Podrywacz│4502 słowa
10 maja, południe
Wystarczyło, że skupiłem wzrok na czerwonym dachu jednego z domów. Moje myśli od razu biegły w stronę Rikki.
Wspomnienia o niej
nie były na miejscu, zwłaszcza teraz, gdy wraz z Midorim kierowaliśmy
się w stronę naszego osiedla. Lecz choćbym nie wiem jak często odganiał
je od siebie, one i tak powracały ze zdwojoną siłą.
Świeciło słońce,
nie było wiatru, a Midori milczał. Echo naszych kroków po chodniku nie
uspokajało mojego umysłu. Po cichu chciałem, żeby już zaczął opowiadać.
Wtedy mógłbym zająć skołataną głowę czymś innym niż moją byłą. Nie
śmiałem go jednak poganiać. By może układał sobie w głowie, od czego
zacząć.
Jego profil nie
wyrażał niczego. Pozornie beznamiętnie wpatrywał się w przestrzeń. Lecz
kiedy na parę sekund odwrócił wzrok w moją stronę, mogłem ponownie
dostrzec tę przeklętą studnię. Jedną z wielu jego części, której nie
umiałem rozgryźć.
― Miałem siedem lat ―
westchnął nagle Midori. Natychmiast wyrzuciłem z głowy wszystkie myśli. ― Dzieciaki z przedszkola zabrały mi lalki i zaczęły się ze mnie
naśmiewać. Przecież chłopak, który bawi się lalkami, jest dziwadłem. Tak
było zawsze ― uśmiechnął się pusto. Nie mówiłem nic, nieco zakłopotany.
Jasne, współczułem mu, a te dzieciaki nie powinny się z niego
naśmiewać. Ale gdybym tam był, pewnie sam uznałbym takie zachowanie za
dziwaczne.
― I nagle, bam! ―
Midori gwałtownie rozpostarł ręce. ― Pojawiła się ciemnowłosa
dziewczynka, nadepnęła na nogę jednemu z chłopców i zabrała mu lalki. A
kiedy mi je oddała, stanęła przed całą grupką i wykrzyknęła: „Odczepcie
się od niego!”.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
― A więc Mizuhara Chiaki ma charakterek.
― I to jaki ―
Midori potwierdził z uśmiechem. Nawet jego głos zdawał się nieobecny
duchem, gdy wracał do wspomnień. ― Potem już zawsze mnie broniła. Razem z
innymi dziewczynami stworzyliśmy paczkę przyjaciół, ale rozpadliśmy się
w gimnazjum. Tylko ona była przy mnie cały czas. Wspierała mnie... w
szczególnie trudnych momentach ― nerwowo wbił wzrok w ziemię. Odniosłem
wrażenie, że powstrzymał się przed powiedzeniem czegoś więcej. Midori
pokręcił głową i westchnął. ― Pokłóciliśmy się, gdy mama i ja
postanowiliśmy wyjechać. Wiesz, Chiaki już na początku gimnazjum wybrała
sobie szkołę średnią. Jej celem było dostać się tam. I się dostała.
― Czekaj. To znaczy, że jest od ciebie starsza? ― spytałem.
― Tak, o rok ―
potwierdził. Przewrócił oczami, gdy posłałem mu zdziwione spojrzenie. ― No co? Nie byliśmy w związku, co to komu przeszkadza. Sam byłeś w kilku
związkach ze starszymi ― wytknął mi.
― No dobra, zwracam honor ― uniosłem ręce w poddańczym geście.
― Dlatego na
początku nic nie mówiłem o przeprowadzce ― kontynuował. Zerknął na mnie,
a ja niepewnie pokiwałem głową. ― Ale to gryzło mnie od środka.
Wyjechać bez pożegnania? Zabiłaby mnie ― zaśmiał się cicho i na chwilę
spojrzał w niebo. ― Najpierw była wkurzona, że jej nie powiedziałem.
Potem zarządziła, że jedzie ze mną. Zaprzeczyłem, bo co z jej szkołą? Co
z jej marzeniami?
Midori wziął głęboki wdech.
― Wtedy zarzuciła mi, że tak naprawdę chcę ją opuścić. A ja odpowiedziałem twierdząco.
Westchnął, a ja pokręciłem głową ze współczuciem.
― Nie sądzę, żeby
wieloletnia przyjaciółka chciała usłyszeć takie rzeczy ― powiedziałem,
siląc się na coś mądrzejszego niż cisnące mi się na usta „Człowieku, coś
ty narobił”.
― Chciałem tylko,
żeby nie porzucała dla mnie marzeń ― Midori nadal był wpatrzony w
bladoniebieskie chmury przepływające mu nad głową. ― Już i tak
wystarczająco dużo dla mnie zrobiła. Pomyślałem, że nawet jeśli miałbym
ją stracić, chcę, żeby była szczęśliwa.
― Ale teraz tu jest ― zauważyłem. ― Mimo tego wszystkiego.
― I to mnie trochę przeraża ― wyznał Midori z krzywym uśmiechem na twarzy.
Nawet nie
zauważyłem, gdy dotarliśmy pod nasz blok. Zatrzymaliśmy się nieopodal
klatki Midoriego i wymieniliśmy niezręczne spojrzenia.
― Chciałbym z nią
pogadać ― Midori popatrzył gdzieś w bok, co zdradziło, że jego luźny ton
był wymuszony. ― Tyle że ona najwyraźniej nie chce mnie widzieć.
― Jesteście
przyjaciółmi ― próbowałem go pocieszyć. ― No i przecież przyjechała tu
dla ciebie. Nie widzę innej opcji ― uśmiechnąłem się, a chłopak niemrawo
to odwzajemnił. ― Przejdzie jej, a wtedy pogadacie. Humory kobiet
trzeba przeczekać ― powiedziałem, zanim ugryzłem się w język. Midori
prychnął.
― Znawca się znalazł, tfu ― udawał, że spluwa, co trochę mnie rozbawiło.
― Ale co, nie mam
racji? ― przekrzywiłem głowę z zawadiackim uśmiechem. ― Tyle lat z
przyjaciółką, sam powinieneś to zauważyć.
Midori pokręcił głową z uśmiechem i już robił krok w stronę klatki, gdy powiedziałem:
― Z tego co wiem, przyjaźnie nie wygasają tak łatwo.
Chłopak wreszcie spojrzał mi w oczy, a kąciki moich ust powędrowały do góry.
― Chcesz, żeby wracała do Sapporo? ― spytałem. ― Tylko szczerze.
Mimo braku wiatru
powietrze było rześkie. Czerpałem je spokojnie, czekając na słowa, które
spłyną z ust chłopaka obok mnie. Ciemna zieleń jego oczu spotkała się z
błękitem moich. I trwały tak w jednej linii, szukając w sobie nawzajem
odpowiednich myśli.
― Nie ―
opowiedział cicho Midori. I to wystarczyło, żebym wiedział. Próbował to
chować, ale pewnie strasznie tęsknił za kimś znajomym. W tym mieście
wszystko było dla niego nowe i obce. Nie ważne, jak człowiek próbuje się
dostosować, zawsze pozostaje ten nieznośny dyskomfort.
Pewnie istniało
wiele powodów, dla których Midori zdecydował się na przeprowadzkę. I
choć nie chciał mi o nich powiedzieć, potrafiłem zrozumieć jego strach.
Jeszcze rok temu sam odczuwałem go niemal każdego dnia.
― Jeszcze
przyjdzie do ciebie ― zbliżyłem się i poklepałem go po ramieniu. ― A na
razie podobno miałeś się szykować na spotkanie z dziewczynami z klasy.
Midori wyglądał, jakby dopiero teraz sobie o tym przypomniał. Po chwil jednak odzyskał rezon i uśmiechnął się delikatnie.
― Jak nie masz
planów, możesz iść z nami ― powiedział. Zaskoczył mnie tą propozycją,
ale po prawdzie miałem coś do zrobienia.
― Nie, nie, to twoja zabawa ― pokręciłem głową. ― Odwróciłbym od ciebie uwagę wszystkich dziewczyn.
Midori wbił mi łokieć w żebra, na co skuliłem się ze śmiechem. Chłopak odbiegł na kilka kroków i otworzył drzwi do klatki.
― Rób jak chcesz ― odezwał się jeszcze. ― Będę pisał!
I zamknął drzwi, pozostawiając mnie z wrażeniem ciepła w piersi.
Rozmowa z nim dodała mi odwagi, by zadzwonić do Anri.
+++
kilka chwil później
Wpadłem do mieszkania i trzasnąłem drzwiami w chwili, gdy w mojej kieszeni zadzwonił telefon. Ze zdumieniem rozpoznałem River flows in you – dzwonek, który ustawiłem sobie specjalnie do kontaktu mojej dziewczyny.
Nie czekając, aż się zawaham, odebrałem.
― Halo? ― powiedzieliśmy jednocześnie. Zapadła cisza, po czym oboje się roześmialiśmy.
― Właśnie miałem do ciebie dzwonić ― wyznałem po chwili.
― Ach tak? ― słyszałem uśmiech w jej głosie. ― No dobra, posłuchaj, ja...
― Nic nie musisz mówić ― przerwałem jej. ― A już na pewno nie możesz przepraszać. To ja...
― Posłuchaj mnie,
dupku. Chcę się spotkać ― powiedziała ze śmiechem. Natychmiast przed
oczami pojawił mi się obraz jej ciała i poczułem się, jakbym znalazł
światełko w tunelu.
― Teraz? ― spytałem z nadzieją.
― Teraz ― potwierdziła. Dobrze się bawiła, podpuszczając mnie. ― Za dwadzieścia minut.
― Będę czekał ― cmoknąłem w słuchawkę. Nie potrzeba było więcej słów.
Zakończyłem
połączenie, oparłem się o ścianę i westchnąłem z ulgą. Chyba nie byłem
aż tak złym facetem, skoro wszyscy chcieli do mnie wracać.
+++
popołudnie
Anri wtuliła się
we mnie, a ja przesunąłem głowę w dół i zaciągnąłem się przyjemnym
zapachem jej włosów. Była już całkiem ubrana w swoją czarną koszulkę i
białe spodnie, ale mnie nadal nie chciało się założyć niczego poza
dresami. Leżeliśmy na boku, a z przenośnego głośnika, który przyniosła,
leciało Bluestone Alley.
― Uwielbiam ten utwór ― westchnęła. ― Tylko nigdy nie mogę rozszyfrować jego przekazu.
― Myślę, że akurat w tym momencie nie chodzi o przekaz ― powiedziałem. ― Liczy się akompaniament do tej chwili.
Z góry widziałem, jak policzki Anri poruszyły się, co musiało oznaczać, że się uśmiechnęła.
Nie rozmawialiśmy
dużo o tym, co nas poróżniło. Zabroniłem jej przepraszać, po czym sam ją
przeprosiłem. Przespaliśmy się. I tyle.
Bawiłem się jej
włosami i pozwoliłem myślom odpłynąć. Przypomniałem sobie, że Midori
pewnie w tym momencie śmieje się razem z dziewczynami. Może chodzą po
sklepach i robią sobie zdjęcia? Jak to dziewczyny...
„Ups, zaliczyłem
Midoriego do dziewczyn”, pomyślałem. Nie mijało się to jednak aż tak
bardzo z prawdą. Midori był bardzo dziewczęcy.
Gdy poprzedni utwór ustąpił następnemu w kolejce Love and Loss,
przypomniałem sobie o j-rockowych plakatach w pokoju chłopaka. Byłem
ciekaw, co myśli o spokojniejszej muzyce, której byłem zwolennikiem. Jak
zareagowałby, gdybym puścił mu coś z mojej playlisty.
Ponownie wciągnąłem zapach mojej dziewczyny w nozdrza. Uznałem, że mamy na to z Midorim jeszcze mnóstwo czasu.
+++
późnym wieczorem
Naki dołączył/a do czatu
Chigusa dołączył/a do czatu
Chigusa: Aaaah, ale się zmęczyłam...
Naki: Czyli jednak chodziłyście po sklepach?
Chigusa: Ty draniu, skąd wiedziałeś?
Kazuchi: Chi!!
Tori: Witajcie, Chi, Naki.
Chigusa: Byłyśmy też w kawiarence na karaoke. Dziewczyny bardzo chwaliły mnie za głos ^^
Kazuchi: Co, gdzie, jak?
Chigusa: A, zwyczajne wyjście na miasto z koleżankami z klasy ^^
Naki: Nie chciałem ci przeszkadzać więc nie pisałem
Naki: Ale
Naki: Pogodziłem się z dziewczyną
Tori: To świetnie.
Chigusa: Hmpf, czas najwyższy.
Kazuchi: A o co wy się posprzeczaliście?
Kazuchi: Ty i Naki?
Chigusa: Głupota. Nawet nie warto wspominać ^^
Naki: Jasne. Było, minęło.
Kazuchi: ;; Czuję się odsunięty
Tori: Nie o wszystkim musisz wiedzieć.
Kazuchi: No wiem mamo, ale i tak jestem ciekawy...
Tori: Mamo?
Kazuchi: Cały czas mi matkujesz
Tori: Oprócz tych chwil, gdy ci dokuczam?
Kazuchi: Och, jakiś ty zmyślny. Dać ci za to medal?
Tori: Nie przyda mi się raczej nic twojego.
Kazuchi: Och? Myślałem, że przyjmiesz każde uwielbienie twojej chwały.
Chigusa: Dobra, chłopcy, starczy już.
Tori: Tylko się przekomarzamy.
Kazuchi: Jaaasne.
Kazuchi: A, Chi! Strona wygląda świetnie ^^
Chigusa: Wiesz, że powinieneś dziękować Hackerowi ^^
Kazuchi: Nie podziękuję mu za nic, choćbym miał sam zastrzelić się z łuku ^^
Naki: lol
Tori: Dokładnie. Lol.
Naki: Ale zgadzam się z Kazu. stronka wygląda świeżo
Chigusa: No dobra, muszę przyznać, że miałam swój udział w projektowaniu wyglądu :3
Chigusa: Ale ja tylko wybieram kolory i rozrysowuję ustawienia ^^; Za wszelkie zasługi należy podziękować Hackerowi
Kazuchi: Wszystko jest teraz ładniej uporządkowane <3 Świetna robota, Chi ^^
Tori: *wzdycha*
Naki: *również*
Chigusa: *wszyscy wzdychają*
Kazuchi: ... Foch.
Naki: jakieś wieści z frontu? bo długo mnie nie było
Tori: Jeden odcinek.
Naki: To wiem, dzięki.
Chigusa: Na dział z newsami wchodzisz?
Naki: Tak, tak, niemal codziennie. tylko z uploadem zalegam
Chigusa: To się spiesz, lowelasie.
Kazuchi: Fajnie masz Naki ;;
Kazuchi: Nie żebym narzekał, ale u mnie ostatnio wychodzi sześć odcinków na dzień T-T
Kazuchi: Czuję się zapracowany
Tori: Uwierz, nie masz tak źle.
Tori: Mnie wszystkie testy w szkole zwaliły się na jeden tydzień
Chigusa: *błogosławi ich obu*
Chigusa: Właśnie, Naki. Pomógłbyś mi z wypracowaniem na literaturę?
Naki: Ech, pewnie, ślicznotko.
Chigusa: :*
Tori: Totalnie się pogodziliście.
Chigusa: A żebyś wiedział.
Chigusa: Skarbie, widzimy się jutro u mnie. Przynieś notatki.
Naki: Umówiłem się popołudniu z Anri.
Chigusa: No to wstaniesz rano :*
Naki: Ech... Jak sobie życzysz.
Kazuchi: Hehe, dziewczynom się nie odmawia <3
Kazuchi: Zazdroszczę wam szczęścia <3
Tori: A ten znowu...
Chigusa: A, niech zazdrości <3
Naki: hehe.
+++
12 maja (pojutrze), ranek
Po mile spędzonej u
Midoriego i z Anri niedzieli, musiałem niestety wrócić do szkoły. Ze
smutkiem przypomniałem sobie, iż obiecałem Shigatsu, że postawię mu
słodycze w zamian za informacje. Miałem przeczucie, że nie skończy się
na jednym batonie.
Nie myliłem się.
Za moją kasę Kamijou wybył na kilka minut do automatu i wrócił do klasy z
sześcioma batonami i colą. Wydał wszystko, co mu dałem. Westchnąłem
boleśnie, a siedzący obok mnie na ławce Ozaki uśmiechnął się pod nosem.
― No i? ― spytałem, zrezygnowany. Shigatsu zajął wolne krzesło i odpakował pierwszego batona. ― Jak się nazywa?
― Mizuhara Chiaki.
Zamarłem. Shigatsu najspokojniej w świecie wziął pierwszego gryza. Ozaki za to przyjrzał mi się uważnie.
― Jesteś pewien...? ― wydusiłem z siebie. Jasnoniebieskie oczy Kamijou ewidentnie chciały mnie przewiercić.
― No ja pierniczę, Kizunashi ― przełknął czekoladę, zanim coś powiedział. ― Mam dobry słuch. Przeliterować ci?
― Nie, dzięki ― odparłem, będąc w lekkim szoku. Niby mogłem się spodziewać... Nie, na pewno powinienem nabrać podejrzeń!
― Znasz ją? ― zapytał Ozaki podejrzliwie.
Już chciałem
odpowiedzieć, kiedy wraz z dzwonkiem w drzwiach ukazała się wysoka
dziewczyna o prostych, kasztanowych włosach. Odziana w mundurek naszej
szkoły, czyli czarną spódnicę i podkolanówki, białą koszulę oraz kremowy
sweterek, dumnie wkroczyła do sali lekcyjnej. Czerwonej wstążki pod
szyją nie zawiązała na kokardę, jak robiło to większość dziewczyn, lecz
zrobiła z niej coś w rodzaju krawatu. Chłopcy, którzy siedzieli
najbliżej wejścia, z zafascynowaniem oglądali się za ruchami jej długich
włosów i nienaganną sylwetką.
Już miała usiąść w
drugiej ławce, gdy zatrzymała wzrok na mnie. Zmrużyła swoje ciemne
oczy, co uznałem za sygnał do powstania z miejsca.
― Cześć, jestem
Kizunashi Nakira ― podszedłem do niej i skłoniłem się nieco. ― Pewnie
kojarzysz mnie z meczu z liceum Seishinkan.
Dziewczyna zrobiła minę, jakby właśnie ją olśniło. Szybko jednak przybrała surowy wyraz twarzy.
― Ach tak, grałeś wtedy ― przyznała. ― Miło mi, ja jestem...
― Mizuhara Chiaki,
tak? ― przerwałem jej, zanim zdążyłem się powstrzymać. Dziewczyna
zmarszczyła brwi. ― Przepraszam, jestem przyjacielem Midoriego ― niby z
zakłopotaniem położyłem rękę na karku. ― Opowiadał mi o tobie.
― Midori dostał się do drużyny? ― miała głęboki, ostro brzmiący głos. Bardzo pasował do jej aparycji.
― Jest menadżerem ―
poinformowałem ją z uśmiechem. Jednak interesowała się Midorim, choć
wydawało się, jakby zadała to pytanie od niechcenia.
― Och ―
skomentowała. Zauważyłem, że jej tęczówki miały granatowy kolor.
Mizuhara przez chwilę wpatrywała się we mnie uważnie. Schlebiało mi to,
że tak mnie studiowała, aczkolwiek poczułem się trochę osaczony.
― Odpowiedz mi na
jeszcze jedno pytanie ― w jej ustach brzmiało to bardziej jak rozkaz,
niż prośba. Nonszalancko oparła się o ławkę. ― Jak można być tak w
cholerę przystojnym?
Udało jej się mnie zaskoczyć. Usłyszałem, jak Ozaki chichocze w pobliżu, zanim jeszcze pojawił się obok Mizuhary.
― Ten koleś już
tak ma ― machnął ręką, a ja uśmiechnąłem się krzywo. Mój kumpel chyba
właśnie próbował zarywać do dziewczyny. ― Witamy w naszej klasie.
Wszyscy cieszą się, że do naszej zgrai dołączyła taka piękność ―
szerokim ruchem ręki wskazał wszystkich gapiących się na naszą trójkę
chłopaków. Większość patrzyło z zawiścią. Sam Takashima ukłonił się
ostentacyjnie. ― Nazywam się...
W tym momencie do
klasy wszedł nauczyciel, a Mizuhara straciła nawet ten najmniejszy cień
zainteresowania, który z takim trudem udało się zdobyć Ozakiemu. Po
prostu usiadła w swojej ławce i wyciągnęła książki z torby, kompletnie
ignorując wszystko wokół.
Posłałem mojemu
koledze rozbawione spojrzenie, zanim sam usiadłem. Ozaki wyglądał na
lekko wkurzonego, ale tylko wzruszył ramionami. Zerknąłem jeszcze na
siedzącego z tyłu Shigatsu. Zignorował nas na rzecz wyciągniętej pod
ławką konsoli.
+++
południe
Od: Nakira
Do: Midori
Temat: Przyjdź na dach
Mizuhara jest u mnie w klasie.
Nie zdziwiłem się, gdy po takiej wiadomości Midori dogonił mnie jeszcze w drzwiach prowadzących na dach.
― Jak to jest w
twojej klasie?! ― wykrzyknął. Szybko położyłem palec na ustach i
otworzyłem drzwi. Znaleźliśmy się w ciemnej klatce schodowej.
― To znaczy, że
jest tutaj, teraz, w szkole. Ulotniła się z klasy na początku przerwy ―
powiedziałem. Midori niemal zachłysnął się powietrzem. ― Widzę, że
jesteś tak samo zaskoczony jak ja. Nie mówiłeś jej, do której szkoły
idziesz?
― Właśnie nie ―
Midori w zamyśleniu skrzyżował ręce na piersi. ― Może mama jej
powiedziała? ― nagle uniósł głowę, jakby sobie coś przypomniał. ― Muszę
ją znaleźć i z nią pogadać...!
Zanim zdążył nacisnąć klamkę, złapałem go za ramię.
― Czekaj ―
powiedziałem stanowczo. Midori obrócił się w moją stronę, oburzony. ―
Nie wiesz, czy nie będzie tak jak wtedy na trybunach.
― Nie dowiem się, póki nie spróbuję! ― zaoponował.
― Posłuchaj mnie ―
rzuciłem twardo. ― Mam plan. Podsłuchałem, że Mizuhara ma zostać chwilę
po lekcjach, żeby pogadać z naszym wychowawcą ― Midori nareszcie
przestał się wiercić. Na wszelki wypadek nie zdejmowałem jednak dłoni z
jego ramienia. ― Zrobimy na nią coś w rodzaju zasadzki. Będziesz czekał
na nią w drzwiach, a jeśli będzie chciała uciec, zatrzymam ją razem z
Ozakim.
Midori zastanowił się chwilę.
― Czemu Takashimę też w to wciągamy? ― burknął.
― Potrzebuję kogoś, kto będzie ubezpieczał tyły ― wyjaśniłem. ― Poza tym, on na pewno nie rozgada.
Chłopak westchnął ciężko.
― Naprawdę nie ma nikogo innego na to miejsce? ― spytał z bólem. Zaśmiałem się krótko.
― Ozaki nie jest taki zły, jak myślisz.
― Może dla ciebie ― prychnął Midori. ― Ale dobra, niech będzie. Nie będę jej szukał.
Ostentacyjnie
odetchnąłem z ulgą i w końcu zsunąłem dłoń z jego ramienia. Midori
popatrzył na mnie przez chwilę, gdy to robiłem. W półmroku wnęki nie byłem
pewien, co wyrażają jego oczy, ale było to odrobinę za długie
spojrzenie.
― Ok, będę leciał do dziewczyn ― jego dłoń spoczęła na klamce. ― Obiecałem, że zjem lunch z nimi.
― Zaproś je czasem na dach ― zaśmiałem się. ― O ile pamiętam, jednej się podobam?
Midori zmarszczył brwi, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu.
― Jak już je
zaproszę, upewnię się, że nie będzie cię w szkole ― prychnął i otworzył
drzwi. Wyszedł na korytarz, a ja pokręciłem głową i ruszyłem w górę
schodów.
+++
kilka chwil później
Siedziałem pod metalową siatką, gdy w drzwiach ukazał się Ozaki.
― Stary, wiesz, że nie lubię tu przychodzić ― chłopak potarł ramiona, zbliżając się do mnie. ― Piździ.
― Wytrzymasz ― oznajmiłem z uroczym uśmiechem. ― Jest akcja do zrealizowania.
W skrócie przedstawiłem mu sytuację i plan działania. Takashima słuchał moich słów z obojętnym wyrazem twarzy.
― Czemu miałbym
się nie zgadzać ― skwitował znudzonym tonem, wyciągając skądś kartonik
soku. ― Mam tylko złapać ją w przypadku, gdyby tobie się nie udało.
― Dokładnie tak ― pokiwałem głową. ― Cieszę się, że się rozumiemy.
― To jego była czy coś? ― Ozaki upił łyk napoju przez słomkę.
― Powiedziałem, że to ktoś ważny, a nie kochanka ― popatrzyłem na niego sceptycznie.
― A no tak, bo dla
ciebie to dwie różne rzeczy ― rzucił w przestrzeń. Miał zwyczaj nie
patrzenia w oczy rozmówcy. W ogóle miał zwyczaj nie zwracania na siebie
uwagi.
Wzruszyłem ramionami, bo nie mogłem zaprzeczyć. Te dwa pojęcia rozminęły się w moim słowniku już dawno temu.
― Przeczytałem Kinga ― oznajmił od niechcenia.
― Odbyłeś swoją bezsenną noc? ― spytałem kontrolnie. Rozpoczęła się luźna rozmowa.
― Walczyłem z opadającymi powiekami ― westchnął Ozaki. ― Kawa nadal nie działa. Znasz jakiś inny dobry energetyk?
― Ćwiczenia.
― W środku nocy? Podziękuję.
― Sorry, ale mój energetyk to seks.
Ozaki westchnął tak ciężko, iż miałem wrażenie, że zaraz się zakrztusi.
― Nie każdy ma go pod dostatkiem.
― Wiem ― zaśmiałem się. ― Powinieneś poszukać sobie dziewczyny.
Takashima spojrzał na mnie dziwnie.
― Dziewczyna to
utrapienie ― skrzywił się. ― W pakiecie z energetykiem dochodzi okres,
odpowiedzialność i wyrzeczenia. Nie wiem, jak ty to wytrzymujesz ―
dodał, siorbiąc resztki soku z dna kartonika.
― Po prostu trzeba
umieć się dostosować ― powiedziałem tonem profesjonalisty. ― No i
potrzeba też odrobiny dedukcji. Kobieta oczekuje, że będziesz wiedział,
czego ona chce.
Ozaki prychnął.
― Słuchaj, coś innego niż seks?
― Cukier?
― ...Chcesz mnie zabić?
+++
po lekcjach
Po prawdzie byłem
trochę spięty. Stojąc pod opustoszałą już klasą, naprawdę czułem się,
jakbyśmy mieli kogoś porwać, co było lekko idiotyczne. Na korytarzu
przechadzały się jeszcze grupki uczniów, ale nikt nie zwracał uwagi na
naszą trójkę. Midori stał tuż przy zamkniętych drzwiach, ja trochę dalej
z przodu, a Takashima kręcił się w pobliżu. Cierpliwie czekaliśmy, aż
lekko roztrzepany nauczyciel literatury, aka wychowawca klasy 2-C,
skończy rozmawiać z Mizuharą.
Wreszcie drzwi
uchyliły się na milimetr. Cały się spiąłem, gotów do szybkiej reakcji.
Pierwszy wyszedł kiwający głową mężczyzna w średnim wieku, tuż za nim
Mizuhara. Nauczyciel pożegnał się, a dziewczyna natychmiast spostrzegła
przed sobą Midoriego. Jednak ku mojemu zdziwieniu, tym razem nie
próbowała nigdzie uciec. Stała w miejscu, a ja nie wiedziałem, co ze
sobą w takim razie zrobić.
― Cześć ― odezwał się niepewnie Midori.
― Cześć ― odparła chłodno Mizuhara. Przewyższała go o pół głowy, co tylko potęgowało wrażenie wyniosłości.
― Przepraszam ― wypalił, uparcie patrząc przyjaciółce w oczy. ― Za te wszystkie okropne rzeczy, które ci powiedziałem.
― Jak najbardziej
powinieneś ― jad w jej głosie nieźle mnie zaskoczył. ― Zdarzyło ci się
pomyśleć przez chwilę o moich uczuciach? To ja chciałam za tobą jechać i
ty nie miałeś nic do gadania!
Podeszła o krok bliżej. Midori wytrzymał jej spojrzenie.
― Wiem, że byłem
samolubny ― powiedział mocnym głosem. ― Znasz moje motywy i wiem, że
masz je gdzieś. Chciałem, żebyś spełniła swoje marzenia i była
szczęśliwa. Ale zapomniałem, że nie mogę dyktować innym, gdzie mogą być
szczęśliwi.
Byłem pod wrażeniem jego przemowy. Widziałem po jej minie, że Mizuhara również. Pewnie poświęcił dużo czasu na przemyślenie tych słów.
― Tak naprawdę
strasznie się cieszę, że cię widzę ― Midori uśmiechnął się ciepło. ― I
byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi, gdybyśmy mogli dalej
przyjaźnić się w tym mieście.
Mizuhara zacisnęła
wargi i pięści. Przez chwilę miałem niepokojące wrażenie, że chce go
uderzyć. Zamiast tego po prostu podeszła do Midoriego i mocno go
przytuliła.
Poczułem dziwne
ukłucie w piersi, gdy chłopak odwzajemnił uścisk. Dziewczyna wymamrotała
do niego coś, czego nie dosłyszałem. Obserwowałem tę scenę z lekką
konsternacją. Zerknąłem na Ozakiego, którego mina nie wyrażała nic.
Jedynie lekko unosił brwi.
Przyjaciele w końcu odsunęli się od siebie, a Midori patrzył na nieco zawstydzoną Mizuharę z uśmiechem.
― Wiem, że zmieniłaś numer telefonu ― powiedział. Mizuhara nie spojrzała na niego. ― Podasz mi nowy?
― No dobrze ― z
lekkim wahaniem wyciągnęła komórkę z torby. Wymienili się numerami, a ja
uznałem, że należy uciąć atmosferę prywatności. Odchrząknąłem, a parka
spojrzała w moją stronę. Ozaki szybko stanął obok mnie i ostentacyjnie
gwizdnął.
― Szybko się pogodziliście ― zauważył. Mizuhara zmarszczyła na niego brwi, a ja znowu położyłem dłoń na karku.
― To skoro już
wszystko w porządku, może wrócilibyśmy wszyscy razem? ― zaproponowałem,
patrząc znacząco to na Midoriego, to na Mizuharę. ― Na pewno macie sobie
dużo do powiedzenia. Ja i Ozaki będziemy przyjacielską strażą
przyboczną ― poklepałem kolegę po plecach, na co ten spojrzał na mnie
poirytowany.
Dziewczyna nie wyglądała na przekonaną, ale wtedy Midori złapał ją za rękę.
― Chodźmy! ― uśmiechnął się rozczulająco. ― Będzie fajnie.
Wydawało mi się,
że dostrzegłem na twarzy Mizuhary cień uśmiechu. Szybko jednak znikł,
zastąpiony przez groźną i podejrzliwą maskę wobec nas.
Zanotowałem w głowie, żeby nigdy w życiu jej nie wkurzać.
+++
Było nadal
jasno, gdy we czwórkę szliśmy chodnikiem. Minęliśmy plac zabaw i kilka
bloków. Midori i Mizuhara rozmawiali między sobą, idąc z przodu. Za nimi
dreptaliśmy ja i Ozaki. Nie mówiliśmy aż tak wiele jak
rozentuzjazmowany Midori. Patrzyłem na tego chłopaka i widziałem na jego
twarzy bezgraniczne szczęście. Wyglądał trochę śmiesznie, gdy lekko
unosił głowę, by spojrzeć przyjaciółce w oczy, ale nie przeszkadzało mu
to w rozmowie. Gestykulował żywo, za to Mizuhara odpowiadała trochę
lakonicznie. Była jednak mniej groźna niż wcześniej.
― I ty mi mówisz,
że to nie jego była ― mruknął Ozaki z rękami w kieszeniach. Jak zwykle
szedł trochę przygarbiony, przez co aż się prosił o upomnienie.
Pamiętałem jednak, że Takashima nic sobie nie robił z przytyków.
Odpowiadał „jasne, mamo”, po czym i tak się garbił. Westchnąłem.
― Przyjaźnili się przez... ― w myślach szybko przeliczyłem lata. ― Niemal dziewięć lat. Nic dziwnego, że są blisko.
― Mówisz? ―
Takashima obserwował tę dwójkę znudzonym wzrokiem. Tym bardziej
zdziwiłem się, gdy oznajmił: ― Ona nie sprawia wrażenia wyluzowanej.
Szybko spojrzałem
do przodu. Midori zrobił gwałtowny ruch ręką, przez co dłonie przyjaciół
na chwilę się zetknęły. Mizuhara ledwo widzialnie zadrżała i
natychmiast splotła ręce z tyłu. Zamrugałem z zaskoczeniem.
― Tak jest od
jakiegoś czasu ― Ozaki zorientował się, że zauważyłem ten gest. ― Skoro
są tak dobrymi przyjaciółmi, to nie powinna być taka spięta. No chyba,
że coś ją gryzie.
― Albo jest zakochana ― powiedziałem cicho. Ozaki pokiwał głową.
― Przynajmniej twój zmysł nie zawodzi.
― Wszystko pasuje ― nagle mnie olśniło. ― Zrezygnowała ze swojej wymarzonej szkoły tylko po to, żeby być blisko niego...
― Serio? ― Takashima uniósł brwi. ― Ja cię. Musi być strasznie zakochana.
Umilkliśmy, ale
czułem, że on też obserwuje Mizuharę. Midori doszedł do punktu
kulminacyjnego jednej ze swoich historii, na co dziewczyna pierwszy raz
się roześmiała. Jej śmiech był bardzo ładny i zupełnie nie rozumiałem,
czemu robiła do każdego taką groźną minę.
Midori uśmiechnął
się szeroko, prawdopodobnie bardzo z siebie dumny. Pomyślałem, że
pierwszy raz widzę taki uśmiech – pełen czystego szczęścia i dobrych
intencji. Przy Mizuharze uśmiechał się zupełnie inaczej niż przy mnie.
Poczułem się dziwnie. Jakby coś ciążyło mi na sercu.
Nie czekając, aż uczucie się rozwinie, przyspieszyłem kroku. Szybko znalazłem się obok Midoriego.
― To gdzie mieszka
Mizuhara? ― spytałem z uśmiechem. Po chwili po drugiej stronie pochodu
pojawił się Ozaki. Przypadkowo zderzył się ramionami z Mizuharą.
Wymienili się spojrzeniami.
― Kilka ulic dalej ― oznajmił Midori, a uśmiech nie schodził z jego twarzy. ― Trzeba ją odprowadzić na przystanek.
― Ozaki, nie masz
nic przeciwko? ― spytałem. Takashima mieszkał bardziej w centrum, które
było w całkowicie przeciwną stronę niż nasze osiedle. W praktyce miał
dwa razy dłuższą drogę powrotną, ale za każdym razem powtarzał, że to
nie ważne.
― Spoko ― i tym
razem nie było wyjątku. ― A tak w ogóle, księżniczko ― ukłonił się
ostentacyjnie w stronę Mizuhary. ― Nazywam się Takashima Ozaki i od dziś
będę siedział w ławce za tobą.
― Istotnie ― odparła Mizuhara chłodno, na co parsknąłem śmiechem. Zabiegi Takashimy na razie spełzały na niczym.
Midori go
zignorował. Zagadnąłem go, jak mu poszło wypracowanie, a Ozaki cały czas
próbował zwrócić uwagę Mizuhary. I w mniej więcej takiej atmosferze
minęła nam cała droga.
Dawno nie czułem się tak wesoło. W tej atmosferze dało się zignorować dziwny ucisk w sercu.
+++
Siedział na
parapecie przy oknie. Nogi luźno skrzyżował w kostkach, wyraz twarzy był
trochę nieobecny. Prawdopodobnie znajdowaliśmy się na szkolnym
korytarzu, ale tło rozmazywało mi się przed oczami.
Wodziłem
wzrokiem po jego skąpanych w słońcu włosach, rumianych policzkach, lekko
zaczerwienionej skórze i zagięciach mokrej, białej koszuli. Materiał
przyklejał się do ciała.
Oparł delikatne dłonie na parapecie i rozchylił cienkie wargi. Kolczyk zalśnił od wody. A może była to ślina?
Zafascynowany,
podszedłem bliżej. Zielone oczy patrzyły na mnie wyczekująco,
obserwowały każdy mój ruch. Z drżeniem dotknąłem wilgotnego materiału
koszuli. Rozpiąłem pierwszy guzik. Drugi. Trzeci...
Wsunąłem dłoń
pod materiał, za co otrzymałem ciche westchnienie. Z chwilą, gdy
dotknąłem jedwabistej skóry, obudziło się we mnie coś zupełne
nieznanego. Skryta pod rzęsami zieleń błyszczała kusząco. Różane wargi
wręcz zapraszały do zmysłowego tańca.
Zapragnąłem
poznać wszystkie kroki. Nauczyć się układu na pamięć, aby powtarzać go
bez końca. Nachyliłem się ku pięknym ustom, chcąc się zatracić, chcąc...
― Nakira... ― Midori cicho westchnął wprost w moje usta. ― Co ty wyprawiasz...?
Gwałtownie
otworzyłem oczy. Zerwałem się do siadu tak szybko, że prawie spadłem z
łóżka. Przez chwilę nie wiedziałem nawet, jak się oddycha. Dopiero gdy
zobaczyłem, że nadal jestem w swoim pokoju, powoli wypuściłem powietrze z
płuc.
„Co to, kurwa, było?”
Złapałem się za głowę tak mocno, że aż zbielały mi knykcie.
(a/n) Woohoo, zaczyna się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz