piątek, 22 czerwca 2018

Rozdział 5

  Podrywacz│cholerny licznik się zepsuł



   26 kwietnia, nad ranem
Kazuchi dołączył/a do Najgorsi Admini
Tori dołączył/a do Najgorsi Admini
Kazuchi: Widziałeś wiadomości u góry?
Tori: Łomójtypanieboże, co tam się musi u nich dziać.
Kazuchi: Brzmi bardzo romantycznie...
Kazuchi: W sumie to tak jakby się pokłócili
Kazuchi: A potem Naki próbował to odkręcić
Tori: Myślisz? Pewnie tylko się przekomarzają.
Tori: Jak zawsze.
Kazuchi: Mnie to tam brzmi jak romantyczna kłótnia :/
Kazuchi: Pewnie już są ze sobą ://///
Tori: Zazdrościsz?
Kazuchi: zaz
Kazuchi: drosz
Kazuchi: CZĘ!
Kazuchi: >.<
Tori: Nieładnie.
Kazuchi: No weź. Dlaczego innym ludziom tak łatwo przychodzi szczęście, a mnie nie? ;;
Tori: Przestań. Wysyłasz złą energię.
Tori: Poza tym, żeby osiągnąć szczęście, samemu też trzeba się postarać.
Kazuchi: Czeeemu T-T
Tori: .-.
Tori: Naki, Chi, życzę wam, żeby wasz związek przetrwał długo. I jak najmniej ludzi takich jak Kazu.
Kazuchi: T_T
+++
   rano
         Gdy telefon zadzwonił, jednym ruchem ręki strąciłem go z szafki. Upadł na podłogę z głośnym hukiem, a ja wreszcie otworzyłem oczy.
         ― Cholera ― zakląłem i nieporadnie wychyliłem się za ramę łóżka, żeby podnieść nieszczęsne urządzenie. Na szczęście nic nie było zepsute, a muzyka nadal obwieszczała światu, że ktoś dzwoni do mnie o ósmej rano w niedzielę. I pewnie z miejsca odrzuciłbym połączenie, gdyby tym kimś nie była moja dziewczyna.
         ― Co tam? ― odebrałem, starając się brzmieć trzeźwo.
         ― Oddzwaniam. Dzwoniłeś do mnie wczoraj ― oznajmiła Anri beztrosko.
         ― Tak? ― spytałem, ledwo powstrzymując się od ziewnięcia. ― A tak. No tak, dzwoniłem.
         ― Chcesz, żebym przyszła dzisiaj?
         ― Dzisiaj? ― z moim rozespanym głosem zapewne brzmiałem jak debil. ― Teraz?
         ― No co ty, nie teraz ― zaśmiała się. ― Chciałbyś. Jestem jeszcze piżamie, pewnie ty też. Ale może koło południa?
         „W ogóle to jaki dzień dzisiaj?”, zastanowiłem się. „Co było wczoraj? Sobota? Sobota...”
         I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przypomniałem sobie wczorajszy dzień.
         ― Wiesz... ― zająknąłem się. ― Wybacz, ale dzisiaj nie da rady. Mam zaplanowane zakupy, potem jeszcze testy wzywają... Wiesz jak to jest.
         ― Hm, no dobrze ― brzmiała na zasmuconą. A może to była podejrzliwość. O ósmej rano w niedzielę nie potrafiłem tego rozpoznać. ― No to innym razem. Cześć.
         ― Cześć ― powiedziałem, a Anri się rozłączyła. Opadłem na łóżko.
         „No tak. Po tym, jak ta staruszka nas okrzyczała, odstawiłem Midoriego przez okno do mieszkania i poszedłem do domu... Obiecałem mu, że jutro przyjdę i obejrzę jego pokój”.
         Czułem się trochę winny, okłamując Anri, ale skąd miałem mieć pewność, czy ona nie okłamywała mnie? Już kilka razy wymigiwała się ze spotkań tak tanimi wymówkami, że aż nabierałem podejrzeń.
         „Zresztą,” - pomyślałem - „nie będzie miała za złe. Nigdy nie ma”.
         Nie żeby było to jakieś zdrowe. Ale na pewno wygodne.
         I zamknąłem oczy, ponownie pogrążając się w krainie snów.
+++ 
   koło południa
         Kilka godzin po telefonie Anri jakimś cudem wstałem z łóżka i zmobilizowałem do ogarnięcia się. W międzyczasie przeczytałem wiadomości na czacie adminów, ale nie miałem siły odpowiadać. Wolałem pozostawić moich internetowych kolegów w słodkiej niewiedzy.
         W końcu wyszedłem z mieszkania i skierowałem się do klatki Midoriego. Choć ostatniej nocy wymieniliśmy się numerami, niczym nie zasygnalizowałem mu, że już idę. Skoro tak uwielbia niespodzianki, sam mu jedną zrobię.
         Podszedłem do drzwi i zadzwoniłem na domofon. Nie musiałem czekać nawet przez sekundę – zamek kliknął niemal w tym samym momencie, gdy wcisnąłem guzik dzwonka. Zmarszczyłem brwi.
Moje podejrzenia potwierdziły się, kiedy podszedłem do drzwi mieszkania. Midori otworzył je, zanim zdążyłem zapukać. Patrzył na mnie wyczekująco.
         ― Nie mów, że czekałeś pod drzwiami aż przyjdę ― uśmiechnąłem się pobłażliwie.
         Chłopakowi momentalnie zrzedła mina. Popatrzył na mnie wilkiem i zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
         Parsknąłem śmiechem i sam je otworzyłem. Moim oczom ukazał się jasny przedpokój, z szafką na buty po prawej i lustrem po lewej. Przechodził on dalej w korytarz z drzwiami po obu stronach, prowadzącymi do wszystkich pomieszczeń.
         ― Przepraszam za najście ― mruknąłem, zdejmując buty i rozglądając się nieco. Jak to w nowym mieszkaniu, w powietrzu nadal unosił się ostry zapach farby. Przesuwane drzwi po mojej prawej były otwarte, więc niepewnie do zajrzałem do wnętrza.
         Znajdował się tam mały salon, także utrzymany w jasnych kolorach. Duże okna dawały tyle światła, że lampa wydawała się wisieć u sufitu niepotrzebnie. Meble takie jak stolik i szafki wykonano z jasnego drewna, na jednej ze ścian wisiał obraz z martwą naturą, a tuż pod nim, na białej kanapie leżała pani Atsushi. Nie zauważyła mnie w pierwszej chwili i po prostu spokojnie czytała książkę. Pomyślałem, że w takim pełnym słońca pokoju pewnie łatwo się zrelaksować.
         ― No idziesz czy nie? ― zza pleców usłyszałem głos Midoriego. Pani Atsushi drgnęła i wreszcie zarejestrowała mnie na progu jej salonu.
         ― Dzień dobry ― uprzejmie skłoniłem głowę. Mama Midoriego również kiwnęła mi głową i uśmiechnęła się lekko. ― No już, już ― odpowiedziałem na wcześniejsze zawołanie i odwróciłem się na pięcie. Za mną było wejście do pokoju chłopaka.
         Pierwszym, co ujrzałem, był nieporządek. Midori nie rozpakował jeszcze wszystkich swoich rzeczy – kartonowe pudła walały się po kątach pomalowanego na żółto pokoju. Do ściany po mojej lewej przylegało zagracone biurko, a prostopadle do niego ustawione było łóżko. Po prawej stała zamknięta szafa i mała półka na książki. Bardzo mała. Pyszniła się jednak wyżłobionym w drewnie motywem roślinnym. Nad łóżkiem porozklejane były już plakaty, głównie w tematyce muzycznej, choć jeden przedstawiał któregoś z graczy NBA. Poza tym z plakatów umalowanymi oczami łypali na mnie członkowie j - rockowych zespołów i raperzy.
         Midori obił się od ściany na drugim końcu pomieszczenia i uśmiechnął się kącikiem ust.
         ― I jak ci się podoba? ― przeszedł przez cały pokój i rzucił się na swoje łóżko. Wsunął dłonie pod głowę i obserwował mnie z zaciekawieniem. Przez chwilę po prostu chodziłem i się rozglądałem. Przejrzałem mały zasób książek, gdzie horrory mieszały się z powieściami fantasy i komediami romantycznymi. Przejechałem wzrokiem po znajomych nazwach na plakatach: The Gazette, My First Story, The Gallo... Ileż to razy nie mógł przestać o nich pisać. Biurko zapełnione karteczkami, przyborami do pisania, kubkami po herbacie, kserówkami i podręcznikami ‒ słowem wszystkim, co potrzebne było uczniowi pierwszej klasy.
         Ale moja uwagę najbardziej zwróciło okno. Tylko jedno, w sporej odległości od łóżka. Dokładne przeciwieństwo rozświetlonego salonu. Leżał pod nim cienki materac, na którym pozostawiona była mała książka. Midori miał tu jakby dwie przestrzenie – tę łączącą go ze światem przez szybę i tę, w której mógł się od tego świata odizolować. Mimowolnie zaśmiałem się cicho.
         ― Od razu widać, że jest twój ― powiedziałem. Midori zamrugał i zrobił zdezorientowaną minę. Najwyraźniej nie zrozumiał, o co mi chodziło.
+++
   około pół godziny później 
         Midori oprowadził mnie po reszcie mieszkania. Drzwi obok wejścia do jego pokoju prowadziły do małej, białej łazienki, a z salonu można było przejść do niewielkiej kuchni. Na końcu korytarza znajdował się również mały pokoik należący do pani domu, ku mojemu niewielkiemu zdziwieniu pomalowany na różowo. Mieszkanie nie było jakichś ogromnych rozmiarów, ale jasne kolory potęgowały wrażenie przestrzeni. Wszystko było do siebie dobrane i ogólny efekt bardzo mi się podobał. Podzieliłem się moją opinią z panią Atsushi, a ta zaczęła mi opowiadać, jak w sklepie meblowym doradzali jej, co wybrać. Midori nie włączył się do rozmowy, mimo prób jego matki i ulżyło mu dopiero wtedy, gdy znów znaleźliśmy się w jego pokoju.
         ― Nie bądź taki dla swojej mamy ― skarciłem go pół żartem, pół serio. ― Rozmowy z rodzicami też mogą być ciekawe.
         ― Naprawdę interesują cię rozmowy o wystroju wnętrz? ― odparował Midori, lekko poirytowany. Znów siedział na łóżku. Ja wybrałem krzesło, które odsunąłem od biurka.
         ― Tak? ― ironizowałem. ― Twoja mama ładnie opowiada. Nawet o zwykłych rzeczach. W ogóle wydaje mi się, że jest świetną osobą.
         ― Najcieplejsza kobieta, jaką w życiu poznałeś? ― Midori znacząco poruszył brwiami.
         ― Żebyś wiedział ― zaśmiałem się.
         Midori też się uśmiechnął. Kolczyk pod jego wargą uniósł się lekko.
         ― Słuchaj, co miałeś na myśli z tym... że od razu widać, że to mój pokój? ― spytał. Zakłopotałem się trochę.
         ― W każdym domu czuć pewną atmosferę, prawda? ― przygarbiłem się, położyłem łokcie na kolanach i splotłem palce. Taka poza była dla mnie rozluźniająca. ― U ciebie... To kontrolowany chaos. Różnorodność i stabilność w jednym. Rozumiesz? ― spojrzałem na niego niepewnie. Przytaknął. ― Twoja półka na książki jest świetnym przykładem ― wskazałem przelotnie na koniec pokoju. ― Nie leży w niej wiele dzieł, za to ona sama robi wrażenie. A książki nie są uporządkowane, bo tak naprawdę nie ma czego. Jest tu za dużo różnych gatunków i autorów.
         ― Fajnie, że tak to interpretujesz ― Midori oparł się o ścianę. ― A ja myślałem, że po prostu ze mnie bałaganiarz.
         ― Za każdym nawykiem stoi jakaś przyczyna ― odparłem z uśmiechem. ― Ja jestem perfekcjonistą, więc raczej porządkuję swoje rzeczy. Anri mówi, że czasem patrzy na mój pokój i aż jej wstyd ― rzuciłem od niechcenia.
         ― Hmm ― wyraz twarzy Midoriego nie zmienił się. Chyba nie przeszkadzało mu gadanie o mojej nowej dziewczynie. ― Wiesz, w moim poprzednim pokoju było zupełnie inaczej. Łóżko stało tuż pod oknem, a okno miało bardzo szeroki parapet. Na Internecie widziałem wiele zdjęć, jak ludzie siedzą na czymś takim i się kulą, ale ja tego nie lubiłem.
         ― Takie zdjęcia w skali szarości, z depresyjnymi dopiskami?
         ― Dokładnie takie ― kącik jego ust uniósł się. ― Słońce raziło mnie w twarz, gdy wstawałem. Ustawiałem tam tak dużo roślin, że zrobiła się z tego prawdziwa dżungla. Dlatego cieszę się, że teraz jest inaczej.
         ― Teraz po przebudzeniu wymalowanym okiem będzie na ciebie łypać Aoi ― zażartowałem. Midori już miał się odciąć, ale nie wiedzieć czemu, zrezygnował.
         ― Półkę na książki też sam wybierałem. Fajnie, że też ci się podoba.
         ― Jest ładna ― potwierdziłem. ― Podziwiam gościa, który zrobił te wzory. A tak w ogóle, która książka jest twoją ulubioną?
         ― Wszystkie są moimi ulubionymi! ― zabłyszczały mu oczy. ― Kiedyś poprosiłem, żeby każda osoba w klasie poleciła mi jakąś książkę, po czym wszystkie po kolei wypożyczałem i czytałem ― spojrzałem na niego ze zdumieniem. ― Naprawdę! I wszystkie mi się spodobały! ― skoczył na równe nogi i podszedł do półki. Zamaszystym ruchem ręki wskazał na najwyższy rząd. ― Dwadzieścia osób i dwadzieścia książek. Niektóre czytałem po kilka razy. Te pojedyncze na dolnych półkach są od mamy.
         ― Czemu nie wybierasz ich sam?
         ― Wiesz, że generalnie nie lubię czytać ― Midori wrócił na łóżko. Przytaknąłem jego słowom. Już kiedyś mi o tym pisał. ― Ale kiedy ktoś bardzo poleca jakąś książkę, jakoś nie mogę odmówić. ― Potarł się po karku. ― Poza tym to świetny sposób na nawiązanie kontaktów. Miałem coś wspólnego z każdą osobą w klasie.
         Midori uciekł wzrokiem i uśmiechnął się do swoich myśli. Zorientowałem się, że mimo wszystko musiał tęsknić za dawnymi kolegami. Nawet jeśli teoria Takashimy była prawdziwa, w życiu zawsze są jakieś momenty, które warto wspominać.
         ― Zgaduję, że to był wyjątkowy rok? ― spytałem niby od niechcenia. Zwróciłem tym jego uwagę. Midori milczał jedynie przez sekundę.
         ― Bardzo wyjątkowy ― potwierdził. Jego wzrok stał się nieobecny. ― Całe gimnazjum było wyjątkowe.
         Wpatrywałem się w niego, ale jego twarz była jak maska. Im bardziej próbowałem coś z niej wyczytać, tym twardsza się zdawała. Byłem jednak pewien, że ukrywa za nią coś trudnego do opowiedzenia.
         Wcześniej byłem w stanie wywnioskować jak się czuje tylko z wiadomości. Teraz mogłem posłuchać jego tonu głosu i obserwować jego gesty. Wyraźnie widziałem, że chował się w sobie, na moich oczach zamykał się w świecie wspomnień. I mimo iż bardzo chciałem poznać choć jego cząstkę...
         Ja również schowałem w głąb siebie moją ciekawość.
         ― A miałeś dziewczynę? ― spytałem dla rozluźnienia. Nie dało to jednak pożądanego efektu. Maska na twarzy Midoriego jakby jeszcze bardziej stężała.
         ― Była taka jedna ― zaczął, udając zrelaksowanego. ― Iskrzyło. Ale nie zeszliśmy się ― uśmiechnął się krzywo. ― Poza tym nic.
         Tym razem nie byłem w stanie stwierdzić, czy mówił prawdę.
         Jeszcze kilka dni wcześniej naiwnie myślałem, że wiem o nim wszystko. I nawet nie chodziło tu o sprawę jego płci czy miejsca zamieszkania. Wmawiałem sobie, że wiem jaki on jest. Bo znałem jego zainteresowania, nawyki w doborze słów i wiedziałem o paru rzeczach z jego przeszłości.
         Idiota, stwierdził mój wewnętrzny głos, a ja całkowicie się z nim zgodziłem. Poznałem zaledwie cząstkę Midoriego. W dodatku tylko tę, którą chciał mi pokazać.
+++
       prywatna rozmowa utworzona około 6 rano, 12.12. zeszłego roku
Chigusa włączył/a funkcję Private
Chigusa: Czy chłopakom może stanąć od zimna?
Naki: Boże, Chi
Naki: Taty się spytaj
Chigusa: ...
Chigusa: dobra, czas się przyznać
Chigusa: Ja nie mam taty.
Naki: Co...? O mój Boże...
Chigusa: Spokojnie. Zmarł przed moimi narodzinami, nie miałam okazji go poznać.
Naki: Chi, współczuję...
Chigusa: Współczuć to raczej trzeba mojej mamie. Sama takie wkurzające dziecko wychowała
Chigusa: Podobno bardzo kochała tatę i nie związała się z żadnym innym mężczyzną.
Naki: ...Ale że z żadnym? Żadnym, żadnym?
Chigusa: Okropny jesteś, wiesz... Tak, ani przed, ani po. Poznali się w gimnazjum i od tamtej pory byli nierozłączni.
Chigusa: Historia jak z bajki, nie?
Naki: ...
Chigusa: Brutalnie rzeczywistej bajki...
Chigusa: Zginął w wypadku dwa miesiące przed porodem
Chigusa: Z jego samochodem zderzył się jakiś pijany kierowca, który teraz siedzi w pierdlu (i niech siedzi tam jak najdłużej)
Chigusa: Mama była zrozpaczona, ale zdecydowała się wychować mnie sama
Chigusa: W sumie nie całkiem sama
Chigusa: Tata pozostawił psa
Chigusa: Wielki, czarny beauceron
Chigusa: Wabił się Senshi i towarzyszył mi od noworodka
Chigusa: Kiedy zdechł miałam dziewięć lat i razem z mamą bardzo płakałyśmy...
Naki: Nie umiem wyrazić słowami, jak bardzo ci współczuję, Chi.
Chigusa: Heh, nie ma się czym przejmować
Chigusa: Chociaż były smutne momenty z tego powodu
Chigusa: To przez wszystkie udało mi się przejść
Chigusa: Także nie martw się o mnie ^^
Naki: Nie przekonujesz mnie...
Chigusa: Oj nie bądź taki poważny.
Chigusa: Było minęło, jestem tu gdzie jestem
Chigusa: W ogóle Senshi miał takie odpały, że drapał w drzwi w tę godzinę, gdy tata zwykle chodził z nim pobiegać
Naki: To trochę smutne...
Chigusa: Nom. Ale kochałam tego psa
Chigusa: Był jak malutka namiastka ojca. Zawsze pocieszał mamę, gdy miała ciężkie dni.
Naki: Podobno psy potrafią wyczuć coś takiego
Chigusa: Mhm. Jestem pewna, że on też bardzo nas wszystkich kochał
Chigusa: Tak jak tata...
Naki: Chi...
Chigusa: Cieszę się, że mogłam ci to wyznać ^^ Nawet tylko pisząc czuję jakąś ulgę.
Chigusa: Zostałeś właśnie jedną z dwóch osób, którym o tym opowiedziałam! *klask klask*
Chigusa: Czuj się zaszczycony <3
Naki: Zawsze możesz na mnie liczyć, ok?
Chigusa: Jasne, zapamiętam.
Chigusa opuścił/a chat
         Mogłem jej uwierzyć, bo mieliśmy umowę. Żadnych kłamstw.
+++
    około godziny drugiej popołudniu
         Zdecydowaliśmy nie drążyć dalej tematu przeszłości i zamiast tego obejrzeć coś na komputerze. Midori długo szukał jakiegoś filmu, przetrząsając wszystkie szuflady. Nabijałem się, że może trzeba by ten chaos trochę bardziej skontrolować. Midori tylko westchnął nad moim słabym żartem.
         Podczas filmu odzyskaliśmy dobry humor i bardziej śmialiśmy się z własnych komentarzy niż z sytuacji na ekranie. Gdzieś w połowie Midori nagle oznajmił, że skołuje nam przekąski i wyszedł z pokoju. Nie minęła minuta, a do moich uszu dotarło:
         ― Midori! Czego szukasz w tych szufladach?
         Zaciekawiony, cicho podążyłem za chłopakiem. Pani Atsushi stała w kuchni i łypała gniewnie na swojego syna, a na blacie rozłożony był pokrojony kurczak i kilka przypraw, które w lot rozpoznałem.
         ― Czy to curry? ― spytałem, wchodząc do wydzielonej przesuwanymi drzwiami części salonu. Pani Atsushi odwróciła się w moją stronę, lekko zaskoczona, a Midori skorzystał z okazji i wyciągnął z szuflady paczkę chrupek.
         ― Tak, zgadłeś ― kobieta uśmiechnęła się dobrotliwie. ― Dlatego Midori nie powinien nic jeść ― wbiła groźne spojrzenie w syna, który próbował cicho się ulotnić.
         ― Może pomogę? ― zaproponowałem. Czułem się źle z tym, że zostawiamy mamie Midoriego całą robotę, podczas gdy my leniliśmy się przed komputerem. Za to Midori wydał z siebie niemy okrzyk zdumienia. ― We dwójkę będzie szybciej.
         ― Ależ... ― pani Atsushi chyba chciała grzecznie odmówić, ale popatrzyła na paczkę chrupek, którą jej syn trzymał w dłoniach. ― Świetnie! ― klasnęła w ręce. ― Midori też pomoże.
         Chłopak patrzył to na mnie, to na swoją mamę w osłupieniu.
         ― Ale film... ― jęknął. Wzruszyłem ramionami.
         ― Daj spokój, obejrzymy później ― podszedłem do rozłożonych na blacie składników. ― Od czego zaczynamy, madame?
         Pani Atsushi zachichotała.
+++
   trzy godziny później
Chigusa dołączył/a do Najgorsi admini
Naki dołączył/a do Najgorsi admini
Chigusa: Kazu, nie masz czego zazdrościć
Chigusa: Ten koleś dużo bardziej interesuje się moją matką niż mną
Kazuchi: oh oh oh
Kazuchi: Nareszcie jesteście!
Tori: Witam.
Naki: Nie przesadzaj. Curry było przepyszne
Naki: chociaż ryż trochę rozgotowany
Chigusa: Wiesz co, wystarczy że usłyszałam to poza czatem...
Kazuchi: moja nie rozumieć
Kazuchi: Co się tam podziało?
Chigusa: Naki od południa jest u mnie w mieszkaniu
Kazuchi: *0*
Chigusa: Oglądaliśmy razem film i kiedy poszłam po przekąski on nagle zaoferował mojej mamie, że pomoże przy obiedzie
Chigusa: Zajęło nam to dobre dwie godziny, bo on i moja mama cały czas gawędzili -.-
Chigusa: Naprawdę mam wrażenie, że się w niej zabujał -_-
Chigusa: W każdym razie to ja byłam odpowiedzialna za ryż i trochę za długo go trzymałam ;-;
Naki: Twoja mama jest po prostu przemiła i bardzo na czasie.
Naki: nawet łapie moje żarty, czaicie?
Tori: To rzeczywiście niezwykłe.
Kazuchi: oj naki naki
Kazuchi: Kiedy spędza się dzień z ukochaną, nie poświęca się uwagi innym osobom
Naki: no co ja poradzę
Naki: taki czarujący jestem
Tori: Dawno nie widziałem twojego narcyzmu.
Kazuchi: zaprawdę brzydki to kwiat
         Midori zaśmiał się cicho. Siedzieliśmy obok siebie na jego łóżku z telefonami w dłoniach, ale tak, żeby nie widzieć co piszemy. Trochę nudziło nam się po dokończeniu tamtego filmu, więc napomknąłem o podejrzeniach Kazuchiego i Toriego na nasz temat. Uznał to za zabawne i postanowił, że będziemy grać w ich grę.
         Pisać z Chigusą i jednocześnie widzieć jej prawdziwą postać na własne oczy... było dziwnym uczuciem. 
Chigusa: No widzisz, Kazu?
Chigusa: Nie zazdrość mi.
Kazuchi: i tak będę
Kazuchi: wiesz ile czasu jestem już sam?
Kazuchi: od urodzenia
Tori: Haha
Tori: przegryw
Naki: O kurcze, to było wredne...
Naki: XD
Chigusa: Toriś, co cię napadło xD
Kazuchi: ;-; on zawsze taki był
Kazuchi: zrobi wszystko, żeby tylko mi dopiec
Kazuchi: Chiiiii weś go zablokuj czy coś
Chigusa: Wybacz, Kazu...
         ― Nie mogę go usunąć ― Midori zwrócił się do mnie. Spojrzałem na niego przelotnie. ― To, jak dokucza Kazu, strasznie mnie śmieszy.
         Uśmiechnąłem się kącikiem ust.
Kazuchi: ehhh wiedziałem
Kazuchi: nikogo nie ma po mojej stronie
Naki: Nie załamuj się stary
Kazuchi: O, dzięki...
Naki: Przynajmniej dostarczacie nam rozrywki
Kazuchi: ...
Kazuchi opuścił/a Najgorsi admini
Chigusa: Hej, zobacz do czego doprowadziłeś!
Naki: ...Przeproszę go następnym razem
Chigusa: Oboje jesteście niemożliwi, ty i Toriś.
Tori: Ale z niego nie da się nie nabijać.
Naki: Haha, potwierdzam.
         Dostałem od Midoriego kuksańca. Uśmiechnąłem się zadziornie i oddałem mu, lecz trochę lżej.
         ― Ej ― żachnął się. Popatrzył na ekran telefonu, ale nikt już nic nie wysłał. ― W sumie... ― zaczął. ― Jutro... Odprowadzisz mnie do szkoły? ― spytał niepewnie.
         ― No jasne ― odparłem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Zresztą tak właśnie myślałem. ― Jeszcze byś się zgubił.
         ― I musisz mnie zabrać na trening koszykówki po lekcjach ― wbił we mnie nieznoszący sprzeciwu wzrok. ― Chcę zobaczyć na własne oczy, czy jesteś tak do bani, jak mi pisałeś ― uśmiechnął się złośliwie.
         ― Naprawdę jestem ― odłożyłem telefon i oparłem się o ścianę, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy. ― Nie umywam się do reszty drużyny. Naprawdę.
         ― I poznam też wszystkich twoich znajomych ― rozmarzył się Midori. ― Zwłaszcza tego kolesia, który pożycza ci książki. Ciekawi mnie, jaki jest.
         „To będzie interesujące spotkanie”, pomyślałem.
         ― Nie niepokoisz się trochę? ― spytałem ostrożnie. Wiedziałem, że jest całkiem pewny siebie, ale mimo to martwiłem się trochę o tego karzełka. ― W końcu wszystko będzie nowe. Nowe miasto, nowi nauczyciele, nowa klasa...
         ― Coś ty! To ekscytujące ― zaprzeczył, a jego oczy roziskrzyły się. ― Nowe przyjaźnie, ale też nowi wrogowie. Zupełnie inne życie!
         ― Nie sądzisz, że trudno jest zaczynać wszystko od nowa?
         ― To tak naprawdę nie jest trudne! ― wyglądał, jakby naprawdę w to wierzył. ― Wystarczy zrobić dobre wrażenie.
         ― Dla niektórych właśnie to jest trudne ― zaśmiałem się.
         ― Nigdy nie zrozumiem, dlaczego ― odparł Midori, patrząc gdzieś w przestrzeń. ― Odkąd pamiętam, umiałem zaprzyjaźnić się z każdym. Pierwszy krok zawsze przychodził mi najłatwiej.
         Midori umilkł. Patrząc jednak na jego zamyśloną twarz, widząc, jak maska znów tężeje, potrafiłem wyczytać, że jego wypowiedź była niedokończona.
         „Ale później...”
         Te słowa zawisły w ciszy między nami.
+++
   czat w grze online, około godziny 22, 07.03 zeszłego roku
Chigusa: A jakie sporty lubisz?
Naki: kosza
Naki: mamy nawet szkolną drużynę
Naki: po lekcjach trzy razy w tygodniu chodzę na treningi
Chigusa: Wooow *^*
Chigusa: Ja też uwielbiam koszykówkę!
Chigusa: Ale musisz być wysoki żeby w nią grać ;;
Naki: niby jestem wysoki
Naki: ale w drużynie jest wielu niższych graczy
Naki: i grają dużo lepiej ode mnie
Chigusa: Oj daj spokój. Na pewno jest coś, w czym jesteś dobry.
Naki: właśnie nie ma.
Naki: ani nie jestem szybki
Naki: ani nie rzucam zawsze celnie
Naki: łatwo mnie przejść i stosunkowo łatwiej odebrać piłkę mi niż innym graczom
Naki: jak mam kogoś przyblokować to nie umiem trzymać go zbyt długo
Naki: jednym słowem: jestemdobani
Chigusa: Na pewno przesadzasz xd
Chigusa: Czasem taki zwykły ktoś staje się kluczowym zawodnikiem w asyście czy właśnie wtedy, gdy trzeba kogoś na krótko przyblokować.
Chigusa: Chciałabym kiedyś zobaczyć, jak grasz :3
Naki: ie chciałabyś
Naki: *nie
Naki: ale jestem pewna że pokochałabyś naszą świętą trójcę
Naki: Kapitana i dwóch dwumetrowych
Naki: Albo Takaia błyskawicę
Naki: (ten koleś przemyka miedzy nogami zawodników i kradnie im piłki, a przy tym jest niesamowicie szybki)
Chigusa: Aww *^* Mów dalej <3
Naki: Kapitan... nie ma czegoś, czego kapitan by nie umiał
Naki: Taki wszechstronny zawodnik
Naki: a „dwóch dwumetrowych" tak naprawdę nie ma dwóch metrów
Naki: ale i tak są piekielnie wysocy
Naki: 190 czaisz
Chigusa: O ja cię *-*
Naki: Jeden jest typem siłowym
Naki: Gdy szarżuje, rozwala przeciwników jak domki z kart
Naki: a jak robi wsady to aż wszyscy się boją czy kosza nie urwie
Chigusa: Woooooow
Naki: drugi to strzelec
Naki: nie trafia tylko wtedy, gdy ktoś dotknie piłki
Naki: nie sposób zatrzymać jego rzutu, wypracował sobie różne niesamowite techniki
Naki: ZAWSZE ZA TRZY.
Naki: koleś wszystkich wkurza, bo jest opryskliwy, humorzasty i chamsko się odzywa
Naki: słowem gorszy niż baba w ciąży
Naki: ale na boisku po prostu nei mogę wyjść z podziwu dla jego umiejętności
Chigusa: Oboże oboże oboże
Chigusa: Chcę to zobaczyyyyyyyyyyć
Naki: W sumie jest jeszcze Kagami-drybling
Naki: też wszystkich wkurza, ale w ten pozytywny sposób
Naki: ma niesamowitą kontrole nad piłką
Naki: dzięki temu potrafi fantastycznie zwodzić przeciwnika
Naki: już ci się wydaje, że piłka jest twoja, a tu puf! i już jej nie ma
Naki: A Kagami kozłuje sobie dalej
Naki: jajcarz z niego niezły
Chigusa: Dlaczego nie mieszkam u ciebie T-T
Chigusa: U mnie nie ma nawet klubu kosza ;;
Chigusa: Próbowałam go założyć i to nie raz, ale zawsze było za mało członków, żeby utworzyć drużynę ;;
Chigusa: Wszyscy grają w nożną albo w tenisa.
Chigusa: Ugh, jak ja nie cierpię tenisa >_<
Naki: Współczuję.
Chigusa: Noo ;-;
+++
   późnym wieczorem
Od: Anriś
Do: Nakira
Temat: Brak
Byłam w centrum handlowym, ale cię nie spotkałam. Wiem, że to wcale nie znaczy, że cię tam nie było, ale i tak zrobiło mi się smutno.
Naprawdę tam byłeś?
Mogę do ciebie przyjść wieczorem? Wiem, że jest późno. Chociaż na godzinkę.
         Leżałem na łóżku, w ciemnościach i tępo wpatrywałem się w ekran telefonu. Oczywiście, że nie mogło mnie być w centrum. Druga część kłamstwa była po części prawdą, bo przed chwilą naprawdę skończyłem odrabiać lekcje i uczyć się do testu, nie umniejszało to jednak mojej winy. Z drugiej strony spędziłem dzisiaj świetny dzień z Midorim i jego mamą. Poznałem wiele aspektów mojej internetowej przyjaźni, które do tej pory pozostawały dla mnie niewidoczne. Gdybym zgodził się na spotkanie z Anri, z tego świetnego dnia uciekłoby parę godzin.
         Nie żałowałem mojego wyboru.
         Dupek, parsknął mój wewnętrzny głos. To twoja dziewczyna. Powinieneś poświęcać jej więcej czasu.
         Doskonale o tym wiedziałem. Ale nie ważne ile razy próbowałem, nie umiałem zmienić swojego podejścia do związku. Nie potrafiłem przestawić tej osoby ponad wszystko inne. Ponieważ jej nie kochałem.
Od: Nakira
Do: Anriś
Temat: Brak
Jutro, Anriś.
         Odłożyłem telefon i leżąc na wznak, wbiłem wzrok w sufit. Westchnąłem ciężko.
         Po całym dniu wiedziałem już na pewno – coś wydarzyło się w przeszłości Midoriego. Coś na tyle okropnego, że nie chce zdradzać szczegółów, ale nie na tyle, żeby w ogóle unikać tematów o przeszłości. Powiedział, że nie wyszło mu z dziewczyną. Może to o nią chodziło? Zakochał się, ale go odrzuciła? Nie, z tak błahego powodu nie przeprowadza się do oddalonego o wiele kilometrów miasta. Chociaż... ludzie różnie reagują...
         Usiadłem i potrząsnąłem głową. Nie, nie, nie. Żadnych teorii spiskowych. Nigdy mi przecież nie wychodziły. Skoro Midori nie chce o tym mówić, to dobrze.
         Może kiedyś uda mi się zaprzyjaźnić z nim na tyle, że mi powie.
         Przed oczami pojawił mi się obraz. Gdy wychodziłem z jego domu i powiedziałem „do zobaczenia”, Midori uśmiechnął się szeroko. Było w tym uśmiechu coś, czego nie potrafiłem odczytać. To nie było zwykłe „dziękuję za wspólnie spędzony czas”. Wydawało mi się, że było to coś... głębszego.
         A może moje zmysły po prostu mnie zawodzą.




(a/n) Oni są na razie tak niewinni, Jezu. No, może oprócz Nakiry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz