niedziela, 24 czerwca 2018

Rozdział 15

Podrywacz│3824 słowa



Monice, Oli, Marice, Mai, Hani, Darii, Natalii, Paulinie, Oli
Kurcze, za to że jesteście. Tak strasznie wam za to dziękuję

   rozmowa na czacie adminów, około godziny czwartej nad ranem, 24.01 bieżącego roku

Naki dołączył/a do Dziwni ludzie i Tori

Chigusa: Och, hej.
Chigusa: O której to się wchodzi na czat, co?
Naki: no tak wyzsło
Naki: jakiś nabuzzowany jetsem
Chigusa: ... Piłeś?
Naki: a wiezs ze trafilaś
Chigusa: Co
Chigusa: Naprawdę?
Chigusa: Naprawdę jesteś pijany?
Chigusa: Boże
Chigusa: Ja tylko sobie żartowałam x_x
Naki: hehe
Chigusa: Gdzieś ty się szlajał?
Naki: a byłem w kklibie
Chigusa: W klubie?
Naki: no pzreciez pizse
Chigusa: Byłeś? To znaczy gdzie jesteś teraz?
Naki: spkoooojnie
Naki: z domu
Chigusa: Jesteś w mieszkaniu?
Naki: tsa
Chigusa: Sam?
Naki: no
Chigusa: ... Dobra, to tam zostań.
Chigusa: Ale co na to twoja dziewczyna?
Naki: pfe
Chigusa: ?
Naki: amai nue wiie
Naki: i
Naki: ma niet wiezdiec
Chigusa: Naprawdę trudno się w tym rozczytać... Amai nie wie i tak ma pozostać?
Naki: yep
Chigusa: ... No dobra. Nie mam siły do ciebie.
Naki: napizs co robisz
Naki: samotny jestem
Chigusa: Wow, pierwsza poprawna wiadomość
Chigusa: Chciałabym pojechać tam do ciebie... Brzmisz jak ktoś kim trzeba się zająć.
Naki: chi.
Naki: odpowiezzdx proszz
Chigusa: xD No dobrze...
Chigusa: Specjalnie dla pijanego Nakiry...
Chigusa: Leżę sobie na brzuchu, trzymam głowę na poduszce i piszę na telefonie.
Chigusa: Z uśmiechem politowania dla pijanego szesnastolatka.
Chigusa: <3
Naki: wyślij zdjęcie
Chigusa: O, kolejna poprawna wiadomość.
Chigusa: I nie.
Chigusa: Nie chcę też twoich zdjęć.
Chigusa: Pewnie wyglądasz okropnie.
Naki: heh prawda
Naki: myslałem ze to luizs
Chigusa: Co?
Naki: *lubisz
Naki: moje zdejncia
Chigusa: ...
Chigusa: [zanosi się nieszczerym, gorzkim śmiechem]
Chigusa: Dla twojej informacji, nienawidzę widoku pijanych ludzi.
Chigusa: Czy jesteś to ty, czy ktokolwiek inny.
Chigusa: Pierwszy raz pisze do mnie ktoś pijany, ale to też jest odpychające.
Chigusa: Lubię cię, ale teraz już przeginasz pałę ^^
Naki: ehhhh przepraazsam
Naki: ae czm nei lubizs piianych luxdi
Naki: ?
Chigusa: Mam swoje powody.
Chigusa: Powiedzmy, że...
Chigusa: Ktoś ważny dla mnie pił.
Chigusa: Dlatego nie cierpię alkoholu i ludzi nim upojonych.
Chigusa: Przyprawiają mnie o dreszcze.
Naki: ...współczuję
Chigusa: Weź idź się prześpij czy coś. I życzę miłego kaca rano.
Naki: heh dzięki
Naki: ale wiezs
Naki: każdy ma sowje powody żeby pić
Naki:
Naki: ja też.
Chigusa: .
Chigusa: Jesteś pewien, że nie kochałeś Rikki?
Naki: ...
Naki: nie.
Naki: nie jestem pewien.
Naki: i dlatego sue upilem
Naki: yay.
Chigusa: Nakira.
Chigusa: Proszę cię, nie uciekaj w alkohol.
Chigusa: Nie popełniaj tego samego błędu, co mój chłopak.
Chigusa: Po alkoholu z człowiekiem dzieją się straszne rzeczy. Jeśli z tobą miałoby stać się coś podobnego...
Chigusa: Nie wybaczyłabym ci. A przede wszystkim sobie.
Chigusa: Więc tzrymaj się, ok?
Chigusa: Głupek, przez ciebie litery mi się rozmazują.
Naki: Chi...
Naki: nei martw się mna
Naki: po porstu mam gozrsze dni
Naki: cokolwiek wydrazylo sue w twojej prrrrzezslosci
Naki: bardzo ci tegoo wspolczoje
Naki: obiecuje uwazac.

Chigusa opuścił/a Dziwni ludzie i Tori

Naki: przepraszam

10:09

Naki: No super, zapomnieliśmy włączyć Private.
Naki: Reszta będzie miała temat do plotek, cholera.

Naki zmienił/a nazwę na Milczeć.

Naki opuścił/a Milczeć.

+++

   16 maja, rankiem
 
         Śniłem o rozmowie na czacie. Co za ironia.
         Promień słońca padł mi na twarz zza żaluzji, więc przetoczyłem się po łóżku, jeszcze bardziej zaplątując się w kołdrę. Wczoraj, z głową pełną niechcianych myśli, odprowadziłem Anri na nocny autobus. Przez mgłę pamiętałem, że mnie tuliła i coś szeptała, ale kompletnie nie pamiętałem, co. Genialne ze mnie wsparcie.
         Swoją drogą, zapomniałem również o tamtej styczniowej nocy. Z mojej strony nie było nic do pamiętania – upiłem się i pisałem na czacie. Był to ten sam wieczór, który do teraz wypomina mi Ozaki. Wdałem się w bójkę z gościem, którego twarzy już nawet nie pamiętam. Pół roku minęło w mgnieniu oka.
         Ten sen przypomniał mi jednak o pewnej istotnej rzeczy – Midori mówił mi o swoim chłopaku. Oczywiście wtedy myślałem jeszcze, że jest dziewczyną, nie było to więc niczym dziwnym.
         W gimnazjum Midori miał chłopaka.
         I ten chłopak miał problemy z alkoholem.
         Z westchnieniem przekręciłem się na plecy. Głowa pękała mi od pytań. Picie na umór nie zdarza się zbyt często nastolatkom, więc może po prostu upijał się raz na sto lat, tak jak ja? I może Midori widział go w takim stanie? Potrafiłby znienawidzić człowieka tylko za to, jak wygląda i co mówi po pijanemu?
         Przygryzłem wargę. Tak. Chigusa byłaby do tego zdolna. Gdyby miała wystarczający powód. Aż do teraz potrafiłem się przecież zastanawiać, dlaczego Midori jeszcze mnie lubi.
         Sięgnąłem po telefon, chcąc sprawdzić godzinę. Moją uwagę przykuł nowy SMS.

Od: Midori
Do: Nakira
Temat: Melduję!
Prawie cały dzień się nie widzieliśmy, to pomyślałem, że napiszę i zobaczysz rano. Przeciwnicy wyglądają na dobrych, zwłaszcza drużyna z Inuki, ale myślę że spokojnie przejdziemy eliminacje! Wszystko zależy od waszej determinacji! No i w końcu to już tylko dwa mecze.
Jak wracałem do domu natknąłem się na Takaia i pograliśmy razem w kosza jeden na jeden. Takai zgodził się nauczyć mnie kilku sztuczek... Kiedy ja jeszcze nie jestem pewien moich podstaw ^^; Ale to było bardzo pomocne i obiecał, że kiedyś jeszcze pogramy. Muszę się z nim umówić!
A przede wszystkim to ci dziękuję. Nie myśl, że nie widziałem - odprowadzaliście Chiaki razem z Takashimą. Ona niezbyt dużo mówi o swojej sytuacji, bo nie chce nikogo kłopotać, ale wydaje się samotna. W ogóle nie wspomina o klasie, gdy z nią rozmawiam. Także dzięki. Wiedziałem, że można na ciebie liczyć =)
Jeśli chodzi o moją klasę, to tylko chłopaki są nieznośni. Ale spędzam czas z dziewczynami, więc nie narzekam. Trochę się ze mnie śmieją, ale to idioci, więc ich ignoruję. To tak żebyś się nie martwił, ok?
Poważnie, nie wiem czym się tak ostatnio zamartwiasz (a to dziwne, przez czat potrafiliśmy odgadywać własne myśli), ale cokolwiek to jest, wszystko będzie dobrze. A jak nie będzie, to przyjdź do mnie i razem coś wymyślimy, dobra?
To tyle, kończę raport. Do zobaczenia jutro w szkole ♥

         Przez całą wiadomość na twarzy kwitł mi uśmiech. Powinienem spodziewać się, że Midori będzie czytał ze mnie jak z otwartej księgi.
         Pomyślałem, że bardzo chciałbym do niego iść i razem coś wymyślić. Tylko że problemem był on. Jego słowa, gesty, oddechy. Czasem myślałem, że serce wyskoczy mi z piersi w jego towarzystwie, a jednocześnie zawsze odnajdywałem spokój w jego oczach. Codziennie byłem ciekaw, co kryje wyzierający z nich chłód, codziennie od nowa zanurzałem głowę w studni i szukałem odpowiedzi. I codziennie nie mogłem odnaleźć właściwego pytania, ani odwagi by zanurzyć się głębiej.
         Bezwiednie przesunąłem dłonią po pościeli, tak jak robiłem to kiedyś, by sprawdzić, czy Rikka wciąż leży obok mnie. Była oszałamiająco piękna gdy spała i gdy się budziła, gdy płakała i się śmiała, gdy wrzeszczała i szeptała moje imię.
         Miałem szesnaście lat, ona była o rok starsza i może osiem miesięcy to za krótko, może byliśmy za młodzi na tak wzniosłe uczucia jak miłość. Ale ja kochałem Rikkę Ayanami jak żadną inną dziewczynę przed nią ani po niej. A gdy ją straciłem, próbowałem jak najszybciej zakochać się znowu – bo nie było dla mnie innego sposobu na zasklepienie tej ogromnej pustki ziejącej w moim sercu, odbierającej mi oddech i radość z życia.
         Oczywiście, że się nie udało. Aż do tej chwili myślałem, że już nigdy się nie uda.
         Najzabawniejszy był fakt, iż wybawieniem okazała się ta sama płeć. Nigdy nie interesowali mnie faceci. Midori był pierwszym. Oraz pierwszą osobą od dawna, przy której mój umysł i ciało kompletnie fiksowały.
         Z frustracji chciało mi się płakać, ale tylko zacisnąłem palce na poduszce i udało mi się wstać.Przecież nie mogłem... nie mogłem być jednym z nich, ludzi, którzy wolą własną płeć. Ale wszystko, czego doświadczałem przy Midorim, wydawało się takie nowe, intensywne i prawdziwe, że nie mógłbym się mylić. Nie zgadzałem się z własnymi uczuciami, a jednocześnie byłem nimi zafascynowany. Te sprzeczności mnie rozdzierały.
         Nie wspominając już o zdaniu moich rodziców.
         Drgnąłem, gdy telefon nagle zawibrował w mojej dłoni, po czym w całym pokoju rozległa się nieokreślona piosenka The Gazette. W międzyczasie Midori dopasował mi ją jako dzwonek do swojego numeru.
         Drżałem nadal, gdy z wahaniem sięgałem po komórkę. Drżała moja ręka, drżało serce. Strach zawsze był wobec mnie okrutny – paraliżował, sprawiał, że zamiast myśleć, skupiałem się na szumie krwi w uszach. W dodatku tym razem nawet nie wiedziałem, czego się boję. Może tego, co mogę powiedzieć, jak może zabrzmieć mój głos? Po tym, jak już raz straciłem kontrolę podczas tamtej pamiętnej burzy, nie byłem pewien niczego.
         A może tak naprawdę panicznie bałem się, że nasza przyjaźń kiedyś się skończy i będzie to moja wina. Bo jak zareagować na zakochanego w tobie przyjaciela? Jak żyć z myślą, że może zawsze pożądliwie na ciebie patrzeć i wyobrażać sobie niestworzone rzeczy?
         Ja bym nie wytrzymał.
         ― No, nareszcie jest z tobą kontakt ― westchnął Midori przez słuchawkę. ― Chciałem tylko spytać, czy wszystko w porządku, bo nie wchodzisz ostatnio na stronę ― podkreślił ostatnie słowa, z jego głosu czuć było irytację. Mruknąłem coś w odpowiedzi, próbując uspokoić drżenie rąk.
         ― Poprawię się ― spróbowałem coś powiedzieć. Wyszło okropnie, cicho i żałośnie. Ten głos nie był mój, nie należał do pewnego siebie kobieciarza. Midori milczał przez moment i przemknęło mi przez myśl, że też to usłyszał.
         ― No ja myślę ― powiedział w końcu, ale zdenerwowanie zniknęło z jego głosu. Nabrał powietrza. ― Słuchaj ― przerwa. ― Pisała do mnie Chiaki... Mizuhara. Mówiła, że się zawieszasz. Pytam całkiem na poważnie, Nakira. -―Ścisnąłem telefon w dłoni. ― Po raz pierwszy nie mogę cię rozgryźć. Co się dzieje?
         „Ty się dziejesz, Midori. My się dziejemy”, pomyślałem. Wziąłem urywany wdech.
         ― Kompletnie nic ― powiedziałem. Po czym rozpłakałem się w słuchawkę.
         Nie wytrzymałem. Głos Midoriego zrywał we mnie wszelkie tamy. Wygląd Midoriego sprawiał, że nieustannie chciałem się na niego rzucić. Osobowość Midoriego ocieplała moje serce nawet w najzimniejszych chwilach. Był kluczowy, potrzebny, niepowtarzalny.
         Zakochałem się w nim.
         Szloch wstrząsnął moim ciałem i słyszałem jeszcze, jak Midori panikuje, zanim padły słowa „zaraz tam będę” i połączenie urwało się. Upuściłem telefon na pościel i skuliłem się w sobie, kryjąc twarz w dłoniach. Tak, przyjdź tu, prosiłem w myślach. Przyjdź do mnie i mnie uratuj.
         Przez wiele lat czułem obrzydzenie do gejów. Tak jak większość osób uznawałem homoseksualizm za zaburzenie, chorobę, coś nienaturalnego. Traktowałem osoby innej orientacji jak podludzi.
         Aż w trzeciej klasie gimnazjum do naszej szkoły przeniósł się chłopak. Był chudy, grzywka zakrywała mu oczy i chodził jakiś taki gładki, wymuskany. Śmialiśmy się z kolegami, jaki z niego gej. Raz jeden chłopak z mojej paczki podwędził mu buty z szafki i wyrzucił do kosza. Innego dnia ktoś zabrał mu czapkę z daszkiem, którą bez przerwy nosił poza szkołą i wyrzucił z dachu. A kiedy indziej ktoś schował mu zeszyt.
         Wszystkie te przedmioty znajdywałem przypadkiem. Wyrzucałem sok do kosza i skojarzyłem jego buty; gdy wychodziłem ze szkoły, zauważyłem na gałęzi czapkę, z którą się nie rozstawał; zeszyt schowano w mojej ławce. Nie lubiłem go, ale nie byłem też człowiekiem, który przywłaszcza sobie czyjeś rzeczy, więc starałem się naprawdę dyskretnie mu wszystko oddać. I o ile z dwoma pierwszymi fantami poszło zgrabnie, to za trzecim razem chłopak przyłapał mnie na podrzucaniu mu zeszytu do szafki.
         Trochę spanikowałem. Nagadałem mu jakichś głupot, żeby sobie nie myślał, że robię to dla niego i że nie koleguję się z homosiami. A on tylko pokiwał głową i powiedział „dziękuję”. Wziął ode mnie zeszyt i sobie poszedł. I tyle. Koniec.
         Byłem tak zdziwiony, że zacząłem go obserwować. Nigdy nie wyglądał na jakiegoś specjalnie zmartwionego tym, że chłopaki mu dokuczają. Dopiero później zrozumiałem, że on wcale nie ukrywał złości czy smutku – on po prostu ich nie czuł. Nic sobie nie robił ze zdania innych ludzi i żył tak, jak mu się podobało.
         Pewnego razu przed wychowaniem fizycznym zostaliśmy w szatni sam na sam i do dziś nie mam pojęcia, co mnie do tego podkusiło, ale spytałem:
         „Ciebie to naprawdę nie rusza?”
         „Ale co?”, zdziwił się.
         „No wiesz”, odparłem zmieszany. „Te rzeczy, które ci wyrzucali... Komentarze...”
         Seiji tylko się uśmiechnął, co znowu wprawiło mnie w zdumienie.
         „A co mnie to obchodzi? Jakby przy szkole była jakaś rzeka, do której mogliby wrzucić moje książki, to bym się martwił.”
         Zaśmiałem się. Niekontrolowanie. I w sumie od tej pory zaczęliśmy się kolegować.
         Dzięki niemu zrozumiałem, jak ograniczony miałem światopogląd. Dowiedziałem się, że geje też są ludźmi. Seiji śmiał się ze mnie i reszty naszej klasy tak samo, jak my śmialiśmy się z niego. Śmiał się również wtedy, gdy został pobity przez kilku z nich. I mimo że zapewniał, iż wszystko z nim w porządku, znalazłem tych gości i każdemu z osobna spuściłem łomot. Chłopakowi uśmiech nie mógł zejść potem z twarzy.
         Z własnej woli przestałem kolegować się z moją doczesną paczką znajomych. Zacząłem zauważać i rozumieć więcej rzeczy. I paradoksalnie, zacząłem zauważać piękne dziewczyny.
         Nasz kontakt osłabł, gdy zacząłem zmieniać dziewczyny jak rękawiczki. Poróżniła nas wizja miłości i nie miałem mu tego za złe. Życzyłem mu szczęścia na jego własnej drodze, której miałem zaszczyt być częścią.
         Od tamtej pory nadal nie mogłem wyobrazić sobie związku z tą samą płcią, ale starałem się szanować osoby innej orientacji. Przez wzgląd na Seijiego, ale też przez wzgląd na siebie. Nikt przecież nie lubi, gdy się go szufladkuje i ocenia.
         Mimo wszystko, byli to inni. Innych mogłem szanować. Ale siebie już nie.
         Chciałbym umieć wyłączyć uczucia, albo chociaż je stłumić. Przy Midorim były one za gwałtowne, serce za szybko przejmowało kontrolę nad umysłem. Ta fala była czymś nowym, nieznanym i kompletnie obezwładniającym. Nie znałem na nią sposobu. Nie potrafiłem się jej przeciwstawić.
         Jak w transie zwlokłem się z łóżka i stanąłem przed drzwiami do mieszkania. Midori walił w drzwi, wiedziałem, że to on. Otworzyłem mu w samej koszulce i bokserkach, w potarganych włosach i o posklejanych, mokrych rzęsach. Chłopak patrzył na mnie z zaciśniętymi ustami i wzrokiem tak przeszywającym, a jednocześnie pełnym troski i ciepła, że kiedy spytał: „Powiesz mi, co się dzieje?”, zapomniałem odpowiedzieć: „Wszystko. Nic”.
         Staliśmy tak, mierząc się wzrokiem, aż w końcu Midori wyciągnął ręce i szepnął: „Chodź tu”. Tak więc pochyliłem się i wtuliłem w jego drobne ciało. Objąłem je ramionami i przycisnąłem, tak żeby chłopak nigdzie mi nie uciekł. Moja głowa wylądowała w zagłębieniu jego karku i wtedy znowu wezbrał we mnie szloch. Midori położył swoje ręce na moich plecach i tulił mnie jak małe dziecko, a ja płakałem.
         Płakałem nad nami, ale przede wszystkim nad sobą.

+++

         W sumie nie pamiętałem potem słów. Pamiętałem emocje towarzyszące zdarzeniom.
         Gdy trochę się uspokoiłem, przenieśliśmy się na łóżko. Midori chyba próbował jeszcze ciągnąć mnie za język, ale ja milczałem. W końcu chłopak westchnął i zaproponował, żeby włączyć jakąś muzykę. Pokiwałem głową.
         Pamiętałem spokój, który zaczął mnie ogarniać już po pierwszych nutach Love and Loss. Midori położył się na łóżku obok mnie i po prostu tam leżał. Oddychał. Był.
         ― Tylko przy tobie płaczę ― powiedziałem, bo musiałem to powiedzieć, chociaż to. ― Nie umiem przy innych. Tylko przy tobie.
         Nie pamiętałem, czy Midori coś odpowiedział. Wystarczyło mi, że był tu przy mnie. Ogarnęła mnie ulga i przyszło zmęczenie. Moje ciało i umysł powoli uspokajały się po sztormie uczuć.
         Wydaje mi się, że wtedy zasnąłem, bo później wszystko mi się rozmazywało. Śniło mi się, jak Midori przysuwa się do mnie odrobinę i odgarnia mi włosy z twarzy, a potem na krótko kładzie swoją dłoń na mojej. Przelotne ciepło tej dłoni czułem na całym ciele.

+++

   parę godzin później
 
         Obudziłem się i Midoriego już wtedy nie było. Wysłałem mu esemesa z przeprosinami. Nie odpisał. 

+++

   późnym popołudniem

         Gdy wysiadłem z autobusu i znalazłem się w miejskim gąszczu, pomyślałem dosłownie: „Boże, co ja tu robię”.
         Idąc w miejsce spotkania na sztywnych nogach, powtarzałem w myślach „jestem idiotą, cholernym idiotą”, żeby tylko przeć do przodu. Nie stchórzyć, nie zatrzymać się i zawrócić. Pójść tam. I załatwić dawne sprawy raz na zawsze.
         Za zakrętem ukazał się szyld uroczej kawiarenki. Zdobione stoliki przykuwały wzrok, a świeczniki i kwieciste tapety na ścianach dodawały całemu pomieszczeniu wdzięku.
         Przystanąłem tuż obok wejścia i nerwowo przełknąłem ślinę. Na pewno już była w środku. Zawsze była punktualna.
         Nie mam bladego pojęcia, co ty, durniu, chcesz osiągnąć, burknął mój wewnętrzny głos. Uśmiechając się z lekka i pomyślałem, że ja też nie wiem, po czym przekroczyłem próg kawiarni.
         Była tam. Siedziała przy oknie, z łokciami na stoliku i stukała w telefon. Czerwone włosy związane miała w wysoki koński ogon, a lśnił on w słońcu niczym rzeka ognia. Niemal czułem jej rzęsy na moich policzkach, jej rubinowe wargi przy moim uchu i jej porcelanowe dłonie dotykające mojej piersi.
         Przystanąłem przy stoliku, z lekka nie mogąc uwierzyć w to, że znów ją widzę. Była jak senna mara, nierealna fatamorgana. Wyglądała tak samo pięknie jak zawsze, a jednak trochę inaczej. Malowała się delikatniej. Miała doklejane paznokcie. Także w jej aurze było coś miększego niż wcześniej.
         Rikka spojrzała na mnie i jej bursztynowe oczy nie przeszyły mnie na wskroś, ale jedynie zatrzymały się na wysokości moich. Jej usta ułożyły się w krzywy uśmieszek.
         ― Czekasz, aż wstanę i odsunę ci krzesło? ― i znowu poczułem się przy niej taki niedojrzały i niedoświadczony. Jej wiek miał w naszej relacji znaczenie, choć cały czas starałem się temu zaprzeczyć. Nie było dnia, w którym nie zdarzyło mi się pomyśleć „a gdybym był w jej wieku?”.
         ― Pamiętasz moje sztuczki ― odwzajemniłem jej uśmiech. Postanowiłem usiąść, nadal bacznie przez nią obserwowany. ― Cholera, ile to już minęło?
         ― Ponad pół roku, Nakira ― wszystko pamiętała. Kamień spadł mi z serca, bo myślałem, że będzie bardziej bagatelizować sprawę. Ale Rikka położyła telefon na stole i splotła swoje dłonie. Poświęcała mi teraz całą swoją uwagę.
         ― No tak ― uciekłem wzrokiem, choć tak naprawdę chciałem patrzeć na nią dłużej. ― Pół roku.
         Przez dobrą chwilę nie mogłem ubrać moich myśli w słowa. Patrzyłem na nią i mówiłem, mówiłem i mówiłem, ale słowa nie wydobywały mi się z ust. Zauważyłem na jej szyi łańcuszek, którego nigdy nie nosiła. Prezent od chłopaka? Mogłem się tylko domyślać.
         ― Co u ciebie? ― wypaliłem w końcu, a ona się zaśmiała.
         ― Oj, jakoś leci ― usłyszenie jej śmiechu było jak déja vu, a jednak nie do końca. ― Mam pracę i chłopaka. Dni zlatują na nauce. Normalka.
         Byłem prawdziwie ciekawy jej nowej codzienności. Ale denerwujący głosik z tyłu głowy podpowiadał mi, że nie po to tu przyszedłem.
         ― Słuchaj, Rikka ― zacząłem. Skończyłem. I zacząłem znowu. A Rikka słuchała.
         ― Tak?
         ― Dużo myślałem. Od bardzo dawna chciałem ci powiedzieć o wszystkim, o czym myślę, ale chyba nie udało mi się przedstawić nawet połowy z tego. A wiesz, myślałem o nas. Bardzo, bardzo poważnie. To było naiwne, wiem to teraz. Ale to był ten etap, kiedy wreszcie przeżywałem swoją pierwszą prawdziwą miłość. I chcę ci powiedzieć jeszcze raz, że nie będzie takiej jak ty ani przed tobą, ani po. Pół roku minęło mi w rozdarciu. Teraz jest już lepiej. Teraz myślę, że jeśli pogodzę ze sobą parę spraw, wreszcie mam szansę ruszyć dalej, dlatego chcę to dokończyć tu i teraz.
         Spojrzałem na nią. Marszczyła brwi, ale było tak, jakbym tego nie widział. Przypomniałem sobie kilka ciepłych słów wygenerowanych w dymkach elektronicznego komunikatora. Zamiast płonąć w czerwieni, w myślach tonąłem w ciemnozielonym morzu.
         ― Ayanami Rikko, kochałem cię.
         Wypowiedziałem te słowa bez żadnych wątpliwości i wtedy zauważyłem, jak Rikka odwraca wzrok. Ta Rikka, pewna siebie i chłodna, uniosła palce do ust i uciekła spojrzeniem.
         ― Nakira ― powiedziała w końcu, przybrawszy niemal zmartwiony ton. ― To twoje ostatnie słowa?
         Zaskoczyła mnie, więc milczałem jak zaklęty. Rikka westchnęła i potarła czoło.
         ― To dobrze. Jezu, to bardzo dobrze. Nakira, ja też żałuję, że nam nie wyszło ― jej spojrzenie było ostre, ale była w nim też jakaś nuta współczucia, jakbyśmy co najmniej się kłócili. ― I czułam, że ty żałujesz nawet bardziej. Jezu, myślałam nawet przez chwilę, że robię ci krzywdę, ale... Och, Boże, był taki moment, kiedy musiałam wybrać między tobą a mną. Pamiętasz? Te wszystkie nasze kłótnie, gdy oskarżałeś mnie o brak zrozumienia?
         „Pamiętam aż za dobrze, Rikka”, pomyślałem.
         ― I wybrałam siebie, bo to było w tamtej chwili ważniejsze, rozumiesz? Słuchaj, może to wszystko nie było nam pisane od początku. Może dokonałeś złego wyboru, kiedy złapałeś mnie za rękę tamtego dnia.
         ― Nie, Rikka ― przerwałem, a ona skierowała na mnie swoje zbolałe spojrzenie. ― Te dni były dla mnie ważne. Tak cholernie ważne, że przepłakałem wiele nocy, gdy zorientowałem się, że je straciłem.
         To prawda, przecierpiałem wiele przez Rikkę. Ale zawdzięczałem jej miłość, którą mogłem teraz podarować komuś innemu.
         ― Ale dzięki temu uświadomiłem sobie, że będą nowe dni. ― Spróbowałem się uśmiechnąć. Nie wyszło, ale twarz Rikki przestała być już taka stężała. ― I poznałem kogoś strasznie skomplikowanego. Dlatego ci dziękuję.
         Dziewczyna milczała przez chwilę. W końcu westchnęła, ale na szczęście było to westchnienie ulgi.
         ― Jak bardzo skomplikowanego? ― spytała, co automatycznie przywiodło mi na myśl odbieranie Midoriego z lotniska. Uśmiechnąłem się krzywo.
         ― Na pewno bardziej niż twój nowy związek.
         Tym z kolei udało mi się rozbawić ją.
         ― Oj, nie byłabym taka pewna.
         Patrzyłem na nią i utwierdzałem się w przekonaniu, że jest jedyna w swoim rodzaju. Z kolei ostatnio odkrywałem, że nie tylko jeden rodzaj potrafi być interesujący.
         ― Też cię kochałam, Nakira. I chyba dlatego nam nie wyszło.
         Powiedziała to z uśmiechem. Coś ukłuło mnie wtedy koło serca, lecz był to przyjemny dyskomfort.
         Bo rozdział składający się przede wszystkim z bólu trzeba było zamknąć bólem. 

+++

   tamtego dnia, gdy złapałeś mnie za rękę 

         Rikka Ayanami była piękna, chłodna i wyniosła. Promieniowała królewskością. Nigdy nie dawała sobą pomiatać. Kochał się w niej co drugi chłopak, uwielbiała i podziwiała ją prawie każda dziewczyna
         Tym większe było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem ją wtedy po lekcjach. Zbierała książki z chodnika i roniła nad nimi łzy. Nieliczni uczniowie przechodzili obok niej obojętnie, jakby poza szkołą jej popularność znikała, jakby stawała się niewidzialna z chwilą, gdy zaczynała okazywać jakiekolwiek oznaki słabości.
         Podszedłem do niej i pomogłem pozbierać książki. Nawet na mnie nie spojrzała, a kiedy chciałem podnieść otwarty zeszyt, wytrąciła mi go z ręki. Szybko wszystko schowała i już chciała podnieść się i odejść, gdy chwyciłem jej nadgarstek.
         ― Powiedz, kto to zrobił ― wypaliłem, zanim zdążyła mnie zwymyślać. ― Zrobię z nimi, co trzeba.
         Popatrzyła na mnie i wtedy też pierwszy raz zaskoczyła mnie przenikliwość jej spojrzenia. Jednak w miarę mijania kolejnych sekund jej zacięta mina łagodniała.
         ― Zamek mi się zepsuł, cwaniaku ― oznajmiła i na dowód pokazała rozwaloną torbę. ― Ale dzięki, z hultajami poradziłabym sobie sama.
         W połączeniu ze śladami łez na jej policzkach i ostrym spojrzeniem bursztynowych oczu, słowa, które wypowiadała wydały mi się zabawne. Nie zaśmiałem się jednak, tylko zaoferowałem odprowadzenie jej do domu.
         I od tej pory mieliśmy wracać tak codziennie, później trzymając się za ręce i całując na pożegnanie. Mieliśmy przeżyć też wiele pięknych i wiele smutnych chwil.
         Ale czy gdyby wspomnienia o niej nie dręczyły mnie tak bardzo, stworzyłbym tak mocną więź z Chigusą, z Midorim?
         Zawdzięczam temu cierpieniu więcej, niżbym chciał. 



(a/n) To jest coraz trudniejsze do pisania, jeez.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz