niedziela, 24 czerwca 2018

Rozdział 14

 Podrywacz│3156 słów


  
   14 maja, nocą
 
         Zrobiło się cicho, choć ludzie dalej rozmawiali, a z głośników dudniła muzyka.
         W gimnazjum Midori miał chłopaka.
         Och. To wiele zmieniało.
         Mizuhara spuściła głowę bardzo nisko, prawdopodobnie plując sobie w brodę, iż powiedziała za dużo. Ozaki patrzył czujnie to na nią, to na mnie, a ja po prostu nie wiedziałem, co powiedzieć. Czułem się jednocześnie przerażony i przeszczęśliwy, przerażony swoim uszczęśliwieniem. Palce mi drżały, co zwaliłem na alkohol.
         ― Wiecie co? ― Mizuhara wstała gwałtownie. ― Zamówię sobie drinka.
         I poszła, a żaden z nas nie zwrócił jej uwagi, że może nie powinna tego robić. Rano była szkoła. Rano była rzeczywistość, do której nie warto było wracać z młodzieńczym kacem.
         Takashima patrzył na mnie nieustępliwie. Widziałem, że jego oczy pytały: „I co teraz zrobisz?”. Zdałem sobie sprawę, że on coś wiedział – może nawet więcej niż ja.
         Bo ja mógłbym przeprowadzić i tysiąc analiz swoich własnych uczuć, za każdym razem dochodząc do tego samego wniosku.
         Coś rosło mi w piersi, gdy myślałem o Midorim. Mimo, że tego nie chciałem.
         Takashima milczał, ja uciekałem wzrokiem. Wmawiałem sobie, że czekamy na Mizuharę, ale mijały minuty, a ona nie wracała. Gdy wyjrzałem ponad tłum, nawet nie dostrzegłem jej przy barze.
         ― Spadamy stąd ― mruknąłem do Ozakiego. Ten podniósł się bez słowa i opuściliśmy lokal.
         Chłodne, nocne powietrze owionęło moją twarz, ale zamiast orzeźwienia czułem ciężki, metaliczny zapach ulicy. Światła rozmywały mi się przed oczami, przyprawiając o ból głowy. Kusiło mnie, żeby spojrzeć na zegar w telefonie, ale uznałem że zrobię to w domu.
         Postanowiłem również, że ukryję wyznanie Mizuhary głęboko w kącie serca, tak jak chowałem tam wszystko, co było dla mnie ważne.
         ― Ty wiesz, prawda? ― odezwałem się do Takashimy. Ozaki przez chwilę szedł obok mnie w milczeniu.
         ― O czym? ― spytał w końcu, patrząc gdzieś w przestrzeń. Westchnąłem przeciągle. Jeśli zgrywał głupiego, robił to bardzo dobrze.
         ― Nie ważne.

+++

   po powrocie do mieszkania 

         Wątpiłem, by Anri nie spała o trzeciej w nocy, ale i tak do niej napisałem. Tak jak się spodziewałem, nie odpisała.
         Będąc już bardzo zdesperowanym, wszedłem na czat adminów. Targało mną pragnienie, by porozmawiać z Chigusą – Chigusą, która nie była pięknym chłopakiem. Wyżalić się i zasięgnąć rady, jak za dawnych czasów.
         Zorientowałem się, że wraz z przyjazdem Midoriego zniknęła ułuda, iż mogłem mu powiedzieć wszystko. W tej chwili nie mogłem powiedzieć mu nic, i to mnie zabijało. 

Naki dołączył/a do Najgorsi admini
 
   Powitało mnie niecodzienne, ale jakże pospolite dla tego czatu, zdjęcie. 

Kazuchi:
Kazuchi: I

Kazuchi: I. KTO. TU. JEST. HIPOKRYTĄ
Tori: Weź się uspokój. To była sesja zdjęciowa do cosplayu
Chigusa: *q*
Chigusa: och mój boże, twój fotograf zrobił swoje
Tori: To jest sztuka, której raczej nie zrozumiesz.
Naki: mam wyjść?
Kazuchi: Mam rozumieć, że publiczne obnażanie się to forma sztuki? Chyba dobrze, że nie jestem w stanie jej zrozumieć.
Kazuchi: Och, hej Naki
Tori: A poza tym, to że wysłałeś te zdjęcia świadczy o tym, iż zapisałeś je w galerii
Tori: Ty psycholu.
Kazuchi: ...
Tori: Wiedziałem, że trzymasz moje zdjęcia
Kazuchi: Trzymam je jako dowody w sprawie
Kazuchi: zapisałem je przed chwilą
Kazuchi: nie przeceniaj się, ekshibicjonisto
Tori: Winny się tłumaczy.
Kazuchi: zamorduję cię...
Naki: no już, panowie
Naki: przystopujcie
Chigusa: Naki ma rację. *ukradkiem zapisuje wszystkie zdjęcia*

         Poczułem gulę w gardle.
         Odpisałem. 

Naki: ...Chi, nie rób z siebie idiotki.
Chigusa: Cicho bądź. To w celach artystycznych
Tori: Polecam się na przyszłość.
Naki: ...
Kazuchi: ...
Naki: wolę nie pytać o co poszło
Kazuchi: Dobry wybór.
Kazuchi: Bo ja nie będę się tłumaczył
Kazuchi: wychodzę
Kazuchi: nara

Kazuchi opuścił/a Najgorsi admini
 
Chigusa: Toriś, co wy się tak żrecie ostatnio?
Tori: Ostatnio?
Tori: Chyba żartujesz, Chi. Nasza relacja od początku opierała się na przyjacielskiej nienawiści.
Naki: nie gadaj, wcześniej się lepiej dogadywaliście
Tori: Zachowywaliśmy pozory.
Chigusa: Nie mogę z tobą... Jak nie chcesz mówić, co się dzieje między tobą a Kazu, to nie mów.
Tori: ...
Tori: Idę z nim pogadać.

Tori opuścił/a Najgorsi admini
 
         Przełknąłem ślinę, bo teoretycznie zostaliśmy sam na sam. Nerwowo wpatrywałem się w kolorowe tło czatu. Midori coś pisał.
         Kiedyś Chigusa napisała mi, że zwykle gdy ze mną rozmawia leży na brzuchu, podpiera głowę jedną ręką i macha nogami. Mój umysł szybko wyobraził sobie Midoriego w takiej pozycji, skupionego na pisanym tekście czy uśmiechającego się pod nosem. Przekląłem pod nosem, bo wizja ta niebezpiecznie ociepliła moje serce.
         Lecz tylko na chwilę. 

Chigusa: Chcesz się spotkać? 

         Wpatrywałem się w wiadomość z bijącym sercem. W pierwszym odruchu napisałem „nie”, po czym natychmiast usunąłem. Pomyślałem o dniu, w którym pojawił się w moim mieszkaniu bez zapowiedzi. Poczułem dotyk jego ciepłych palców w okolicach mostka. Zobaczyłem jego uśmiech, tak delikatny i niemal czuły. To wtedy pierwszy raz pomyślałem, że Midori jest ładny.
         To wtedy pierwszy raz nieświadomie pomyślałem, że chciałbym ten uśmiech ucałować. 

Naki: Jasne. 

+++

         Ze spotkaniem nie było większych problemów, gdy mieszkaliśmy w jednym bloku. Założyłem na siebie pierwszą lepszą bluzę i dresy, po czym wyszedłem na zewnątrz. Kilka sekund później drzwi do klatki Midoriego uchyliły się i skrzyżowałem spojrzenia z niebieskowłosym chłopakiem. Midori uśmiechnął się i zobaczyłem to mimo ciemności i odległości kilkunastu metrów.
         Skierowaliśmy się na chodnik przed blokiem i poszliśmy dalej ścieżką. Było obojętne, w którą stronę i gdzie mamy dojść. Obojętne, że obaj mieliśmy potargane włosy, a ode mnie najpewniej śmierdziało alkoholem i potem. Koszulka Midoriego była pomięta, a oczy podkrążone, jakby nie  tylko przez tę noc nie mógł spać.
         ― Rzadko jesteś na nogach o tej godzinie ― odezwał się w końcu Midori. ― Byłeś w klubie, nie?
         ― Mhm ― odparłem wymijająco. Oczywiście, że się domyślił. Chciałem powiedzieć mu o Mizuharze, ale dobrze wiedziałem, że dziewczyna by tego nie chciała. ― Za to ty wyglądasz, jakbyś czekał na mnie cały ten czas.
         Midori rzucił mi spojrzenie spod znacząco uniesionych brwi.
         ― Nie przeceniaj się ― opowiedział złośliwie. ― Myślałem nad strategiami. Wiesz, jak już przejdziemy eliminacje, trzeba mieć plan.
         Przez chwilę nie wiedziałem o czym mówi, by zaraz przypomnieć sobie, że istnieje coś takiego jak koszykówka. Nie umiałem się skupić. Księżyc wisiał dziś na niebie w niemal pełnej krasie, rzucając białe rozbłyski na włosy Midoriego. Wpatrywałem się w jego profil, śledziłem wzrokiem ręce, które najpierw wkładał do kieszeni, potem wyjmował. Wyglądał, jakby ktoś obrysował go srebrną pastelą, jakby ktoś uformował księżyc na kształt jego twarzy.
         ― Dlatego jutro... A nie, dzisiaj. Dzisiaj po szkole idziemy z Hashigawą popatrzeć na trening drużyny, z którą będziemy się mierzyć w ostatnim etapie eliminacji ― kontynuował Midori, wyraźnie zaabsorbowany tematem zawodów. ― Mam nadzieję, że trener zgodzi się wykorzystać chociaż jedną z moich strategii...
         Zamiast słuchać jego słów, obserwowałem ruch jego ust. Otrząsnąłem się z letargu dopiero, gdy zapadła cisza.
         ― No pewnie, że się zgodzi ― wymamrotałem szybko. ― Masz w końcu dar przekonywania.
         Midori uśmiechnął się miękko. Srebrna pastela rozmyła się, jakby ktoś przesunął po niej palcem, a ja straciłem uderzenie serca. Już wcześniej bałem się ujrzenia tego uśmiechu na tle gwiazd, i jakże trafne było to przeczucie. Wszelkie ciemne plamy na niebie zostały zamalowane na srebrno i biało, i widziałem tylko ten uśmiech, tylko te delikatne, miękkie rysy.
         Nienawidziłem się za te myśli. Ale dopóki były jedynie myślami, nie było aż tak źle.
         Dopóki myśli były tylko myślami, chyba mogłem czuć spokój i nikłą radość, jaka ogarniała mnie w tamtej chwili.
         ― Powinniśmy już wracać ― mruknął po chwili Midori, ale żaden z nas nawet się nie zatrzymał. Powstrzymałem się od rzucenia jakimś kiczowatym tekstem w stylu „gwiazdy są dzisiaj zbyt piękne”. Znając życie, w moich ustach obróciłoby się to na „ty jesteś zbyt piękny w świetle gwiazd”.
         ― Jakbyśmy się umówili na tą trzecią ― powiedziałem z uśmiechem. Midori prychnął krótkim śmiechem i znowu zapadła cisza. Lekka, srebrna cisza, w której czułem się wspaniale.
         Znienawidzisz siebie, jeśli to pójdzie dalej. Wow. To chyba pierwszy raz, kiedy martwiłem się sam o siebie.
         Niedługo potem wróciliśmy do mieszkań. 

+++

   rankiem

         Obserwowanie skacowanej Mizuhary było dosyć zabawne.
         Dziewczyna już od pierwszej lekcji nie umiała utrzymać głowy w pionie. Nieustannie podpierała ją o rękę lub po prostu zwijała się w kłębek i przysypiała, gdy nauczyciel nie patrzył. U mnie tępy ból szybko minął, więc patrzyłem na nią z uśmieszkiem błąkającym się na ustach. Inne dziewczyny szeptem pytały jej, co się stało, ale wszystko tłumaczyła brakiem snu.
         Na pierwszej przerwie Ozaki mało dyskretnie zawołał ją, by zamieniła z nami słowo.
         ― O jeden kieliszek za dużo? ― spytałem cicho, gdy tylko Mizuhara niechętnie do nas podeszła. Prychnęła pod nosem.
         ― To naprawdę tylko brak snu ― mruknęła. Ozaki zachichotał.
         ― Jasne.
         Dziewczyna popatrzyła na niego wilkiem, na co Takashima uniósł ręce w obronnym geście. Pokręciłem głową.
         ― Mam innych znajomych niż wy ― Chiaki fuknęła w moją stronę, zniecierpliwiona. ― Masz jakieś pytania odnośnie Midoriego, czy mogę sobie iść?
         Popatrzyłem na nią nierozumiejącym wzrokiem, by zaraz przypomnieć sobie, o czym mówiła. Ach tak. Gimnazjum. Midori.
         ― Czyli jest gejem? ― wtrącił Ozaki. Mizuhara zachłysnęła się powietrzem. Zacisnęła dłonie w pięści, jakby oceniała, jak twardy może być cios, który zaraz zada Takashimie.
         ― Po pierwsze, nie ciebie pytałam ― wycedziła do Takashimy, nawet na niego nie patrząc. ― Po drugie, to nie tak. A po trzecie, chciałam powiedzieć, że jeśli macie jakieś pytania, to możecie je sobie wsadzić gdzieś. ― Przeraził mnie twardy ton w jej głosie. Ostatnie słowo było niczym głaz rzucony o ziemię.
         Po chwili jednak wzięła głęboki wdech i lekko się uspokoiła. Spuściła głowę, mamrocząc ledwie słyszalnie:
         ― To Midori powinien wam to powiedzieć, nie ja. Proszę, uznajcie to wszystko za pijaną paplaninę i zignorujcie.
         Prawie się uśmiechnąłem. Mizuhara, ta poważna uczennica i szalona imprezowiczka, wyglądała teraz jak zbity pies. Poniekąd ją rozumiałem. Zdradziła sekret przyjaciela, i to zapewne ten, który starał się ze wszystkich sił ukryć.
         Nie byłem zły ani na nią, ani na Midoriego, że mi nie powiedział. Gniew za niedopowiedzenia już dawno minął. Są po prostu rzeczy, o których nie sposób mówić otwarcie. Zdarzenia, które są jak świeże blizny na sercu, otwierające się przy najmniejszym dotyku.
         Dlatego powstrzymałem współczujący uśmiech.
         ― Jasne ― zapewniłem. Chiaki uniosła głowę, a jej granatowe, pełne poczucia winy oczy zatrzymały się na mojej twarzy. ― Wypiłaś trochę za dużo i tyle.
         Mizuhara przygryzła wargę. Patrzyła na mnie jeszcze przez chwilę, jakby chciała coś dodać, ale zamiast tego tylko kiwnęła głową. Odeszła do swoich koleżanek, a minutę później rozbrzmiał dzwonek wzywający na drugą lekcję.
         Takashima popatrzył na mnie sceptycznie. Znał moją ciekawość.
         ― Naprawdę zamierzasz tak to zostawić?
         Wzruszyłem ramionami.
         ― Dałem słowo, a słowa się dotrzymuje ― odparłem. 

+++

   na długiej przerwie 

         ― Na serio jesteś ostatnio jakiś nieobecny.
         Szybko zablokowałem telefon. Sprawdzanie wiadomości od Anri przy Midorim wydało mi się nagle czynem porównywalnym do odprawiania satanistycznych rytuałów w katolickim kościele. Uśmiechnąłem się głupio, by ukryć zażenowanie.
         ― Ach tak? ― spytałem. Midori siedział przy mnie i obaj opieraliśmy się o metalową siatkę okalającą dach. Chłopak szturchnął mnie boleśnie, na co skuliłem się z nerwowym śmiechem na ustach.
         ― Tak ― burknął jedynie. Spodziewałem się jednej z jego odzywek, czegoś w stylu „To twoja dziewczyna tak zajmuje ci umysł? Bo coś mi się nie wydaje”. Zamiast tego Midori milczał i ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się gdzieś w przestrzeń, sącząc czekoladowe mleko z kartonika. Wyglądał na ewidentnie poirytowanego.
         ― Może wreszcie zaprosisz tu dziewczyny? ― zmieniłem temat. Midori pokręcił głową.
         ― Musi cię tu nie być. ― Łyk mleka. ― Wiesz, że Yoshiyo ma twoje zdjęcia?
         ― Nie od dziś dziewczyny kolekcjonują moje fotki ― odparłem nonszalancko. Musiałem jednak przyznać, że słowa Midoriego mile połechtały moje ego. ― To ta z twojej klasy, której się podobam?
         Midori pokiwał głową. Nie patrzył na mnie, ale tak było lepiej. W takim układzie ja też nie musiałem patrzeć na niego.
         Wiatr wpadł mi we włosy i pomyślałem o rok młodszej, zauroczonej we mnie nastolatce. O umówionym spotkaniu z Anri, o Midorim, i znowu o tamtej dziewczynie. W głowie miałem kompletny mętlik.
         Musiałem szybko zobaczyć Anri. Udowodnić sobie samemu, że jeszcze cokolwiek do niej czuję.
         Tym uczuciem mogła być nawet desperacja. 

+++

   po szkole 

         ― Dziś nie czekamy na Midoriego ― wypaliłem. Takashima popatrzył na mnie pytająco. ― Poszedł z Hashigawą obserwować mecz innej drużyny.
         ― To czemu stoimy pod klasą?
         Na szczęście nie musiałem odpowiadać. W tym samym momencie próg drzwi klasy przekroczyła Mizuhara. Samotnie, z ręką gwałtownie szukająca czegoś w szkolnej torbie. Wszyscy dawno już wyszli.
         Zauważyłem to już wcześniej. Może i na lekcjach dziewczyny chciały z nią gadać, lecz gdy tylko zajęcia się kończyły, zbijały się we własne grupki i zostawiały Chiaki samą sobie. Jakby istniała jakaś niepisana zasada, że nowi w klasie nigdy nie będą tak do końca przyjaciółmi starych bywalców.
         Takashima zamrugał oczami i wyglądał, jakby załapał. Z uśmiechem satysfakcji odbiłem się od ściany i zacząłem iść wzdłuż korytarza, w stronę głównego wyjścia. Gdy obróciłem głowę, Mizuhara patrzyła na mnie, jak gdyby na coś czekała. W jej oczach pojawił się błysk nadziei, co tylko jeszcze bardziej nakazało mi jej współczuć.
         ― Wracasz z nami? ― rzuciłem. Nie potrzeba tu było więcej słów. Cierpliwie czekałem, aż nadzieja w jej oczach przemieni się w pewność. A gdy to już się stało, Mizuhara posłała mi najpiękniejszy uśmiech, jaki widziałem na jej twarzy i raźnym krokiem dołączyła do mnie i Takashimy.
         Głównym problemem Mizuhary Chiaki była samotność. Dobrze, że w porę się zorientowałem.

+++

         Ani chwili nie szliśmy w milczeniu. Spacerowaliśmy obok szkolnych boisk z tematem imprezy na ustach.
         ― To kim był ten przystojny wielbiciel? ― gdyby Mizuhara nie była dziewczyną, Takashima pewnie dałby jej sugestywnego kuksańca w ramię. Zamiast tego to ona niemal wbiła mu łokieć w żebra. Chłopak w porę się odsunął.
         ― Przystojnym wielbicielem z zagranicy ― odparła, unosząc głowę nieco do góry. Chyba była dumna ze swoich podbojów. – Przyjechał chyba z Francji... Albo Włoch? W każdym razie okropnie kaleczył angielski.
         ― Angielski Nakiry też nie istnieje ― wytknął mi Ozaki. Oczywiście, musiał pić do mojego akcentu. ― Czy to znaczy, że może udawać Francuza?
         ― On może co najwyżej udawać kobieciarza ― Mizuhara posłała mi krzywe spojrzenie, na co zaśmiałem się krótko.
         ― Wiesz o dziewczynach? ― spytałem z uśmiechem, bo nie przeszkadzało mi to zbytnio. Tak samo jak ona, byłem dumny ze swoich podbojów.
         ― Od Midoriego, tak. ― Mizuhara odwróciła wzrok. ― Ale nie będę cię oceniać.
         ― No dzięki ― roześmiałem się. ― No i co z przystojnym Francuzem? Coś...
         ― Nic nie zaszło, jeśli już tak strasznie chcesz wiedzieć ― przerwała mi stanowczo, a Takashima zachichotał. ― Tylko się bawiliśmy.
         ― Słowo „zabawa” w twoich ustach brzmi strasznie dziwnie ― powiedziałem. ― Naprawdę nie spodziewałem się zobaczyć cię w klubie. Myślałem, że jesteś z tych... No wiesz.
         Chiaki uniosła brwi.
         ― Z tych?
         ― Pilnych uczennic, które śmieją się z głupszych uczniów ― Takashima pośpieszył mi z pomocą. ― Nie to, żebym cię o coś oskarżał, ale zawsze wyglądałaś zbyt poważnie na imprezy. Chociaż coś tak czułem, że niezłe z ciebie ziółko.
         Mizuhara przeniosła wzrok na mnie.
         ― On tak zawsze?
         ― Niestety ― zaśmiałem się. ― Ozaki, zachowuj się.
         ― Co ja takiego powiedziałem? ― Takashima uniósł ręce na znak poddania. Mizuhara uśmiechnęła się kącikiem ust.
         ― Każdy pragnie wolności ― powiedziała lekkim tonem. ― Nawet zbyt poważne uczennice.
         Niemal potknąłem się od własne nogi. Było w tych słowach coś mocnego i kruchego zarazem. Uczucia, które dziewczyna skrywała za pozornie nic nie znaczącymi zdaniami, były jak muśnięcie palca, a jednak pozostawiały po sobie bolesny odcisk.
         Przełknąłem ślinę i popatrzyłem na Takashimę. Zielonowłosy wpatrywał się w Mizuharę jak w obrazek i pomyślałem, że to była zasadnicza różnica między nami. Ozaki umiał patrzeć na swój obiekt zachwytu.
         Mizuhara powoli uczyła się, jak go znosić. On był po prostu sobą, ale zaczynał ostrożniej dobierać słowa.
         Obojgu życzyłem szczęścia. Pomyślałem, że jeśli znajdą je u swojego boku, będzie tylko lepiej.

+++

   wieczorem 

         W pośpiechu zatrzasnąłem drzwi do sypialni. Anri naparła na mnie i pocałowała mocniej, głębiej i jeszcze bardziej ochoczo. Oddałem pocałunek, jedną ręką wjeżdżając pod jej bluzkę, drugą kładąc na jej biodrach. Krok za krokiem, zbliżaliśmy się w stronę łóżka. Anri nie dawała się prowadzić – czułem się wręcz przytłoczony jej chęcią i namiętnością. Gdy wreszcie wylądowaliśmy na pościeli, ugryzła mnie w obojczyk, a potem zmusiła do przewrócenia się na plecy.
         Rozbieraliśmy się w pośpiechu, gdy za oknem zaczął padać deszcz. Nasze serca biły w równie szybkim tempie, gdy dziewczyna położyła się na mnie całym ciałem. Napierała na moje biodra, całowała po szyi, ramionach i brzuchu. Chciała tego tak bardzo, że zapierało mi dech w piersi.
         Na przystanku powitała mnie płaczem. Ojciec znowu na nią nawrzeszczał. Od dawna robił jej awantury o oceny. „Z tymi wynikami nie dostanie się na uniwersytet”, mówił. Nic sobie nie robił z tego, że jego córka od zawsze chciała iść do szkoły aktorskiej – miała zostać lekarką i wieść dostatnie życie. Matka ponownie nie mówiła nic. Pewnie tak naprawdę się z nim zgadzała.
         Anri żyła w smutnym domu. Choć pokoje były wielkie i bogate, bił z nich chłód. Rodzice mijali się w korytarzu. Gdy ojciec był w domu, cały czas krzyczał. Na córkę, która go rozczarowuje, na żonę, która źle ją wychowuje. Wielki, smutny, pusty dom.
         Poznaliśmy się w klubie, na początku marca. Nie zorientowałem się, że była na krawędzi załamania – oświetlona stłumionymi kolorami wyglądała na pełną życia. Od razu wpadłem jej w oko, tak jak ona mi. Byłem zmęczony paplaniną Kami, ona była zmęczona jednorazowymi numerkami. Układ wydawał się idealny.
         Bałem się tylko, że z powodu jej taty mogła stać się zbyt zależna ode mnie. Ostatnio zbyt często ją pocieszałem. Mogła zacząć widzieć przyszłość w związku, w którym nie było na nią miejsca. Dlatego myślałem, że może to i lepiej, jeśli ma kogoś na boku. To byłby ostateczny znak, że jakoś sobie radzi.
         Tego dnia czułem jednak, że jestem dla niej wszystkim. Była mokra jak nigdy dotąd, smakowała każdy skrawek mojego ciała. Robiła ze mną co chciała, a ja na to pozwalałem, bo chciałem skupić na niej myśli. Na niej i na niczym innym. Na jej ciele, dźwiękach i zapachu.
         Zacząłem się w niej poruszać. Czułem jej piersi na swoim torsie, a jej ręce kurczowo ściskały mój kark i sunęły po plecach. I czułem, że szczytowała, ale ja nie mogłem dojść. Choć zajmowała się mną przez cały ten czas, nie mogłem. Nie umiałem. Nie czułem tego czegoś.
         Zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie, jak zanurzam palce w błękitnych kosmykach, jak o moje wargi ociera się srebrny kolczyk, a ciało w moich ramionach staje się drobniejsze i jeszcze bardziej aksamitne, jak najdroższy jedwab.
         Wyobraziłem sobie jego uśmiech i jego oczy, w których tonąłem już tak wiele razy.
         Z moich ust wyrwało się gorzkie przekleństwo i odchyliłem głowę. Szczytowałem. 




(a/n) Woah.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz