czwartek, 21 czerwca 2018

Rozdział 1

Podrywacz│2269 słów│opublikowane na Wattpadzie 18 stycznia 2017


    25 marca, wieczorem

          Blade światło ekranu brutalnie przebiło się przez ciemność pokoju. Pod wpływem wibracji telefon tańczył po stoliku nocnym i głośno wyśpiewywał melodię dzwonka. Z trudem uchyliłem zaspane powieki, by po chwili znowu je zamknąć. Nie wiedziałem kto dzwoni i nie chciałem tego wiedzieć. Jedyne, czego chciałem, to spać.
          Z jękiem przetoczyłem się na drugą stronę łóżka i owinąłem twarz w poduszkę, starając się zagłuszyć dzwonek. Czekałem, aż muzyczka się skończy, ale gdy ten moment nastąpił, dosłownie kilka sekund później komórka rozdzwoniła się znowu.
          Zmusiłem się do przekręcenia się na plecy i przetarcia oczu. Odgarnąłem zasłaniające mi widoczność blond kosmyki i mrucząc pod nosem kilka niecenzuralnych uwag, sięgnąłem po irytujące urządzenie. Dzwoniła Kami, no tak. Na dzwonek miałem ustawiony jej ulubiony utwór. Potrząsnąłem głową i obiecałem sobie w duchu, że go zmienię.
          Odebrałem.
          ― Halo, Naki? ― w słuchawce rozległ się znajomy, cieniutki, dziewczęcy do granic możliwości głosik. ― Jesteś w domu? Już myślałam, że coś ci się stało ― nerwowy śmiech. ― Co do tego na stacji... co to miało być?
          Dobre pytanie. Wybudzony ze snu, ledwo potrafiłem sobie przypomnieć własne imię. Po chwili jednak skojarzyłem fakty. I doszedłem do wniosku, że chyba nie wyraziłem się wtedy zbyt jasno.
          ― Musiałeś gdzieś wyjechać? Tak nagle zniknąć na trzy dni, martwiłam się o ciebie.
          W myślach zakląłem siarczyście. Że też nigdy nie umiałem porządnie wyjaśnić, o co mi chodzi. To powinno być już proste, po tylu rozstaniach. A jednak wcale nie było.
          ― Powiedz coś!
          Chyba za dużo myślisz, odezwał się nagle jakiś głosik z tyłu mojej głowy. Głęboki oddech i wal prosto z mostu!
          Okrutne, lecz najprostsze wyjście, którego w normalnych warunkach nigdy bym nie wybrał. Ale tego dnia odsypiałem nieprzespaną noc, byłem zmęczony, sfrustrowany i rozeźlony pobudką. To nie był mój normalny dzień, i to nie był mój normalny głos. Brzmiał ochryple, nisko i przypominał lód, który powoli wysysał z jego ofiary ciepło i nadzieję.
          ― Słuchaj, gra się skończyła. Zrywam z tobą.
          Cisza. Westchnąłem nieznacznie, wysyłając w nicość pobożne życzenie, aby Kami się rozłączyła.
          ― Przepraszam ― dorzuciłem już łagodniejszym tonem. ― Miałem dziewczynę na boku, gdy z tobą chodziłem. Zasługujesz na kogoś lepszego.
          Och, jak standardowo, ironizowałem sam z siebie. Zaraz rzygnę.
          ― To przeze mnie? ― głos Kami był tak cichy, że niemal jej nie usłyszałem. A byłoby ogromnie niezręcznie w tej sytuacji prosić o powtórzenie zdania. ― Zrobiłam coś nie tak?
          Prawie się uśmiechnąłem. Nieźle, nieźle. Chce się dowartościować, czy wyciągnąć wnioski? Aż przypomniałem sobie, dlaczego wydawała mi się taka ciekawa.
          ― Jesteś wspaniałą dziewczyną ― i tu akurat, jak raz, byłem szczery ― ale nie potrafię cię pokochać. Nic z tego nie będzie. Przepraszam.
          Każdej dziewczynie chce już się rzygać od twojego przepraszam, wrzasnął głos, ale niemal natychmiast go uciszyłem. Czułem się niczym schizofrenik z moją autoagresją. W słuchawce rozległ się szloch.
          Starałem się panować nad tym, co mówię. Znałem Kami, zerwanie samo w sobie było dla niej zbyt ostre. Czasem jednak musiałem wybierać między dobrem innych, a własnymi zasadami. I niestety, nie świadczy to o mnie dobrze, ale zwykle wygrywało to drugie.
          ― Znam tą dziewczynę? ― usłyszałem. Miałem wrażenie, że Kami wypaliła to zanim zdążyła się powstrzymać, bo zaraz potem wstrzymała oddech.
          ― Tak ― odpowiedziałem po krótkim wahaniu. ― Znasz Anri.
          Cisza.
          ― Nienawidzę cię ― syknęła nagle i rozłączyła się.
          Uniosłem brwi. Tak, ten zakończony już związek z pewnością był ciekawy.
          Ziewnąłem potężnie, znów przetarłem oczy i spojrzałem na wyświetlacz. Wpół do szóstej wieczorem. Drzemka trwała jakąś godzinę. Uwielbiam telefony od byłych dziewczyn.
          Westchnąłem ciężko, przewracając się na brzuch. Wyobraziłem sobie, jak powietrze z moich ust płynie mi ponad głową, krystalizuje się i z wielkim hukiem upada mi na barki.
          Zerknąłem na kalendarzyk koło biurka i skomentowałem głośnym jękiem zaznaczone wielkim czerwonym kołem wydarzenie. „Randka z Anri”, za pół godziny. Zupełnie zapomniałem.
          Zwlokłem się z łóżka i skierowałem swoje kroki do szafy, gdzie na górnej półce, schludnie poukładane, leżały wszelkiego rodzaju koszule. Uśmiechnąłem się lekko, pamiętając, jak długo zajęło mi porządkowanie wszystkich moich rzeczy w zeszłym tygodniu. Nie zaliczałem tego jednak jako wadę mieszkania samemu. Był to raczej obowiązek wliczony w cenę wolności. Mogłem na przykład odsypiać nieprzespane godziny, z czego właśnie przed chwilą zostałem wyrwany.
    Samodzielne życie w wieku siedemnastu lat bardzo mnie satysfakcjonowało. 

+++

    pół godziny później
 
          Światła miasta żywo błyskały najróżniejszymi kolorami, gdy z rękami w kieszeniach bluzy, powoli szedłem na spotkanie. Wieczorne powietrze pachniało spalinami, ale była w nim jakaś nuta świeżości, która kazała mi się uśmiechnąć. Późną porą ulice, budynki, a nawet ludzie nabierali niezwykłego uroku.
          ― Kizunashi! ― czarnowłosa piękność w okularach pomachała do mnie, gdy tylko mnie dostrzegła. Stała pod wejściem do domu handlowego. Eye-liner podkreślał jej śliczne, fiołkowe oczy. Włosy zaplotła w dwa warkocze. Miała na sobie pastelowo różową sukienkę, białą narzutkę i kozaki przed kolana tego samego koloru. Sukienka zadziornie odsłaniała jej szczupłe uda, odziane jedynie w cieliste rajstopy.
          ― Anri – chan* ― podszedłem do niej z uśmiechem. ― Nie powinnaś tak lekko się ubierać. Przeziębisz się ― zauważyłem. Sam postawiłem dzisiaj na koszulę w czarno-czerwoną kratę, czarną bluzę i ciemne jeansy.
          ― I kto to mówi. Wyluzuj, jest koniec marca! ― podparła się pod boki z zadziornym uśmiechem. ― Ach ― wzdrygnęła się nagle i zaczęła grzebać w swojej małej, białej torebce. Jak przystało na dziewczynę, nigdy się z nią nie rozstawała. ― Mam coś dla ciebie.
          Z bocznej kieszonki wyciągnęła dwa bilety do kina. Uśmiechnąłem się szeroko.
          ― Co ja widzę? ― nachyliłem się pod pretekstem obejrzenia biletów, a zamiast tego wbiłem spojrzenie w jej odsłonięty dekolt. Musiałem się schylać, bo byłem od niej wyższy o jakieś dwadzieścia centymetrów. – Co to za film?
          ― Ten, na który ostatnio chciałeś iść ― Anri uśmiechnęła się z zadowoleniem. ― Znów trafiłeś w mój gust.
          ― Ale seans jest za dwie godziny ― tym razem naprawdę zerknąłem na bilety.
          ― No właśnie ― Anri wspięła się na palce i pocałowała mnie. ― Idziemy na zakupy, kochanie.
          Dziewczyna obróciła się na pięcie i ruszyła ku głównemu wejściu do królestwa każdej kobiety – galerii handlowej – podskakując przy tym. Ja natomiast pokręciłem głową i cmoknąłem z niezadowoleniem.
          „Naczekam się tej nocy”, pomyślałem.

+++

    nocą

          ― Kizunashi? ― Anri przewróciła się na drugi bok i uniosła się lekko na ramieniu. Znajdowaliśmy się w moim mieszkaniu. Na podłodze leżały nasze ubrania, w tym bielizna, a torby z zakupami zostały rzucone w kąt. Ja, zamiast leżeć spokojnie obok niej, siedziałem na łóżku i kryłem twarz w dłoniach.
          ― Coś się stało? ― zapytała. ― Nie możesz zasnąć ze zdenerwowania? Wyluzuj, przecież od kiedy rzuciłeś Kami, oficjalnie chodzimy ze sobą.
          Nawet nie musiałem przyglądać się jej skrytej w ciemnościach twarzy, żeby wiedzieć o ironicznym uśmiechu, którym mnie obdarzyła. Przetarłem oczy.
          ― To nic. Śpij dalej ― rama łóżka zaskrzypiała lekko, gdy wstałem. ― Idę tylko do toalety.
          Czułem na sobie jej wzrok. Zamknąłem drzwi skromnej, białej łazienki na zamek, po czym oparłem ręce na umywalce. Popatrzyłem w lustro i ujrzałem dosyć muskularnego nastolatka o szerokich barkach, stroszących się nieco na czubku i po bokach głowy złoto blond włosach, błękitnych oczach oraz o gładkich, nieco wąskich rysach twarzy.
          I co ty z tego masz, mówił nastolatek z lustra kpiącym tonem. Kolejna przeleciana dziewczyna do kolekcji. Co ci to daje? Satysfakcję samca alfa?
          „Wystarczy”, uciszyłem go.
          Byłem otaczany przez dziewczyny, odkąd pamiętam – bo wysoki, bo przystojny, bo uprzejmy. Podobno dżentelmen, bardzo miły i pomocny. Uważały mnie za chodzący ideał, choć nigdy nim nie byłem. Moje pierwsze doświadczenie seksualne było dosyć wczesne – miałem piętnaście lat, ona była o rok młodsza. Zerwaliśmy krótko po tym wydarzeniu, ale wtedy zapragnąłem więcej takich przygód. Po kilku losowych „zaliczeniach” wyrobiłem sobie własny gust i starałem się najpierw poznać dziewczynę, zanim zaproszę ją do seksu. Niestety, ta gra była ekscytująca tylko do momentu zbliżenia. Zdobyć – zaliczyć – znaleźć inną. I tak w kółko.
          Wbiłem zmęczone spojrzenie w moje odbicie w lustrze.
          „Dlaczego nie umiem normalnie się zakochać?”, spytałem samego siebie.
          Boś dupek, odpowiedział mój wewnętrzny głos. Zmarszczyłem na niego brwi, obmyłem twarz i wyszedłem z łazienki.
          Zamiast Anri zastałem puste łóżko. W stygnącej pościeli leżał liścik:
          „Miłych snów. Anriś”
          Podniosłem karteczkę do oczu. „Ma kogoś na boku?", przemknęło mi przez myśl. Po chwili jednak wzruszyłem ramionami i zacząłem szykować się do snu.
          „A może to i lepiej.”

+++

    nad ranem
 
          Leżałem na łóżku tak długo, aż stwierdziłem, że i tak nie zasnę. Wtedy wstałem, włączyłem laptopa i przeniosłem go na materac. Ułożyłem się wygodnie na poduszkach i wszedłem w Internet.
          Kilka powiadomień w mediach społecznościowych, odpowiadanie na komentarze pod własnymi zdjęciami i wreszcie – specjalna strona internetowa. Jej tematyką były seriale i znajdowały się tu zarówno odcinki, jak i dużo różnych innych fanowskich rzeczy, a także zakładka, gdzie każdego dnia ludzie wstawiali miliony zdjęć, gifów, lub po prostu wpisów. Pod kartą z serialem każdy mógł też utworzyć czat dyskusyjny. Sprawdziłem, czy nie pojawiły się jakieś nowe „uploady". Byłem adminem tejże strony i zajmowałem się głównie rubryczką z newsami oraz tłumaczeniem dwóch serii z angielskiego na japoński.
          „Upload”, czyli nowy odcinek do przetłumaczenia, pojawił się parę godzin temu. Sprawdziłem, czy nie zawiera przypadkiem rosyjskiego dubbingu, co zdarzyło się już parę razy. Nasz spec od nie do końca legalnego ściągania odcinków z Internetu na ogół był godny zaufania, jeśli chodziło o jakość. Jednak strony, z których ściągał, były szemraną sprawą. Nieraz musiałem prosić naszych korektorów, żeby wyczyścili fińskie napisy lub jakiegoś chorwackiego lektora. Nie było lekko, ale za to nasza stronka cieszyła się dużą popularnością. Głównie dlatego, że byliśmy najszybsi w udostępnianiu odcinków online.
          Ściągnąłem wideo i przerzuciłem je do programu, aby dodać napisy. W międzyczasie kliknąłem w tycią żółtą ikonkę u góry strony, dostępną tylko dla administratorów. W rogu ekranu ukazało mi się małe okno, w którym po chwili na tle nocnego nieba zamrugały gwiazdy i ukazał się komunikat:

Naki dołączył/a do Najgorsi admini

          Jako zalogowana ukazała mi się tylko jedna administratorka. Była to założycielka naszej strony. Uśmiechnąłem się pod nosem. Headadminka zawsze była online wtedy, kiedy i ja byłem.

Chigusa: Ej, Naki! Hacker się do mnie dobija

Naki: wiem, upload

Naki: już tłumaczę

Chigusa: Nie tylko to. Wyszły też jakieś dodatki. A twoja strona milczy!

Naki: przepraszam, byłem zajęty

Chigusa: A co cię tak zajęło?

Naki: małem randkę

Naki: *miałem

Chigusa: No dobra, wybaczam.

Chigusa: Ech... też chcę na randkę. Zazdroszczę Kami...

Naki: Anri

Chigusa: Że co?

Naki: zazdrościsz Anri

Chigusa: Nie wierzę. Kolejna?

Naki: Ups.

Chigusa: Jesteś okropny.

Naki: Wiem.

Chigusa: Powtarzam to już chyba setny raz! Kiedy wreszcie wyciągniesz wnioski?!

Chigusa: Dwa miesiące! Cholera, rekordy bijesz!

Chigusa: A już myślałam, że z tą Kami to coś poważnego, że się ustawiłeś!

Naki: Niestety.

Chigusa: Ehhhh

Chigusa: Dobra, Nakira pozostanie Nakirą. Zmieńmy temat.

Chigusa: Przygotuj się na największą niespodziankę twojego marnego żywota.

Naki: ?

Chigusa: W kwietniu przeprowadzam się do Hakodate!

         ...Co?

Chigusa: Tattaradam~~! To twoje miasto!

Chigusa: I blisko twojej szkoły >o>

Naki: super

Chigusa: Ejj, tylko tyle?

Naki: żartujesz? Strasznie się cieszę

Chigusa: ... To kłamstwo, prawda?

Naki: Przyjeżdżasz! Do mnie! W kwietniu! A to nie za tydzień? O kurcze!

Chigusa: Nie tak szybko, moja rybko xD Jadę pod koniec kwietnia

Naki: O mój Boże. O mój Boże, niech ktoś mnie przytrzyma, bo skacząc wyrąbię w żyrandol

Chigusa: :D

Chigusa: Twoja reakcja była najprzyjemniejszym prezentem urodzinowym w dziejach.

Naki: Czekaj, to ty masz urodziny?

Chigusa: ...Wiedziałam, że zapomnisz. Nie istniał nawet cień szansy, żebyś pamiętał o tak mało ważnej uroczystości.

Naki: A sprawdzałaś pocztę?

Chigusa: Po co? Czekaj

Chigusa: O ty...

Chigusa: Tyyy zboczeńcuuu... Co ty mi za zdjęcia przesyłasz? o////o

Naki: Nie udawaj, przecież wiem, że to twój ulubiony zespół.

Chigusa: ...

Chigusa: Czy. Ostatnie. Pięć. Zdjęć. Jest. Twoje?

Naki: Mhm~~

Chigusa: Debil!!! Debil, idiota, niedorozwój!

Naki: Widzę że ci się podoba

Chigusa: Miałam cię zobaczyć dopiero po przyjeździe!

Chigusa: To na serio jesteś ty?

Naki: Z krwi i kości. Ostatnie to ja po seksie

Chigusa: To ma być żart? Niezbyt śmieszny -.-

Naki: pewnie dlatego, że to nie żart.

Chigusa: ...

Chigusa: Jesteś okropny. Nie, najokropniejszy! Najbardziej okropny ze wszystkich Japończyków chodzących po ziemi!!

Naki: Tak, tak, wiele razy mi to pisałaś.

Chigusa: a idzi ty

Chigusa: kutafonie jedenn

Naki: Znaki ci się podwajają. czyżbyś przeglądała zdjęcia?

Chigusa: zabijee cie ok.

Chigusa: szykuj sie na smiiierccc

Chigusa: tacy przystojni chłopcy nie mają prawa egzystowac

Chigusa: nikt przystojniejszy od mojego Aoi nie ma prawa do zycia

Naki: ^^

Naki: Twoje komplementy cieszą mnie bardziej niż miłe słowa jakiejkolwiek innej dziewczyny.

Chigusa: ty naprawdę pragniesz smierci co

Naki: Gdzie ja schowałem sznur... xd

Naki: a tak poza tym to ciągle robisz błąd w słowie „śmierć"

Naki: to znaczy że mam nie traktować tego poważnie?

Chigusa: no lepiej zebys żyl jak się w koncu spotkamy

Chigusa: bo będe mogla cie zaciupać

Chigusa: Hue hue

Chigusa: zdjecia som cdune


Chigusa opuścił/a Najgorsi admini

          Roześmiałem się, gdy przeczytałem wiadomość do końca. Uwielbiałem wzbudzać w tej dziewczynie emocje i patrzeć, jak w jej wypowiedziach znikają kropki, a później całe znaki.
          Uwielbiałem też z nią rozmawiać. W przeciwieństwie do pozostałych dziewczyn miała w moim sercu specjalne miejsce.
          To chyba znaczy, że coś z tobą nie halo, odezwała się nagle moja autoagresja. Postanowiłem ją zignorować. Skupiłem się na oglądaniu nowego odcinka i układaniu sobie w głowie tłumaczenia.
    Ciemność pokoju, rozświetlana jedynie słabą poświatą ekranu laptopa, działała na mnie kojąco. W takich chwilach naprawdę czułem, że ten pokój, to mieszkanie, to ciche osiedle i całe to miasto – wszystko było moim królestwem. Czułem się wolny i spokojny o swoją przyszłość.
    Ale teraz przyjeżdżała tu Chigusa. A ona i rutyna to dwa sprzeczne byty.



(a/n) Nadal mam wrażenie, że mogłabym napisać to lepiej, choć to już czwarta wersja.
Jak już zdążyliście zauważyć, nasz bohater jest mistrzem w prowadzeniu gierek. I jedynie jego internetowa przyjaciółka jest na niego w stanie za to nakrzyczeć. No cóż.

*–chan – zdecydowałam nie tłumaczyć tego w dialogu, bo jest to cytowana wypowiedź. „–chan” to tradycyjne japońskie zdrobnienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz