Podrywacz│3469 słów
25 kwietnia, około godziny 15
― A... Atsushi...
Czekaj ― przycisnąłem palce jednej dłoni do skroni, a drugą wyciągnąłem
przed siebie. Byłem skołowany. Jak to szło, ta moja myśl?
A, już pamiętam.
Co to, do cholery, ma być?
― Niespodzianka! ― chłopak, który miał być Chigusą, roześmiał się.
― Czy to dlatego
nie chciałaś... chciałeś... wysłać mi swoich zdjęć? ― spytałem
niepewnie. Po głowie kołatała mi się nasza rozmowa sprzed paru dni,
kiedy to wysłałem jej... mu... urodzinowego e-maila. O bogowie, przecież
tam były moje półnagie zdjęcia.
Chłopak przytaknął.
― Nie chciałem,
żeby się wydało ― uśmiechnął się z zakłopotaniem i położył dłoń na
karku. Ten gest rozsierdził mnie do reszty.
― Odpowiedz mi na
jeszcze jedno pytanie... - wziąłem głęboki oddech i z całej siły
zdzieliłem go po głowie. ― Kto jest tak popieprzony, żeby wmawiać mi
przez okrągłe półtora roku znajomości, że jest kobietą?!
Byłem wściekły.
Autentycznie wściekły. I czułem się zdradzony. Przecież to Chigusa
ustalała już na początku – żadnych kłamstw. A dziś, tego dnia, którego
oczekiwałem niemal bez zmrużenia oka, dowiaduję się o największym jej
kłamstwie – o tym, że żadna Chigusa tak naprawdę nie istnieje.
Midori (bo tak naprawdę miał na imię) skrzywił się i pomasował rosnącego na głowie guza.
― No przepraszam ― bąknął, spuszczając wzrok.
― Tłumacz się ―
zarządziłem z mocą. Nieufnie skrzyżowałem ręce na piersi i popatrzyłem
na niego wilkiem. Midori zacisnął dłoń na rączce walizki. ― Teraz ―
ponagliłem.
Chłopak otworzył usta, po czym je zamknął. Widziałem, że zbiera słowa, co jeszcze bardziej mnie irytowało. Nie miał nawet przygotowanego żadnego wyjaśnienia. Już miałem się odwrócić, gdy usłyszałem jego słowa:
― Zainteresowałbyś
się chłopakiem? ― przez gwar panujący na lotnisku musiał podnieść głos.
Podszedł bliżej, i mimo że sięgał mi zaledwie do drugiego guzika
koszuli, jego płonące oczy zrobiły na mnie wrażenie. ― Rozmawiałbyś ze
mną tak długo i w ten sposób, gdybyś wiedział?!
Wstrzymałem
oddech. Cholera, oczywiście, że nie. Gdybym wiedział, że jest facetem,
nie traktowałbym tego tak specjalnie. Nie przybierałbym delikatnego,
flirciarskiego tonu. I zapewne zakończyłbym tą znajomość po kilku
czatach.
Midori długo patrzył
mi w oczy, po czym jakby zauważył, że trafił w sedno. Odsunął się lekko i
oparł obie ręce z tyłu o walizkę.
― Ale twoja reakcja była bezcenna ― powiedział nagle ze śmiechem. Poczułem, jak na czole pulsuje mi żyłka.
― Ktoś tu się
prosi o drugiego guza ― uniosłem zaciśniętą pięść do góry, naprawdę
mając ochotę znowu mu przywalić. Midori ostentacyjnie osłonił się
rękami.
― Straaaszny! ― uśmiechnął się zadziornie. Prychnąłem i ponownie skrzyżowałem ręce.
― Hej, chodźmy tam ― zaproponował po chwili ciszy. Wskazał na jedną z lotniskowych
knajpek. ― Opowiem ci wszystko co i dlaczego, więc nie fochaj się tak
bardzo. Ok?
Jego
przepraszający ton wcale nie sprawił, że złagodniałem. Coś mi tu jednak
nie pasowało. A mianowicie liczba stojących przede mną osób.
― A co z twoją mamą? ― burknąłem, nadal będąc wielce obrażonym.
― Spokojnie,
poszła załatwić transport do naszego domu. To chyba trochę potrwa, także
zapraszam ― ukłonił się teatralnie i wskazał na knajpkę. Westchnąłem,
wywróciłem oczami i poszedłem za nim.
+++
kilkanaście minut później
― Widzisz,
pierwotnie miałem urodzić się jako dziewczyna ― zaczął. Usiedliśmy obok
siebie przy stoliku i zamówiliśmy sobie soki.
― Fascynujące ―
skomentowałem, sącząc swój pomarańczowy sok przez rurkę. Napój był
przyjemnie chłodny. Pomagał mi się zrelaksować.
Midori obdarzył mnie poirytowanym spojrzeniem.
― W każdym razie
zawsze bliżej było mi do dziewczyn niż do chłopaków ― kontynuował. ―
Wiesz, taki dziwny typ, który woli zabawę w dom niż w polowanie. Nagle
bam – dostałem komputer na czternaste urodziny. Natknąłem się na różne
gry online, w które grywały też moje koleżanki. Dzięki ich inicjatywie
zacząłem podpisywać się w Internecie jako dziewczyna... no i tak jakoś
wyszło.
Obserwowałem go.
Lekko gestykulował. Miał delikatne dłonie i gładką skórę. Srebrna kulka
pod dolną wargą nieustannie poruszała się, gdy mówił. On również raz po
raz na mnie spoglądał, jednak gdy to robił, jego twarz jakby przygasała.
Czuł się winny? No cóż, powinien.
Jak na chłopaka
miał wysoki głos. Była w nim też jakaś piaskowa delikatność, jakby cały
czas mówił przez nos. Ale najbardziej zainteresowały mnie same słowa.
Sposób układania zdań.
„Mówi zupełnie jak Chigusa”, zorientowałem się nagle.
To chyba logiczne, przecież to on cały czas nią był, odezwał się mój wewnętrzny głos. Zmarszczyłem brwi.
― Kiedy pierwszy
raz zacząłeś pisać o dziewczynach, to było takie: „Och. To jest ten typ” ― kontynuował Midori, pochłonięty swoją historią. ― „Bawidamek”. I
wiedziałem już, że nie mogę ci powiedzieć ― tu zrobił pauzę. ― Na
początku naprawdę chciałem! Ale... jakoś tak wyszło... bo cię polubiłem
i... ― splótł palce swoich dłoni. ― Nie chciałem kończyć tej znajomości.
Nie patrzył mi w oczy. Może nie mógł. Może zdał sobie sprawę, że mógł mnie zranić. I tak, zawiódł moje zaufanie, ale...
Patrzyłem na
Chigusę. Osobę, z którą wymieniłem miliony wiadomości. Na którą zawsze
mogłem liczyć, nawet gdy było źle. Której trafne rady potrafiły wkurzyć
mnie i ranić do żywego tylko dlatego, że były tak prawdziwe. Którą
traktowałem jak kogoś ważnego, mimo że nie widziałem tej osoby nigdy na oczy.
Teraz Midori
siedział przede mną, w swojej prawdziwej postaci. Wiedziałem, że żałował
wszystkiego co zrobił, zanim jeszcze wymamrotał ciche „przepraszam”.
Westchnąłem ciężko. Powoli, stopniowo, mój gniew zelżał.
― No dobra,
kapituluję ― ostentacyjnie uderzyłem głową w stół w geście ukłonu. ― Przepraszam, że cię
walnąłem ― mruknąłem po chwili. ― Ale na serio wytrąciłeś mnie z
równowagi.
― Spodziewałem się tego ― odpowiedział Midori ze śmiechem. ― Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
Położyłem brodę na stoliku i zamyśliłem się. Czy było jeszcze coś, czego nie wiedziałem?
― Wymyśliłeś
rozmiar stanika? ― spytałem w końcu. Chłopak zamarł i momentalnie się
zaczerwienił. Uniosłem brew, kiedy odchrząknął i odpowiedział:
― Oczywiście, że tak.
― Kłamiesz.
― Przecież nie mam biustu!
― Kogo rozmiar
wtedy podałeś? ― przysunąłem się do niego tak blisko, że niemal
stykaliśmy się nosami i zmrużyłem oczy. To był mój sposób na wywołanie
presji. Najwyraźniej na Midoriego działał znakomicie, bo wytrzeszczył
oczy i przełknął ślinę.
Moje zabiegi
przerwała drobna, błękitnowłosa kobieta, która jak burza wparowała do
knajpki. Wyglądała na jakieś czterdzieści, może więcej lat. Drobne
zmarszczki wokół piwnych oczu podkreślały głębokość jej spojrzenia.
Przez ramię miała przewieszony plecak. Szybkim krokiem podeszła do
naszego stolika.
― No nareszcie! ―
powiedziała trochę za głośno i oparła ręce na biodrach. Jej srogie
spojrzenie spoczywało na Midorim. ― Mogłeś mi chociaż powiedzieć, gdzie
idziesz!
Szybkim ruchem odsunąłem się od chłopaka.
― Mamo... ― jęknął.
― A to kto? ―
kobieta jakby dopiero teraz zwróciła na mnie uwagę. Zamrugałem i nagle,
dziwnym trafem przypomniałem sobie punkt 10 z naszej listy. „Popiszesz
się przed nią czymś”. Natychmiast wstałem i ukłoniłem się.
― Kizunashi
Nakira, internetowy przyjaciel pani... syna ― niemal powiedziałem
„córki". Uniosłem dłoń kobiety do ust i złożyłem na niej pocałunek. ―
Niezmiernie mi miło.
― O mój... ― matka
Midoriego zrobiła się czerwona jak piwonia. Nerwowo spoglądała to na
mnie, to na syna, a ja bez cienia zakłopotania puściłem jej rękę. ―
Midori, skąd ty go wytrzasnąłeś?
Uśmiechnąłem się
grzecznie. No tak, większość pań reagowało właśnie w ten sposób. Miałem
za to zaszczyt oglądania kompletnie zachwyconej twarzy Midoriego.
― Pamiętałeś ―
powiedział cicho, po czym zaraz zatkał sobie usta. Wyszczerzyłem do
niego zęby. Matka chłopaka spojrzała na nas niepewnie, zaraz jednak
odzyskała rezon.
― Więcej mi tak
nie uciekaj! ― trzepnęła syna lekko po głowie. Midori jęknął i zakrył
się rękami, a ja roześmiałem się, nie mogąc się już dłużej powstrzymać. ―
Chodź już wreszcie. Kolega jedzie z nami? ― zwróciła się do mnie.
― Tak! ―
powiedział Midori, zanim to ja zdążyłem cokolwiek wtrącić. Posłałem mu
poirytowane spojrzenie. Odpowiedział mi wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.
― No to już ― jego mama obróciła się na pięcie w stronę wyjścia. ― Taksówka zaraz przyjedzie.
Szybko dokończyłem swój sok i ruszyłem za nią. Midori dogonił mnie i szarpnął za rękaw koszuli. Gestem dłoni pokazał, żebym się nachylił i szepnął:
― To jej rozmiar podałem.
A potem jak gdyby nigdy nic dogonił matkę i zabrał jej z dłoni walizkę. Zamrugałem, po czym wykrzywiłem usta w uśmiechu.
Ten dzieciak...
+++
Gdy wsiedliśmy do
taksówki, otworzyłem drzwi matce Midoriego, a potem oznajmiłem, że
zapłacę za swoją część. Pani Atsushi na początku chciała odmówić,
tłumacząc, że to sama przyjemność, ale nie pozwoliłem jej na to.
Zanim się
zorientowałem, rozpocząłem wesołą konwersację z mamą mojej
przyjaciółki... znaczy, przyjaciela. Ciągle nie mogłem się przyzwyczaić,
ale nie wspominałem o tym.
Okazało się, że
oszukiwanie mnie w Internecie na temat jego płci wcale nie przeszkadzało
Midoriemu w opowiadaniu o mnie matce. Wiedziała o mnie całkiem dużo i
widać było, że dzięki jej synowi miałem u niej dobrą opinię.
W pewnym momencie w torbie pani Atsushi zadzwonił telefon.
― Najmocniej
przepraszam, mógłbyś dokończyć za chwilkę? ― spytała, szukając
urządzenia wśród tysiąca innych rzeczy schowanych w czeluści torebki.
― Nie ma problemu ― odpowiedziałem z uśmiechem. Nagle poczułem puknięcie w ramię. Spojrzałem na siedzącego obok Midoriego.
― Nareszcie skończyłeś flirtować z moją mamą ― zażartował. Zmarszczyłem brwi.
― Ja wcale nie...
― Widzisz tego
pana? ― postukał w szybę. Za oknem padał deszcz, było szaro i od szkła
ciągnęło zimno. Mimo to przybliżyłem do niego twarz i zobaczyłem
człapiącego chodnikiem jegomościa w szarym płaszczu. Uśmiechnąłem się pod nosem.
― Na pewno jest robotnikiem ― przybrałem minę znawcy. Midori pokiwał głową.
― Do tego bardzo mało mu płacą ― dodał. ― Właśnie wraca z imprezy. Byli tam znajomi z budowy i mieli tylko zimną wódkę.
― Jest trochę podpity i załamany, bo jak wróci do domu, żona go zbije.
― Dzieci nadal są w szkole, ale jak wrócą, będą się za niego wstydzić.
― Na razie jednak światła miasta rozmywają mu się przed oczami.
Obaj parsknęliśmy śmiechem.
― Nauczyłeś się tej listy na pamięć, czy co? ― spytał Midori.
― Przyznam, że
kilka razy ją przeglądałem ― odparłem. Taksówka zatrzymała się na
skrzyżowaniu. Przy krawężniku stała kobieta w długiej kurtce, która mimo
deszczu nie zadała sobie trudu, by założyć kaptur. W skupieniu patrzyła
na ekran telefonu. ― O, patrz. Ta kobieta musi być aktorką.
― I to bardzo
niestabilną ― Midori niemal przycisnął nos do szyby. ― Dawno nie dostała nowej roli. Przegląda
teraz różne oferty... a może esemesy od kolegów z pracy.
― Wie, że chłopak
ją zdradza i dziś nie zastanie go w domu. ― Dobrze się bawiłem, nie ma co. ― I dlatego teraz czeka na zielone dla samochodów i zastanawia się, czy
nie rzucić się pod jeden.
― Ale za bardzo
się boi ― podchwycił Midori. ― No i jest zbyt wkurzona na szefa i swojego
chłopaka, żeby dziś umrzeć. Ma jeszcze kilka spraw do załatwienia.
Kobieta zaczęła stukać w ekran.
― Wysyła teraz esemesa do kolegi z pracy, czy nie chciałby się dziś spotkać ― powiedziałem.
― Zamierza zdradzić swojego chłopaka tak samo, jak on robi to jej ― powiedział Midori. ― To mścicielka.
― Nadal jednak wolałaby to wszystko zakończyć.
Punkt 14 – „Jadąc do celu, będziemy snuć wymyślone historie o ludziach, którzy będą szli chodnikiem”.
― Jak ja nie lubię deszczu ― mruknął Midori. ― Czemu nie ma tu śniegu?
― Może odstraszyłeś go swoim ubiorem? ― zaproponowałem.
― Cicho bądź.
― Zima nie chciała puścić aż do twojego przyjazdu.
― Cicho bądź!
Punkt 16 – „Będę narzekać, że nie ma śniegu”.
― Dobrze radzisz sobie w szkole, Nakira? ― zapytała pani Atsushi.
― Myślę, że wystarczająco... ― boleśnie przypomniałem sobie o C z japońskiego.
― Średnia z matematyki? ― wszedł mi w słowo Midori.
― C...
― Ha! Czyli nie za wystarczająco ― chłopak z tryumfalnym uśmiechem położył obie dłonie na karku.
― Ej! A jaką niby ty masz średnią? ― zezłościłem się.
― A ― odpowiedział.
― Co za... Niemożliwe!
― Midori zawsze był dobry z matematyki ― wtrąciła pani Atsushi.
― Czyli to prawda? ― osłupiałem.
― Jak najbardziej ― kobieta uśmiechnęła się niewinnie. „Oj, Midori... Już wiem, po kim masz charakter”, pomyślałem.
Punkt 15 - „Będziemy też rozmawiać o wszystkim i o niczym”.
Było naprawdę miło. Do czasu.
― Och,
dojechaliśmy! ― oznajmiła pani Atsushi. Spojrzałem za okno. Przed oczami
przemykały mi bardzo znajome drzewa, bloki i chodniki.
Zaraz, zaraz.
Taksówka
zahamowała, zatrzymując się na parkingu pod jednym z bloków. Dokładnie
osiem klatek i dwa piętra dalej znajdowało się moje mieszkanie.
Do mieszkania, o którym zagadnął wczoraj Takashima, wprowadzali się Midori i jego mama.
Zszokowany,
wysiadłem z taksówki. Midori będzie mieszkał w tym samym mieście. W tej
samej okolicy. W tym samym bloku! Do diabła, ile jeszcze spotka mnie niespodzianek?!
― Będziesz jechał autobusem? ― pani Atsushi oderwała mnie na chwilę od burzliwych myśli.
― Ach, nie...
mieszkam tu, w ostatniej klatce ― wskazałem za siebie. Midori,
wysiadając z auta, uśmiechnął się konspiracyjnie. Przełknąłem ślinę,
czując, jak znowu wzbiera we mnie wściekłość. Nie chciałem jednak rzucać
się na niego na oczach jego matki.
― Och, jak miło! W
takim razie zawsze jesteś tu mile widziany ― pani Atsushi uśmiechnęła
się do mnie. Potem odeszła do ludzi, którzy właśnie przyjechali i
wnosili ostatnie pudła do domu. Dopiero wtedy podszedłem do Midoriego z
zamiarem mordu.
― I po co ja ci pisałem, gdzie mieszkam? ― syknąłęm.
― Nie cieszysz się? ― Midori wyszczerzył się głupkowato.
― Nie. O czym
jeszcze nie wiem? ― spytałem ostro. ― Jesteś moją zaginioną siostrą? ―
ani trochę nie zabrzmiało to jak żart. Dopiero to wreszcie sprawiło, że
chłopak spoważniał.
― Wszystkie inne
rzeczy, o których pisałem, były prawdą. ― Położył dłoń na sercu. ―
Przysięgam! Chciałem cię tylko zaskoczyć!
― Coś ci nie wyszło ― odparłem lodowato. ― Nawet nie wiem, czy mogę wierzyć twoim przysięgom.
― Stoję tu, przed
tobą! ― Midori podniósł głos. Jego matka odwróciła głowę w naszą stronę, ale najwyraźniej chłopaka mało to obchodziło. Znów miał minę cierpiętnika. Tym razem
jednak nie robiła ona na mnie wrażenia. ― Już nie mogę zasłonić się
ekranem! I przysięgam, że nie skłamałem ci w żadnym innym aspekcie.
Jestem Atsushi Midori, mam szesnaście lat i sto sześćdziesiąt jeden
centymetrów wzrostu. Lubię udawać dziewczynę w Internecie, odcienie
różowego, czekoladę, The Gazette, małe psy, gry typu visual novel,
koszykówkę i Kizunashiego Nakirę!
Zaskoczył mnie.
Ale nie umiałem pozbyć się swojej złości. Po prostu odwróciłem się na
pięcie i odszedłem, nie odwracając się nawet na chwilę. Do swojego
mieszkania, osiem klatek dalej. Ze świadomością, że ten niski chłopaczek
na długi czas wsiąkł mi w życie. Niczym lejący się z nieba deszcz
wsiąkał mi w ubranie.
Ze świadomością, że nie wszystko musi dziać się tak, jak to sobie wyobrażałem.
Punkt 23 - „Pokłócimy się trochę”.
Cholera.
+++
kilkanaście minut później
Zdjąłem buty i mokrą jeansową kurtkę, po czym cisnąłem je w kąt. Opadłem na łóżko i zadzwoniłem do Anri. Nie odbierała.
+++
pół godziny później
Od jednego z
adminów dostałem powiadomienie o nowym uploadzie. Z niechęcią wszedłem
na stronę i przetłumaczyłem kolejny odcinek. Nie wchodziłem na czat.
+++
godzinę później
Mimo wewnętrznych zapewnień, że tego nie zrobię, wszedłem na czat.
Była tam tylko jedna wiadomość.
Chigusa: Dobrej nocy, Nakira.
Wyłączyłem laptopa.
+++
wieczorem
― Powinienem tak się złościć?
Leżałem na łóżku z
telefonem przy uchu i opowiadałem wszystko Takashimie. Dosłownie
wszystko. Coś mnie tknęło, żeby do niego zadzwonić, kiedy czat adminów
ożył. Pewnie to Kazu i Tori zaczęli o czymś rozmawiać. Może był tam też
Midori. Pod swoim kobiecym pseudonimem.
Już było dobrze.
Już myślałem, że mu wybaczę – wytłumaczył mi swój wybryk, a ja
zrozumiałem jego decyzje. Ale pod blokiem... nie chciałem go
wysłuchiwać. Bo jeśli mógł okłamać mnie w dwóch tak ważnych sprawach, to
mógł okłamać mnie we wszystkim. Równie dobrze mógł udawać styl mówienia
Chigusy. Równie dobrze mógł zawsze udawać.
Powtórzyłem to wszystko Takashimie.
― Hola hola -―zaoponował Ozaki. ― Przecież ci pisał, prawda? Hakodate, blisko twojej
szkoły. Nie okłamał cię. Tylko zataił pewne fakty.
― Co za różnica? ― odburknąłem.
― Zasadnicza ― odparł ostro Ozaki. ― Weź się ogarnij. Na czacie się dogadywaliście.
Okazał się chłopakiem, no i co z tego? No chyba, że się zakochałeś.
Zakochałem się?
― Nie, no coś ty ― parsknąłem. ― Od miłości to temu daleko. Hej, błagam cię, ja i miłość?
Takashima parsknął krótkim śmiechem.
― No tak, to brzmi
niedorzecznie ― przyznał. ― Ale słuchaj, postaw się na jego miejscu.
Spotykacie się na lotnisku. Przywalasz mu w głowę, bo nie jest kobietą ―
zmarszczyłem brwi na ten przytyk, ale pozwoliłem mu kontynuować. ― I on
nagle mówi: „Hej, a tak w ogóle to będziemy mieszkać w jednym bloku.
Tadam! Cieszysz się?”.
― W sumie właśnie coś takiego powiedział. Tyle że później.
― Wtedy, kiedy już myślał, że zdobył twoje zaufanie ― zauważył Takashima z mocą. ― Pomyśl. Jak można w ogóle coś takiego powiedzieć? To by nie przeszło w żaden sposób.
― Mógł mi o tym napisać ― broniłem swojego stanowiska.
― Tia, i jak byś
zareagował? „Och, super! Będę mógł chodzić do ciebie po cukier.
Przynajmniej tak będę mówił swojej dziewczynie”.
― Nie przeginaj ― warknąłem.
― Och, przyznaj się. Myślałeś o Chigusie w ten sposób.
Milczałem. Po drugiej stronie słuchawki Takashima westchnął.
― Jesteś strasznie łatwy do przewidzenia. On pewnie
wiedział, że tak o tym myślisz. A przynajmniej dopuszczał taką
możliwość, bo cię zna. I co, napisałby, że twoja potencjalna nowa siksa
będzie mieszkać osiem klatek dalej? A potem pokazałby ci się jako
chłopak? Zostawiłbyś go na tym lotnisku. A potem byś się jeszcze
wyprowadził.
― Przestań. ― zdążyłem się zirytować. Ozaki już dawno nie był wobec mnie tak ostry. ― Dlaczego tak go bronisz?
Takashima umilkł na chwilę. Ręka, w której trzymałem telefon, drżała z frustracji.
― Bo ja też
rozmawiałem z Chigusą ― wyznał nagle. ― Nawet kilka dni temu. I wydawała
się wtedy bardzo, ale to bardzo sympatyczną osobą.
Drżenie ręki momentalnie ustało.
― Rozumiesz? ― dalej słyszałem głos Takashimy. ― Nie miłą, nie ciepłą, tylko sympatyczną.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
― Sympatyczna to
doprawdy najlepiej opisujący Chigusę przymiotnik ― przez moment wydawało
mi się, że słyszę, jak Takashima dusi w sobie śmiech. ― Ale dodałbym
też „wesoła”. „Wyrozumiała”. „Zaradna". I „nadmiernie krytyczna”.
― Cenisz Chigusę,
prawda? ― Milczałem, ale Ozaki wcale nie oczekiwał odpowiedzi. ― I ona ceni
ciebie. To tylko moje zdanie, ale... myślę, że coś się stało u niej. U
tego chłopaka. Na tyle poważnego, że postanowił poszukać akceptacji w
miejscu, w którym każdy najmniej by się jej spodziewał. W końcu, kto tak nagle się przeprowadza i nawet nie wspomina, dlaczego?
― Coś w tym jest ― odparłem po chwili ciszy.
Myślałem, że muszę
zgasić wszystkie moje wyobrażenia. Że muszę wstawić na miejsce młodej
dziewczyny Midoriego. Ale czy na pewno?
Przecież to zawsze
był on. Osoba, która potrafiła czatować ze mną przez całą noc. Która
wysłała mi na urodziny piękny wisiorek, płacąc za wysyłkę i sam prezent
sporo pieniędzy.
Która przyjechała tu, bo chciała, żebym ją zaakceptował.
Zerwałem się z łóżka.
― Takashima, masz
całkowitą rację ― odezwałem się do słuchawki. ― Muszę przestać patrzeć
na dziewczyny przez pryzmat potencjalnej partnerki. ― Wbiegłem do
przedpokoju i zacząłem wkładać buty.
― Super, ale... ― Ozaki brzmiał na lekko zdezorientowanego. ― Co ty wyprawiasz? Słyszę jakiś łoskot.
― Teraz... Teraz mam obok siebie kogoś ważniejszego od dziewczyny. Kogoś, kogo mogę nazwać przyjacielem. Rozumiesz mnie?
― ...Dobra, nie czaję
co chcesz zrobić ― słyszałem śmiech w jego głosie. ― Ale leć. To ty
wiesz najlepiej, jak uszczęśliwić Chigusę.
Rozłączyłem się z uśmiechem na ustach.
Punkt 7 - „Żadna dziewczyna nie będzie ważniejsza od ciebie”.
+++
Na schodach omal się nie przewróciłem. W biegu pisałem wiadomość na czacie adminów.
Naki: wyjrzyj przez okno, Chigusa
Naki: błaham
Nie przejmowałem się błędami. Wiedziałem, że je zrozumie. Tak jak zresztą zawsze.
Wybiegłem na
parking w dresach i t-shircie, z włosami w nieładzie. Po deszczu było
wilgotno, nagie ramiona owiał mi zimny wiatr. Prawie tego nie czułem. Z
parkingu wbiegłem na trawnik pod blokiem i zatrzymałem się tuż pod oknem
mieszkania osiem klatek dalej i dwa piętra niżej. W tym samym
momencie okno otworzyło się i ukazał się w nim Midori. Otworzył szeroko
oczy i poruszył ustami, jakby niedowierzając, że mnie widzi. Zanim
jednak zdążył coś powiedzieć, w milczeniu rozłożyłem ramiona na całą
szerokość.
Zrozumiał. Wspiął się na parapet i zeskoczył wprost na mnie.
Punkt 1 - „Gdy cię zobaczę, rzucę ci się na szyję”.
Midori miał łzy w
oczach. Złapałem go mocno i okręciłem się parę razy wokół własnej osi, z
wielkim uśmiechem na twarzy. Chłopak uczepił się mnie kurczowo i śmiał
się głośno. Pisnął, gdy się zatrzymaliśmy, bo z tego rozpędu prawie
straciłem równowagę. Nie zdołałem go unieść, ale mniejsza o to.
Punkt 2 - „Uniosę cię wysoko w górę i zrobię kilka piruetów".
Punkt 3 - „Będę piszczeć i się śmiać".
Zamiast odstawić go na ziemię, poprawiłem go sobie w ramionach.
― C-co ty... ― zaczął Midori, lecz mu przerwałem.
― Atsushi Midori... ― uśmiechnąłem się szeroko. ― Miło cię poznać.
Midori zaniemówił. A potem autentycznie się rozpłakał. Zakrył usta dłonią i łkał jeszcze chwilę po tym, jak odstawiłem go na ziemię.
Niepełny punkt 4.
― Ty... ty idioto ― wydukał Midori. Lekko osłupiałem. Zupełnie nie spodziewałem się takiej reakcji.
― Hej... Bez
przesady, nie płacz ― podszedłem trochę bliżej, z zakłopotaniem
pocierając kark. ― Przepraszam, ok? Nie fajnie się zachowałem...
― N-nieprawda ― wszedł mi w słowo Midori. ― Miałeś pełne prawo tak się zachować. To ja byłem nie fair wobec ciebie...
Pokręciłem głową z politowaniem. Ten chłopak był niemożliwy.
― Bądźmy dalej przyjaciółmi ― powiedziałem. Chłopak uniósł głowę i odwzajemnił mój uśmiech.
― Uhm ― kiwnął głową.
W jego oczach dostrzegłem nadzieję.
― Hej, wy tam! ―
dał się słyszeć skrzekliwy głos z góry. Obaj gwałtownie zadarliśmy głowy
i ujrzeliśmy jakąś babunię wychylającą się z okna na czwartym piętrze. ―
Przestańcie się wydzierać!
― Przepraszamy! ― odkrzyknąłem.
Popatrzyliśmy na siebie z Midorim i buchnęliśmy śmiechem.
― Hej! ― krzyknęła staruszka.
(a/n) śmieszkowo, wcale nie gejowo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz