niedziela, 24 czerwca 2018

Rozdział 12

Podrywacz│2621 słów 



Uli
Za te dwa lata, kiedy myślałam, że rozmowy z Tobą to wszystko czego mi trzeba

    13 maja, nad ranem

          Przemyłem twarz raz, drugi. Nie działało.           Cieszyłem się, że przynajmniej dolne partie ciała nie zdążyły się uaktywnić. Nadal jednak musiałem to przyznać – byłem pobudzony. Obrazy ze snu stopniowo znikały, im bardziej próbowałem przypomnieć sobie szczegóły. Pozostało jedynie to nieznośne ciepło. Mrowienie na całym ciele. Poczucie zachwytu, jakiego nie czułem od tak dawna.
          „Nakira... Co ty wyprawiasz...?”
          Zaśmiałem się pod nosem, bo to było bardzo dobre pytanie.
          Przez chwilę siedziałem na łóżku, obejmując kolana ramionami jak jakiś dzieciak po wybudzeniu się z koszmaru. Wpatrywałem się tępo w leżący na szafce telefon. Przez długą, bardzo długą chwilę myślałem nad zalogowaniem się do czatu adminów i zasięgnięciu rady. Pogadaniu o tym wszystkim z kimś, komu mógłbym podać tylko ogólniki. Nawet nie bałem się, że Midori może to przeczytać – umiałem tak ubrać sytuację w słowa, aby nawet się tym nie przejął. Pomyślałby, że to następny sen o którejś z moich dziewczyn, które analizowaliśmy po tysiąc razy.
         Nie rozmyśliłem się więc dlatego, że obawiałem się jego reakcji. Najzwyczajniej w świecie uznałem, że żaden z chłopaków na stronie – choć uważałem ich za sympatycznych i inteligentnych ludzi – nie byłby w stanie mi doradzić. Nie, gdybym mówił ogólnikami. W ogóle nie.
         Powstrzymałem się od wymyślania innych opcji. Wystarczyło, że wyobraziłem sobie, co mógłby odpowiedzieć Kazu lub Tori. Zrozumiałem, że nie pomogłyby żadne rady ani pocieszenia. To nie rozwiązałoby niczego. Jedynie dużo bardziej poplątałoby mi w głowie.
         Trzeba było przejść z tym do porządku dziennego. Schować to w najdalszy zakątek pamięci. Zacisnąć zęby i uśmiechnąć się, jak gdyby nigdy nic. Zwłaszcza, że sam nie wiedziałem, co tak właściwie się dzieje.
         Zostawić to na później.

+++

   13 maja, rano

         ― Patrz. To jest jak algebra. X dodać x...? No? Dwa x.
         Ukochana przez wszystkich uczniów lekcja matematyki. Oparłszy głowę na obu rękach i lekko przysypiając, zerkałem na Mizuharę. Pośród klasowej ciszy, szeptem tłumaczyła zadanie którejś z dziewczyn. Kasztanowe włosy całkowicie zasłaniały jej stronę ławki przed nauczycielem. Byłem zdumiony, jak szybko płeć piękna odkryła, iż przyjaciółka Midoriego oprócz ładnej twarzy, posiada jeszcze inteligencję. W końcu minął dopiero jeden dzień.
         Mimo wszystko nawet ja potrafiłem zauważyć, że mądrze jej z oczu patrzy. Co prawda było to bardzo groźne i pozornie niedostępne spojrzenie, ale widziałem już takie dziewczyny. Ten typ zawsze miał jakiś powód, by tak oschle odnosić się do płci przeciwnej. Powód skryty za wieloma woalami, delikatnymi niczym mgła, a jednak strzeżonymi jak oko w głowie.
         Rikka miała bardzo podobne spojrzenie.
         Możliwe, że to dlatego niemal od razu poczułem sympatię do Mizuhary. Do listy powodów, dlaczego powinienem ją lubić, dochodziła jeszcze przyjaźń z Midorim. Aczkolwiek nadal nie potrafiłem rozgryźć, co takiego ujrzał w niej Ozaki. Szybko zauważyłem, iż mój kumpel również obserwował dziewczynę. Posyłał jej nawet dłuższe spojrzenia niż ja, jakby za wszelką cenę próbował złapać jej wzrok.
         ― Cieszę się, że tak świetnie integrujesz się z klasą, Mizuhara ― odezwał się nagle nauczyciel ― ale skoro masz czas na szepty z koleżanką, to równie dobrze możesz zrobić całe to zadanie na tablicy.
         Poczułem irytację. Ten zgorzkniały pięćdziesięciolatek mógłby zrobić wszystkim przyjemność i przejść już na emeryturę. Dziewczyna, której Chiaki tłumaczyła zadanie, skuliła się na swoim krześle, speszona. Mizuhara jednak niezrażona wstała, podeszła do tablicy i zaczęła pisać. Patrzyłem oniemiały, jak szybko zapisuje kolejne równania. W mniej niż dwie minuty uporała się z zadaniem, do którego podchodziłem już od dłuższego czasu, a zrobiła to tak przejrzyście, że w mgnieniu oka załapałem, gdzie popełniłem błąd. Nauczyciel popatrzył na tablicę, po czym zmrużył oczy i przeniósł wzrok na Mizuharę.
         ― Dobrze, siadaj ― polecił sztywno. Dziewczyna dumnie wróciła do ławki, a wielu chłopców oglądało się za jej spódnicą, kiedy szła. Płeć piękna patrzyła na nią z rozdziawionymi ustami. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo właśnie stała się pierwszym uczniem w historii, który utarł nosa naszemu nad wyraz surowemu nauczycielowi matematyki.
         Tak, zdecydowanie ją lubiłem.

+++

   na długiej przerwie

         Włosy Midoriego powiewały na silnym wietrze, gdy spytał:
         ― Nie wyspałeś się?
         Na chwilę zamknąłem oczy, by pozwolić odpocząć im od przeraźliwie jasnego błękitu nieba. Zapewne było widać, jak przymykam powieki, czy gapię się gdzieś nieobecnym wzrokiem. Nie umiałem tego powstrzymać. Tu, na dachu, czułem się rozluźniony. Leżałem, podpierając głowę rękami, w ustach czułem smak truskawkowych żelków od Midoriego, nad głową mocno świeciło słońce. Obok mój przyjaciel sączył mrożoną herbatę z butelki. Czego chcieć więcej?
         Podniosłem się do pozycji siedzącej, uśmiechnąwszy się pod nosem.
         ― Miałem głupie sny ― rzuciłem Midoriemu jedynie przelotne spojrzenie, mocno się przeciągając. Chłopak przyglądał mi się uważnie.
         ― Znowu Rikka? ― upewnił się.
         ― A któżby inny ― skłamałem lekko.
         ― Może serio powinieneś iść z tym do psychologa ― zaproponował Midori całkiem poważnie. Skwitowałem to westchnięciem.
         ― Trudności w zapomnieniu o jednej dziewczynie to jeszcze nie choroba.
         Chłopak mruknął coś pod nosem i znów zapadła upragniona przeze mnie cisza.
         Miałem trudności ze spojrzeniem mu w oczy. Ale i to się wyrobi.

+++

    po lekcjach

          Midori jak zwykle przyszedł pod moją klasę, żebyśmy wrócili razem do domu. Zaskoczył Mizuharę, która wyszła z sali tuż za mną. Odbyliśmy krótką dyskusję.
          ― No to od teraz wracajmy razem ― Midori uśmiechnął się ciepło do Mizuhary. Dziewczyna odwzajemniła ten gest i kiwnęła głową. Zgodziła się niemal bez wahania. Uśmiechnąłem się pod nosem z politowaniem. Tylko Midori mógł nie zauważyć, jak jest w nim zakochana.
          Znienacka poczułem, jak czyjeś ramię oplata mój kark.
          ― Jak tak, to dołączam do paczki ― oznajmił Ozaki. Przewracając oczami, zdjąłem jego kościstą rękę z pleców. Midori skrzywił się i poszedł za Mizuharą, która tylko poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła do wyjścia, nie zaszczycając Takashimy nawet spojrzeniem.
          Mimo to poszliśmy wszyscy obok siebie, ledwo mieszcząc się na chodniku. Widziałem, że Takashima po mojej prawej idzie po trawie, ale nie mogłem nic na to poradzić. Każdy chciał słyszeć, co mówiła druga osoba.
          ― Olimpiada z chemii? ― Ozaki uniósł brwi. ― Idziesz na medycynę, Mizuhara?
          ― Niekoniecznie ― odparła oschle zapytana. Zauważyłem, że Midori chichotał złośliwie pod nosem za każdym razem, gdy dziewczyna tak lakonicznie odpowiadała Takashimie.
          ― Co w takim razie chciałabyś robić? ― spytałem z czystej ciekawości.
          Mizuhara odchrząknęła z zakłopotaniem.
          ― No dalej, Chiaki ― Midori posłał jej zachęcający uśmiech. ― Nie ma się czego wstydzić. To bardzo fajny zawód.
          ― Zawsze chciałam zostać charakteryzatorką ― wypaliła, lekko zarumieniona.
          ― I chodzisz do ogólniaka? ― dawno nie widziałem tak zdziwionej miny u Ozakiego. ― Dlaczego nie do jakiejś szkoły zawodowej?
          ― Do tego zawodu jest potrzebna matura z chemii. Ogólniak też zapewnia mi kwalifikacje ― odparła Mizuhara, jakby to było coś oczywistego, a Takashima musiał być strasznym idiotą, żeby tego nie wiedzieć.
          ― To ciekawy zawód ― przyznałem, ubiegając Ozakiego, który posłał mi zirytowane spojrzenie i zamknął usta.
          ― Nadal myślę, że w tamtej szkole miałabyś lepsze przygotowanie ― wytknął dziewczynie Midori. Ta prychnęła i lekko popchnęła go w bok. Wywołało to u mnie śmiech, bo z pozoru luźny gest wyszedł sztywno i nienaturalnie, jakby dziewczyna chciała wgnieść Midoriego w ziemię.
          ― Sama wiem, gdzie będę miała najlepsze przygotowanie ― powiedziała stanowczo. Midori wpierw zrobił obrażoną minę, ale zaraz się rozpogodził.
          Podziwiałem Mizuharę za jej upór. Musiała już dawno upatrzyć sobie zawód, skoro chciała iść do specjalnej szkoły. A potem zrezygnowała z niej tylko dlatego, że chciała nadal spędzać czas ze swoją miłością. Raczej nie miałem wątpliwości, że jest zakochana – potrafiłem rozpoznać drobne gesty i ten malutki dystans, który utrzymywała miedzy nimi ze strachu. Strachu, że Midori mógłby się dowiedzieć.
         Sam szedłem obok niego w odległości metra. Dlatego przez chwilę pomyślałem nawet, że w tej sytuacji mamy ze sobą coś wspólnego. Co prawda z innych powodów, ale oboje utrzymywaliśmy ledwo wyczuwalny dystans od osoby, którą...
         No właśnie.
         Powiedzmy, że od osoby, którą uważaliśmy za ważną.
         Mizuhara na sekundę skrzyżowała ze mną spojrzenia. Jej oczy błyszczały tym głęboko skrywanym blaskiem, jakby były jedynymi wrotami do jej zatrutego miłością serca.

+++

   około pół godziny później 

         ― Naprawdę nie możesz zostać? ― jęknął Midori, a Mizuhara uśmiechnęła się do niego z zawodem. ― Mama na pewno strasznie by się ucieszyła, gdybyś przyszła w odwiedziny.
         We czwórkę staliśmy na nasłonecznionym przystanku, a Takashima i ja obserwowaliśmy, jak żegnają się przyjaciele z dzieciństwa. Midori rzeczywiście zachowywał się przy tym nieco jak uparte dziecko.
         ― Nie mogę, Midori ― tłumaczyła mu łagodnym głosem, co mnie lekko rozbawiło. Mizuhara, ze swoją dorosłą postawą i wysokim wzrostem, okropnie przypominała matkę tłumaczącą coś oczywistego swojemu synkowi. ― Sprawdziany wzywają. Wiesz przecież, że nie umiem się uczyć w hałasie.
         Boleśnie przypomniała mi o jutrzejszym sprawdzianie z matematyki. Takashimie chyba też, bo nagle spojrzał w bok i zaczął kopać przydrożny kamyk.
         ― No dobrze ― westchnął Midori. Autobus Mizuhary pojawił się na horyzoncie. ― Umówimy się innym razem. Też mam sprawdziany, ale tak mi się nie chce...
         ― Wytrwasz ― pocieszyła go Chiaki z przyjaznym uśmiechem. Autobus podjechał. ― To pa.
        Midori przytulił ją, co zaskoczyło nie tylko ją, ale i wszystkich obserwatorów. Niemniej szybko odwzajemniła uścisk i wskoczyła do autobusu. Poczułem, jak coś kłuje mnie w piersi i to kłujące uczucie poszło przełykiem do góry, zaciskając się na gardle niczym imadło. Nie widziałem twarzy Chiaki, ale byłem niemal pewien, że uśmiechała się błogo. Tak, jak to robią zakochane dziewczyny.    
         Rósł we mnie niepokój. Swoją siłą paraliżował mi ruchy i przyspieszał pęd myśli. W głowie raz po raz odtwarzała mi się scena sprzed chwili i zastanawiałem się, czy Midori nie czuje czegoś przypadkiem do Mizuhary, bo przecież nie można być aż tak poufałym dla zwykłej przyjaciółki...
         ― To może my pouczymy się razem?
         Głos Midoriego wyrwał mnie z letargu. Nakazałem sobie, by się otrząsnąć, podniosłem wzrok i ujrzałem promienny uśmiech chłopaka. W duchu odetchnąłem z ulgą i szybko przywołałem na twarz wesoły grymas. Znów cała uwaga skupiała się na mnie.
         ― Jasne ― odparłem. ― O ile pamiętam, ty też masz matmę?
         Takashima, do tej pory stojący z boku, ruszył za nami, gdy skierowaliśmy się w stronę naszego osiedla. Zauważyłem, że posyłał mi długie spojrzenia, ale postanowiłem je zignorować.

+++

   pół godziny później

         No dobrze, uczenie się z Midorim okazało się katorgą.          Przyszliśmy do mojego mieszkania – Midori narzekał, że jego mama może nam przeszkadzać ― i zasiedliśmy na poduszkach przy niskim stoliku* w salonie, każdy nad swoimi zadaniami. Przez chwilę było cicho, ale potem chłopak zaczął pomrukiwać. Cicho wymawiał liczby na głos, czasem wzdychał i prychał, gdy coś mu nie szło, a ja za nic nie mogłem się w ten sposób skupić. Gdy Midori po raz enty przewertował podręcznik i usłyszałem ciche „aha, zapomniałem tego wzoru”, nie wytrzymałem.
         ― Mógłbyś łaskawie przestać mruczeć? ― poprosiłem ze słodkim uśmiechem na twarzy, lecz ze stalą w głosie.
         ― A mruczę? ― Midori popatrzył na mnie, zaskoczony. Westchnąłem ciężko.
         ― Z czym masz problem? ― wyciągnąłem rękę po jego podręcznik.
         ― To nie tak ― żachnął się Midori. ― Po prostu tak się lepiej skupiam. ― popatrzyłem na niego sceptycznie. ― No co!
         ― Nic. Po prostu staraj się być cicho ― z powrotem pochyliłem się nad swoim arkuszem. Ku mojemu zdziwieniu, słyszałem już tylko pojedyncze westchnięcia.
         W dodatku Midori wcale nie kłamał – kilka chwil później skończył swoje zadania, ucząc się w ten sposób wszystkich wzorów na pamięć. Krótko go z nich przepytałem. Zadania też miał dobrze. Natomiast gdy chłopak zajrzał do mojej kartki, spostrzegł, że jestem dopiero w połowie.
         ― Z czym masz problem? ― naśladował mój ton. Parsknąłem śmiechem.
         ― Logarytmy ― odparłem. Midori usiadł przy mnie i wziął do rąk mój podręcznik. ― Ale to materiał z drugiej klasy... ― zaprotestowałem.
         ― Cicho, cicho ― mruknął, zaczytując się we wzorach. Westchnąłem i w międzyczasie znowu podszedłem do zadania. Nie musiałem długo czekać na pomoc.
         ― Tu masz źle ― palec chłopaka znienacka znalazł się na jednym z działań. ― Skąd ci się tu wzięło jeden?
         Zanim się zorientowałem, Midori przysunął się do mnie tak blisko, że stykaliśmy się biodrami. Pochylił się i zaczął skreślać moje obliczenia. Chyba coś mi tłumaczył, ale przestałem go słuchać. Dzieliły nas teraz tylko po dwie warstwy ubrań. Spodnie, bielizna, a potem skóra. Mogłem nawet wyczuć jego zapach. Po tamtym śnie powinno mi się chyba zrobić gorąco... czy coś.
         Nie czułem nic, oprócz lekkiego dyskomfortu.
         Chociaż trzeba było zauważyć, że przy dziewczynach również już dawno przestałem się czerwienić. Zwłaszcza, że zwykle sam inicjowałem przypadkowy dotyk – muśnięcie ramienia czy dłoni. Niektóre to onieśmielało, inne były przez to bardziej chętne do kontaktu. Dotyk nigdy mi nie przeszkadzał. Może to było przyczyną mojego braku reakcji.
         A może ten sen tak naprawdę nic nie znaczył.
         ― Nie wiem, jak mogłeś mieć problem z tak prostym zadaniem ― głos Midoriego w końcu dotarł do mojej świadomości. Popatrzyłem na niego w chwili, gdy wyprostował się i spojrzał mi w oczy. Nasze twarze były jakieś kilkanaście centymetrów od siebie, co zdecydowanie przekraczało strefę mojej prywatności. Mrugnąłem, lecz nadal nie poczułem niczego dziwnego. Żadnego nieznośnego ciepła.
        Wtedy Midori uśmiechnął się zadziornie.
         ― Mówiłem, że jestem dobry z matmy.
         I w miarę jak obserwowałem jego usta, poruszającą się grdykę i pobłyskujący kolczyk, w miarę jak wsłuchiwałem się w delikatny, piaskowy tembr jego głosu, zrozumiałem.
         ― No dobra, następne... ― Midori na chwilę spojrzał w kierunku zadań, ale zaraz się zreflektował. ― A, właśnie. Pamiętaj, że jutro gramy mecz. Musisz się przygotować, bo pewnie wyjdziesz ― wyszczerzył zęby. ― Ale będzie dobrze.
         Zrozumiałem, że podobał mi się, gdy mówił.
         Cokolwiek.
         Podobał mi się jego głos. Podobał mi się błysk w jego oku, gdy rozmawialiśmy o czymś, co go zajmowało. Podobały mi się jego drobne gesty i to, jak miękkie włosy opadały mu na oczy, gdy odpowiednio przechylił głowę.
         I poczułem, jak staje mi serce, bo po raz pierwszy ktoś podobał mi się nie w sensie pożądania. Znajdywałem przyjemność w samej jego obecności. Podobała mi się osoba, nie jej ciało.
         Po raz pierwszy w życiu.
         ― Ja... Jasne ― zająknąłem się, szybko zakrywając moje zakłopotanie uśmiechem. Przewróciłem kilka stron w podręczniku. ― Skoro jesteś taki dobry, to wytłumacz mi jeszcze to.
         Midori wyszczerzył się radośnie, a ja na moment zachłysnąłem się błyskiem w jego oczach.
         ― Się robi ― powiedział.

+++

   późnym wieczorem 

         Z którejś szuflady wygrzebałem małą, gumową piłkę. Aby zająć czymś ręce, usiadłem w nogach łóżka i zacząłem odbijać ją od szafy. Wiedziałem, że było późno i przed testem powinienem się wyspać, ale każda próba zaśnięcia kończyła się fiaskiem. Leżałem z otwartymi oczami, powtarzając w głowie cały czas to jedno zdanie:
         „Tak nie może być”.
         W sumie mogłem źle to wszystko odczytać. Midori jest ładny, miły, no i przypomina trochę dziewczynę. Mogło mi się wydawać, że mi się podoba. To może być tylko kwestia głupich skojarzeń, tak jak wtedy, gdy zaskoczyła nas burza.
         Może. Za dużo tych może.
         A co z tamtym snem?, dopytywał się uporczywie mój wewnętrzny głos. Naprawdę uważasz, że nic nie znaczył? Naprawdę jesteś taki naiwny?
         Zamiast krzyknąć, zacząłem mocniej odbijać piłkę. Czułem się jak kłębek nerwów, którego wystającą nitkę ktoś podpalił. Piłka uderzała w drzwi szafy z hukiem, który częściowo mnie uspokajał.
         „To tylko nastoletnie wymysły, Nakira”, mówiłem sobie. „Za dużo seksu i skojarzeń. Midori jest tylko ładny. To ci przejdzie. Tak nie może być”.
         Z gniewnym warknięciem cisnąłem piłkę na drugi koniec pokoju. Odbiła się od ściany i z impetem wbiła w poduszki za mną. Wziąłem głęboki wdech, po czym zacisnąłem zęby.
         ― Nie zakochałem się ― powiedziałem cicho. ― Nie zakochałem się... ― powtórzyłem, obejmując kolana ramionami i opierając na nich czoło.
         I powtarzałem te słowa, mając głupią nadzieję, że przez to staną się prawdą.





(a/n) *Chodzi mi o taki niski stolik, do którego są czasem dziury w podłodze, żeby spuścić nogi. Zimą można dać tam grzejnik i przymocować koc. Nakira ma tanią wersję do bloku mieszkalnego, czyli bez dziury. Ha.
Pierwszy komentarz do tego rozdziału brzmiał: „No, nie dowiedzieliśmy się niczego, czego nie można byłoby się domyśleć :)” Lol, troszkę się zgadzam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz