tak, większość pań reagowało właśnie w ten sposób. Miałem za to zaszczyt oglądania kompletnie zachwyconej twarzy Midoriego.
          ― Pamiętałeś ― powiedział cicho, po czym zaraz zatkał sobie usta. Wyszczerzyłem do niego zęby. Matka chłopaka spojrzała na nas niepewnie, zaraz jednak odzyskała rezon.
          ― Więcej mi tak nie uciekaj! ― trzepnęła syna lekko po głowie. Midori jęknął i zakrył się rękami, a ja roześmiałem się, nie mogąc się już dłużej powstrzymać. ― Chodź już wreszcie. Kolega jedzie z nami? ― zwróciła się do mnie.
          ― Tak! ― powiedział Midori, zanim to ja zdążyłem cokolwiek wtrącić. Posłałem mu poirytowane spojrzenie. Odpowiedział mi wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.
          ― No to już ― jego mama obróciła się na pięcie w stronę wyjścia. ― Taksówka zaraz przyjedzie.
          Szybko dokończyłem swój sok i ruszyłem za nią. Midori dogonił mnie i szarpnął za rękaw koszuli. Gestem dłoni pokazał, żebym się nachylił i szepnął:
          ― To jej rozmiar podałem.
          A potem jak gdyby nigdy nic dogonił matkę i zabrał jej z dłoni walizkę. Zamrugałem, po czym wykrzywiłem usta w uśmiechu.
          Ten dzieciak...

+++

    godzinę później

          Gdy wsiedliśmy do taksówki, otworzyłem drzwi matce Midoriego, a potem oznajmiłem, że zapłacę za swoją część. Pani Atsushi na początku chciała odmówić, tłumacząc, że to sama przyjemność, ale nie pozwoliłem jej na to.
          Zanim się zorientowałem, rozpocząłem wesołą konwersację z mamą mojej przyjaciółki... znaczy, przyjaciela. Ciągle nie mogłem się przyzwyczaić, ale nie wspominałem o tym.
          Okazało się, że oszukiwanie mnie w Internecie na temat jego płci wcale nie przeszkadzało Midoriemu w opowiadaniu o mnie matce. Wiedziała o mnie całkiem dużo i widać było, że dzięki jej synowi miałem u niej dobrą opinię.
          W pewnym momencie w torbie pani Atsushi zadzwonił telefon.
          ― Najmocniej przepraszam, mógłbyś dokończyć za chwilkę? ― spytała, szukając urządzenia wśród tysiąca innych rzeczy schowanych w czeluści torebki.
          ― Nie ma problemu ― odpowiedziałem z uśmiechem. Nagle poczułem puknięcie w ramię. Spojrzałem na siedzącego obok Midoriego.
          ― Nareszcie skończyłeś flirtować z moją mamą ― zażartował. Zmarszczyłem brwi.
          ― Ja wcale nie...
          ― Widzisz tego pana? ― postukał w szybę. Za oknem padał deszcz, było szaro i od szkła ciągnęło zimno. Mimo to przybliżyłem do niego twarz i zobaczyłem człapiącego chodnikiem jegomościa w szarym płaszczu. Uśmiechnąłem się pod nosem.
          ― Na pewno jest robotnikiem ― przybrałem minę znawcy. Midori pokiwał głową.
          ― Do tego bardzo mało mu płacą ― dodał. ― Właśnie wraca z imprezy. Byli tam znajomi z budowy i mieli tylko zimną wódkę.
          ― Jest trochę podpity i załamany, bo jak wróci do domu, żona go zbije.
          ― Dzieci nadal są w szkole, ale jak wrócą, będą się za niego wstydzić.
          ― Na razie jednak światła miasta rozmywają mu się przed oczami.
          Obaj parsknęliśmy śmiechem.
          ― Nauczyłeś się tej listy na pamięć, czy co? ― spytał Midori.
          ― Przyznam, że kilka razy ją przeglądałem ― odparłem. Taksówka zatrzymała się na skrzyżowaniu. Przy krawężniku stała kobieta w długiej kurtce, która mimo deszczu nie zadała sobie trudu, by założyć kaptur. W skupieniu patrzyła na ekran telefonu. ― O, patrz. Ta kobieta musi być aktorką.
          ― I to bardzo niestabilną ― Midori niemal przycisnął nos do szyby. ― Dawno nie dostała nowej roli. Przegląda teraz różne oferty... a może esemesy od kolegów z pracy.
          ― Wie, że chłopak ją zdradza i dziś nie zastanie go w domu. ― Dobrze się bawiłem, nie ma co. ― I dlatego teraz czeka na zielone dla samochodów i zastanawia się, czy nie rzucić się pod jeden.
          ― Ale za bardzo się boi ― podchwycił Midori. ― No i jest zbyt wkurzona na szefa i swojego chłopaka, żeby dziś umrzeć. Ma jeszcze kilka spraw do załatwienia.
          Kobieta zaczęła stukać w ekran.
          ― Wysyła teraz esemesa do kolegi z pracy, czy nie chciałby się dziś spotkać ― powiedziałem.
          ― Zamierza zdradzić swojego chłopaka tak samo, jak on robi to jej ― powiedział Midori. ― To mścicielka.
          ― Nadal jednak wolałaby to wszystko zakończyć.
          Punkt 14 – „Jadąc do celu, będziemy snuć wymyślone historie o ludziach, którzy będą szli chodnikiem”.
          ― Jak ja nie lubię deszczu ― mruknął Midori. ― Czemu nie ma tu śniegu?
          ― Może odstraszyłeś go swoim ubiorem? ― zaproponowałem.
          ― Cicho bądź.
          ― Zima nie chciała puścić aż do twojego przyjazdu.
          ― Cicho bądź!
          Punkt 16 – „Będę narzekać, że nie ma śniegu”.
          ― Dobrze radzisz sobie w szkole, Nakira? ― zapytała pani Atsushi.
          ― Myślę, że wystarczająco... ― boleśnie przypomniałem sobie o C z japońskiego.
          ― Średnia z matematyki? ― wszedł mi w słowo Midori.
          ― C...
          ― Ha! Czyli nie za wystarczająco ― chłopak z tryumfalnym uśmiechem położył obie dłonie na karku.
          ― Ej! A jaką niby ty masz średnią? ― zezłościłem się.
          ― A ― odpowiedział.
          ― Co za... Niemożliwe!
          ― Midori zawsze był dobry z matematyki ― wtrąciła pani Atsushi.
          ― Czyli to prawda? ― osłupiałem.
          ― Jak najbardziej ― kobieta uśmiechnęła się niewinnie. „Oj, Midori... Już wiem, po kim masz charakter”, pomyślałem.
          Punkt 15 - „Będziemy też rozmawiać o wszystkim i o niczym”.
          Było naprawdę miło. Do czasu.
          ― Och, dojechaliśmy! ― oznajmiła pani Atsushi. Spojrzałem za okno. Przed oczami przemykały mi bardzo znajome drzewa, bloki i chodniki.
          Zaraz, zaraz.
          Taksówka zahamowała, zatrzymując się na parkingu pod jednym z bloków. Dokładnie osiem klatek i dwa piętra dalej znajdowało się moje mieszkanie.
          Do mieszkania, o którym zagadnął wczoraj Takashima, wprowadzali się Midori i jego mama.
Zszokowany, wysiadłem z taksówki. Midori będzie mieszkał w tym samym mieście. W tej samej okolicy. W tym samym bloku! Do diabła, ile jeszcze spotka mnie niespodzianek?!
          ― Będziesz jechał autobusem? ― pani Atsushi oderwała mnie na chwilę od burzliwych myśli.
          ― Ach, nie... mieszkam tu, w ostatniej klatce ― wskazałem za siebie. Midori, wysiadając z auta, uśmiechnął się konspiracyjnie. Przełknąłem ślinę, czując, jak znowu wzbiera we mnie wściekłość. Nie chciałem jednak rzucać się na niego na oczach jego matki.
          ― Och, jak miło! W takim razie zawsze jesteś tu mile widziany ― pani Atsushi uśmiechnęła się do mnie. Potem odeszła do ludzi, którzy właśnie przyjechali i wnosili ostatnie pudła do domu. Dopiero wtedy podszedłem do Midoriego z zamiarem mordu.
          ― I po co ja ci pisałem, gdzie mieszkam? ― syknąłęm. 
          ― Nie cieszysz się? ― Midori wyszczerzył się głupkowato.
          ― Nie. O czym jeszcze nie wiem? ― spytałem ostro. ― Jesteś moją zaginioną siostrą? ― ani trochę nie zabrzmiało to jak żart. Dopiero to wreszcie sprawiło, że chłopak spoważniał.
          ― Wszystkie inne rzeczy, o których pisałem, były prawdą. ― Położył dłoń na sercu. ― Przysięgam! Chciałem cię tylko zaskoczyć!
          ― Coś ci nie wyszło ― odparłem lodowato. ― Nawet nie wiem, czy mogę wierzyć twoim przysięgom.
          ― Stoję tu, przed tobą! ― Midori podniósł głos. Jego matka odwróciła głowę w naszą stronę, ale najwyraźniej chłopaka mało to obchodziło. Znów miał minę cierpiętnika. Tym razem jednak nie robiła ona na mnie wrażenia. ― Już nie mogę zasłonić się ekranem! I przysięgam, że nie skłamałem ci w żadnym innym aspekcie. Jestem Atsushi Midori, mam szesnaście lat i sto sześćdziesiąt jeden centymetrów wzrostu. Lubię udawać dziewczynę w Internecie, odcienie różowego, czekoladę, The Gazette, małe psy, gry typu visual novel, koszykówkę i Kizunashiego Nakirę!
          Zaskoczył mnie. Ale nie umiałem pozbyć się swojej złości. Po prostu odwróciłem się na pięcie i odszedłem, nie odwracając się nawet na chwilę. Do swojego mieszkania, osiem klatek dalej. Ze świadomością, że ten niski chłopaczek na długi czas wsiąkł mi w życie. Niczym lejący się z nieba deszcz wsiąkał mi w ubranie.
          Ze świadomością, że nie wszystko musi dziać się tak, jak to sobie wyobrażałem.
          Punkt 23 - „Pokłócimy się trochę”.
          Cholera.
 
+++ 

    kilkanaście minut później 

          Zdjąłem buty i mokrą jeansową kurtkę, po czym cisnąłem je w kąt. Opadłem na łóżko i zadzwoniłem do Anri. Nie odbierała. 

+++ 

    pół godziny później

          Od jednego z adminów dostałem powiadomienie o nowym uploadzie. Z niechęcią wszedłem na stronę i przetłumaczyłem kolejny odcinek. Nie wchodziłem na czat. 


+++

    godzinę później

          Mimo wewnętrznych zapewnień, że tego nie zrobię, wszedłem na czat.
          Była tam tylko jedna wiadomość.

Chigusa: Dobrej nocy, Nakira.

          Wyłączyłem laptopa.

+++

    wieczorem

          ― Powinienem tak się złościć?
          Leżałem na łóżku z telefonem przy uchu i opowiadałem wszystko Takashimie. Dosłownie wszystko. Coś mnie tknęło, żeby do niego zadzwonić, kiedy czat adminów ożył. Pewnie to Kazu i Tori zaczęli o czymś rozmawiać. Może był tam też Midori. Pod swoim kobiecym pseudonimem.
          Już było dobrze. Już myślałem, że mu wybaczę – wytłumaczył mi swój wybryk, a ja zrozumiałem jego decyzje. Ale pod blokiem... nie chciałem go wysłuchiwać. Bo jeśli mógł okłamać mnie w dwóch tak ważnych sprawach, to mógł okłamać mnie we wszystkim. Równie dobrze mógł udawać styl mówienia Chigusy. Równie dobrze mógł zawsze udawać.
          Powtórzyłem to wszystko Takashimie.
          ― Hola hola -―zaoponował Ozaki. ― Przecież ci pisał, prawda? Hakodate, blisko twojej szkoły. Nie okłamał cię. Tylko zataił pewne fakty.
          ― Co za różnica? ― odburknąłem.
          ― Zasadnicza ― odparł ostro Ozaki. ― Weź się ogarnij. Na czacie się dogadywaliście. Okazał się chłopakiem, no i co z tego? No chyba, że się zakochałeś.
          Zakochałem się?
          ― Nie, no coś ty ― parsknąłem. ― Od miłości to temu daleko. Hej, błagam cię, ja i miłość?
          Takashima parsknął krótkim śmiechem.
          ― No tak, to brzmi niedorzecznie ― przyznał. ― Ale słuchaj, postaw się na jego miejscu. Spotykacie się na lotnisku. Przywalasz mu w głowę, bo nie jest kobietą ― zmarszczyłem brwi na ten przytyk, ale pozwoliłem mu kontynuować. ― I on nagle mówi: „Hej, a tak w ogóle to będziemy mieszkać w jednym bloku. Tadam! Cieszysz się?”.
          ― W sumie właśnie coś takiego powiedział. Tyle że później.
          ― Wtedy, kiedy już myślał, że zdobył twoje zaufanie ― zauważył Takashima z mocą. ― Pomyśl. Jak można w ogóle coś takiego powiedzieć? To by nie przeszło w żaden sposób.
          ― Mógł mi o tym napisać ― broniłem swojego stanowiska.
          ― Tia, i jak byś zareagował? „Och, super! Będę mógł chodzić do ciebie po cukier. Przynajmniej tak będę mówił swojej dziewczynie”.
          ― Nie przeginaj ― warknąłem.
          ― Och, przyznaj się. Myślałeś o Chigusie w ten sposób.
          Milczałem. Po drugiej stronie słuchawki Takashima westchnął.
          ― Jesteś strasznie łatwy do przewidzenia. On pewnie wiedział, że tak o tym myślisz. A przynajmniej dopuszczał taką możliwość, bo cię zna. I co, napisałby, że twoja potencjalna nowa siksa będzie mieszkać osiem klatek dalej? A potem pokazałby ci się jako chłopak? Zostawiłbyś go na tym lotnisku. A potem byś się jeszcze wyprowadził.
          ― Przestań. ― zdążyłem się zirytować. Ozaki już dawno nie był wobec mnie tak ostry. ― Dlaczego tak go bronisz?
          Takashima umilkł na chwilę. Ręka, w której trzymałem telefon, drżała z frustracji.
          ― Bo ja też rozmawiałem z Chigusą ― wyznał nagle. ― Nawet kilka dni temu. I wydawała się wtedy bardzo, ale to bardzo sympatyczną osobą.
          Drżenie ręki momentalnie ustało.
          ― Rozumiesz? ― dalej słyszałem głos Takashimy. ― Nie miłą, nie ciepłą, tylko sympatyczną.
          Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
          ― Sympatyczna to doprawdy najlepiej opisujący Chigusę przymiotnik ― przez moment wydawało mi się, że słyszę, jak Takashima dusi w sobie śmiech. ― Ale dodałbym też „wesoła”. „Wyrozumiała”. „Zaradna". I „nadmiernie krytyczna”.
          ― Cenisz Chigusę, prawda? ― Milczałem, ale Ozaki wcale nie oczekiwał odpowiedzi. ― I ona ceni ciebie. To tylko moje zdanie, ale... myślę, że coś się stało u niej. U tego chłopaka. Na tyle poważnego, że postanowił poszukać akceptacji w miejscu, w którym każdy najmniej by się jej spodziewał. W końcu, kto tak nagle się przeprowadza i nawet nie wspomina, dlaczego?
          ― Coś w tym jest ― odparłem po chwili ciszy.
          Myślałem, że muszę zgasić wszystkie moje wyobrażenia. Że muszę wstawić na miejsce młodej dziewczyny Midoriego. Ale czy na pewno?
          Przecież to zawsze był on. Osoba, która potrafiła czatować ze mną przez całą noc. Która wysłała mi na urodziny piękny wisiorek, płacąc za wysyłkę i sam prezent sporo pieniędzy.
          Która przyjechała tu, bo chciała, żebym ją zaakceptował.
          Zerwałem się z łóżka.
          ― Takashima, masz całkowitą rację ― odezwałem się do słuchawki. ― Muszę przestać patrzeć na dziewczyny przez pryzmat potencjalnej partnerki. ― Wbiegłem do przedpokoju i zacząłem wkładać buty.
          ― Super, ale... ― Ozaki brzmiał na lekko zdezorientowanego. ― Co ty wyprawiasz? Słyszę jakiś łoskot.
          ― Teraz... Teraz mam obok siebie kogoś ważniejszego od dziewczyny. Kogoś, kogo mogę nazwać przyjacielem. Rozumiesz mnie?
          ― ...Dobra, nie czaję co chcesz zrobić ― słyszałem śmiech w jego głosie. ― Ale leć. To ty wiesz najlepiej, jak uszczęśliwić Chigusę.
          Rozłączyłem się z uśmiechem na ustach.
          Punkt 7 - „Żadna dziewczyna nie będzie ważniejsza od ciebie”.

+++

          Na schodach omal się nie przewróciłem. W biegu pisałem wiadomość na czacie adminów.

Naki: wyjrzyj przez okno, Chigusa
Naki: błaham

          Nie przejmowałem się błędami. Wiedziałem, że je zrozumie. Tak jak zresztą zawsze.
          Wybiegłem na parking w dresach i t-shircie, z włosami w nieładzie. Po deszczu było wilgotno, nagie ramiona owiał mi zimny wiatr. Prawie tego nie czułem. Z parkingu wbiegłem na trawnik pod blokiem i zatrzymałem się tuż pod oknem mieszkania osiem klatek dalej i dwa piętra niżej. W tym samym momencie okno otworzyło się i ukazał się w nim Midori. Otworzył szeroko oczy i poruszył ustami, jakby niedowierzając, że mnie widzi. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć, w milczeniu rozłożyłem ramiona na całą szerokość.
          Zrozumiał. Wspiął się na parapet i zeskoczył wprost na mnie.
          Punkt 1 - „Gdy cię zobaczę, rzucę ci się na szyję”.
          Midori miał łzy w oczach. Złapałem go mocno i okręciłem się parę razy wokół własnej osi, z wielkim uśmiechem na twarzy. Chłopak uczepił się mnie kurczowo i śmiał się głośno. Pisnął, gdy się zatrzymaliśmy, bo z tego rozpędu prawie straciłem równowagę. Nie zdołałem go unieść, ale mniejsza o to.
          Punkt 2 - „Uniosę cię wysoko w górę i zrobię kilka piruetów".
          Punkt 3 - „Będę piszczeć i się śmiać".
          Zamiast odstawić go na ziemię, poprawiłem go sobie w ramionach.
          ― C-co ty... ― zaczął Midori, lecz mu przerwałem.
          ― Atsushi Midori... ― uśmiechnąłem się szeroko. ― Miło cię poznać.
         Midori zaniemówił. A potem autentycznie się rozpłakał. Zakrył usta dłonią i łkał jeszcze chwilę po tym, jak odstawiłem go na ziemię.
          Niepełny punkt 4.
          ― Ty... ty idioto ― wydukał Midori. Lekko osłupiałem. Zupełnie nie spodziewałem się takiej reakcji.
          ― Hej... Bez przesady, nie płacz ― podszedłem trochę bliżej, z zakłopotaniem pocierając kark. ― Przepraszam, ok? Nie fajnie się zachowałem...
          ― N-nieprawda ― wszedł mi w słowo Midori. ― Miałeś pełne prawo tak się zachować. To ja byłem nie fair wobec ciebie...
          Pokręciłem głową z politowaniem. Ten chłopak był niemożliwy.
          ― Bądźmy dalej przyjaciółmi ― powiedziałem. Chłopak uniósł głowę i odwzajemnił mój uśmiech.
          ― Uhm ― kiwnął głową.
          W jego oczach dostrzegłem nadzieję.
          ― Hej, wy tam! ― dał się słyszeć skrzekliwy głos z góry. Obaj gwałtownie zadarliśmy głowy i ujrzeliśmy jakąś babunię wychylającą się z okna na czwartym piętrze. ― Przestańcie się wydzierać!
          ― Przepraszamy! ― odkrzyknąłem.
          Popatrzyliśmy na siebie z Midorim i buchnęliśmy śmiechem.
          ― Hej! ― krzyknęła staruszka.




(a/n) śmieszkowo, wcale nie gejowo 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz